Rozdział 7

174 7 0
                                        

Christine

Wchodzę do mieszkania Leonarda. Widać, że to mieszkanie mężczyzny. Znajduję się w przestronnym salonie. Ściany są tu białe, podłoga jest czarna, wyciosana z kamienia o chropowatej fakturze, przywoływującej na myśl wulkaniczną skałę. Nie ma tu żadnych obrazów, rzeźb czy innych bibelotów. Na środku pokoju stoi czarna, skórzana kanapa i mały szklany stolik. Nie widzę telewizora, za to na ścianie przed kanapą wbudowany jest kominek.
- Nie masz telewizora? - wiem, że to idiotyczne pytanie, ale spodziewałam się głów dzików na ścianach, a nie minimalistycznego wnętrza, tak bardzo podobnego do mojego mieszkania.
- To jakiś problem?
- Nie, tylko to... Dosyć nietypowe. Co robisz w wolnym czasie? - Leonard zaczyna się pobłażliwie śmiać.
- Napastuję młode praktykantki - uśmiecha się do mnie lubieżnie.
- Bardzo śmieszne - Przewracam oczami. - Jakie masz zainteresowania?
- Komponuję - przerywa, jakby zastanawiał się czy może mi powiedzieć więcej.
- Komponujesz i...? - popędzam go.
- Nie mogę ci powiedzieć, wyśmiejesz mnie!
- Sprawdź mnie! - wyzywam go.
- Komponuję i... tak jakby maluję.
- Dlaczego miałabym się z tego śmiać?
- Źle się wyraziłem, ja... tak raczej projektuję.
- Oooo, a co?
- Chodź, pokaże ci - Łapie mnie za nadgarstek i ciągnie w głąb jakiegoś korytarza.- Raz się zaśmiejesz, albo choćby uśmiechniesz, to cię uduszę. Jasne?
- Tak jest, kapitanie! - salutuję mu wolną ręką i przystajemy przed czarnymi, szklanymi drzwiami.

Leonard

Co ja najlepszego wyprawiam? Nikt o tym nie wie. Nigdy nie pokazałem nikomu mojej..."pracowni". Stoimy przed drzwiami, jak ci idioci i czekamy na Bóg wie co.
- Nikt o tym nie wie - powtarzam jej swoją myśl. 
- Bo zaraz pomyślę, że trzymasz tam jakieś trupy.
- Ta, śmieszne - jestem tak zestresowany, że za chwilę dostanę zawału.
Dobra, koniec. Otwieram drzwi. Christine wchodzi do pokoju i rozgląda się.  Panuje tu ogólny rozgardiasz, wszędzie walają się nieskończone projekty.
- Co to jest?
- To moja pracownia. Ja... maluję pocztówki.
Dziewczyna rozgląda się po pokoju i delikatnie dotyka kartki.
- To jest piękne - podchodzi do blatu pod oknem i nieruchomieje - Co to jest?
W ręce trzyma mój ostatni projekt. Przedstawia profil kobiety ze złotym włosami, na których łagodnie powiewa na lekkim wietrze wianek z maków. Cały projekt jest pięknie rozmazany, dzięki użyciu akwareli.
- Leonardzie, to jest...
Znów wpijam się w jej usta, są tak miękkie i słodkie.
- To jesteś ty.
- Nie, nieprawda. To jest jakaś bogini. Ty...Ty to namalowałeś.
- Tak, ja to namalowałem. I co do bogini, nie mylisz się. Opętała mnie i usidliła - delikatnie łapię jej dłonie i spoglądam prosto w oczy. - Ale szczerze mówiąc, bardzo mi się to podoba.
Jej piękne tęczówki z każdym moim słowem coraz bardziej lśnią. Delikatnie się do niej uśmiecham. Wtula się we mnie, jak miś koala. Siadamy na podłodze i też ją obejmuję.
- Kiedy to zrobiłeś? - jej głos jest przesycony uczuciami.
- Po tym, jak mnie pierwszy raz  pocałowałaś. - na jej policzkach wykwitają piękne rumieńce na wspomnienie tego "ataku".
- Ta... chyba pamiętam tą sytuację.
Siedzimy tak, ciągle przytuleni na podłodze, wdycham jej kojący zapach. I nagle wszystko znika. Dryń... Dryń...
- Zaczekaj, odbiorę - oferuję i podnoszę się, delikatnie zrzucając Christine.
- Słucham.
- Leonie, musimy porozmawiać - głos mojej mamy jest dziwnie przygaszony. 
- Coś się stało?
- To nie jest rozmowa na telefon. Przyjedziesz do mnie?
- Mamo, co się dzieje?
- Po prostu przyjedź.
- Dobrze, wezmę kogoś. Okej?
- Dobrze, ale kogo? Czemu jesteś taki tajemniczy?
- Moją - niby jak mam ją przedstawić dziewczynę, kobietę życia, przyjaciółkę? - Christine.
- Aha... No to weź tą twoją Christine. Czekam.
- Do zobaczenia.
Odkładam telefon. Co też ta kobieta znowu wymyśliła? Słyszę jak Christine na palcach próbuje do mnie podejść. Gdy jest wystarczająco blisko i stara się wskoczyć na moje plecy, ja odwracam się i łapię ją po czym przyciągam do swojej klatki piersiowej.

