-16-

52 8 0
                                    

P O V's KYLIE JENNER

Kiedy spojrzałam w lustro, nie poznałam samej siebie. Malowałam się rano, ale makijaż spłynął mi po twarzy, odsłaniając worki pod oczami. Usta miałam suche i spękane, wręcz przekrwione. Uroku temu wszystkiemu dodawała jedynie znaczna część różowego brokatu Dylana, który mienił mi się między kosmykami czarnych włosów. Uśmiechnęłam się na to, chociaż nie zapomniałam, że po mimo tego, nie wyglądam najlepiej.

- Gotowa?- usłyszałam stłumiony przez drzwi głos Haily i podskoczyłam przestraszona.

Znów zerknęłam na swoje odbicie i potarłam gwałtownie policzek, ścierając resztki różu.

- Nie bardzo- mruknęłam i sięgnęłam po płyn do demakijażu. 

Zapukała.

- Ky?

- Nie wchodź.

- Potrzebujesz czegoś?

- Chwili samotności- odparłam.

Westchnęła:

- Pójdę się przebrać. Zaczekam na ciebie na dole.

Nie odpowiedziałam, tylko przysiadłam na brzegu wielkiej wanny, w której godzinę temu Cam i Josey szukali inspiracji. Weszli oboje w ubraniach z laptopem i kawałkiem pizzy w ręce.

Poczułam, jak Haily oddala się od drzwi i chociaż jej nie widziałam, mentalnie odprowadzałam ją wzrokiem, słysząc jej ciche kroki w stronę pokojowej garderoby.

Moja komórka leżała obok niebieskiej kosmetyczki na umywalce. Spoglądałam na nią od czasu, do czasu, myjąc wolno twarz. Co mam jej  niby powiedzieć? Nie wiem, dlatego tylko spoglądałam. Nie miałam zamiaru po nią sięgać, ale i tak wiedziałam, że prędzej, czy później, to zrobię. Skarciłam się w duchu za to i odkręciłam zimną wodę. Włożyłam trzęsącą się rękę pod strumień i przymknęłam oczy. Przepłukałam solidnie twarz, a chłód na skórze sprawił, że poczułam się lepiej. Wytarłam się dokładnie ręcznikiem i upięłam błyszczące włosy w niechlujnego koka. Pociągnęłam szybko usta pomadką ochronną. 

Wepchnęłam dłonie w kieszenie dresowej bluzy.

Nie mogłam oderwać wzroku od dziewczyny, która gapiła się na mnie z lustra. Była taka inna. Rzadko ją spotykam, a jeszcze rzadziej chcę ją oglądać. Uciekam wzrokiem, kiedy przeszyje mnie jej smutne spojrzenie. Kylie, której w zasadzie nikt nie zna. Niepomalowana. Nieuczesana. Bez drogiej sukni. Taka...zwykła.

Telefon zaczyna dzwonić.

Otrząsnęłam się gwałtownie i wzięłam go do ręki z nadzieją, że to ona.

Tyga.

- Halo?- zaczęłam i założyłam zwisające na skroń włosy za ucho.

- Przepraszam- szepnął.

- Za co?- uniosłam brwi i wyszłam z łazienki, zatrzaskując za sobą dość głośno drzwi.

Obróciłam się za siebie, żeby upewnić się, że na pewno stoją tam gdzie stały.

- Że mnie nie będzie- ciągnął- kurde nie dam rady przyjechać. King* się rozchorował. Muszę z nim jechać do lekarza. Wieczorem mam wywiad do gazety, a potem mam wpaść do twojej mamy z kwiatami. Miała wczoraj imieniny.

- Wiem, dzwoniłam do niej. 

- Czuję się okropnie- przeciągnął z jękiem.

- Ty? Proszę cię- machnęłam ręką- zaraz mnie pogrzebią żywcem- uchyliłam ciemną spuszczoną żaluzję, obserwując grupkę fotografów, którzy wyszli kulturalnie zapalić- już się schodzą.

Normal team • ff mix✅Where stories live. Discover now