- A kto to na mnie poluje? 

- Tego nie wiem - chichocze cały czas - Ale mam prośbę. Idźmy gdzieś i zaszalejmy. Trzeba szybko rozwiązać problem związany z nazewnictwem w naszym związku.

Christine

Leo przytrzymuje mnie delikatnie i po chwili odstawia na ziemie. Klęka. Wzbiera we mnie panika.
- Chcesz szaleć? Christino, jesteś szaleństwem mojego życia, moim dopełnieniem, moją opoką i sensem istnienia. Każdy twój pocałunek jest dla mnie jak największe diamenty. Dlatego mogę uważać się za miliardera. Czy uczynisz mi ten zaszczyt? - przez całe to przemówienie w oczach mam łzy. Swoją drogą, kiedy zrobiłam się taka płaczliwa? Nieważne.  Do czego on zmierza? To przecież dopiero nasza druga randka! -I pojedziesz ze mną do mojej matki?
Że co? Nie wierzę! Jak on śmie? Oczywiście nie przyjęłabym ewentualnych oświadczyn,  ale nie robi się takich rzeczy. Po prostu nie! A ten co? Szczerzy się, jak mysz do sera!
- Palant! - odwracam się na pięcie i już chce wyjść,  kiedy on znów łapie mnie za nadgarstek.
- Dajże mi dokończyć, kobieto. Czy uczynisz mi ten zaszczyt i pojedziesz ze mną do mojej mamy jako moja... dziewczyna?
- Och.
- Tak, Christino. Och.
Braknie mi słów, czuję zupełną suszę w ustach i aż boję się spojrzeć w te hipnotyzujące oczy mojego... Chłopaka? To brzmi, jak związek pięciolatków z piaskownicy, ale...
- Leonardzie, będę najszczęśliwszą dziewczyną pod słońcem. Twoją dziewczyną.
Znów zatapia się w moich ustach, a ja nie wiem czy to dlatego, że nazwałam go pełnym imieniem, czy dlatego, że oficjalnie jesteśmy parą.
- W takim razie, do mojej matki!
- Komu w drogę, temu czas, kapitanie L!
- Kapitanie L... Ciekawe, nie powiem.
- Tak, jak ty.
Gdy już jesteśmy ubrani, Leonard prowadzi mnie do swojego sportowego auta i otwiera drzwi po stronie pasażera. Wsiadam, zapinam pasy i po chwili pędzimy po szosie w milczeniu. Nie jest to jednak milczenie, przy którym ludzie zagryzają wargi i odwracają wzrok, a to pełne zadowolenia i wzajemnej akceptacji. Leonard gładzi mnie po udzie i dłoń zabiera tylko po to, by zmienić bieg.
- Więc, jaka ona jest? - pytam, patrząc wciąż na drogę przed nami.

- Zobaczysz jak ją poznasz.

- Powinnam się bać? 

- I to bardzo!

- Leonardzie, to twoja matka! Nie możesz tak mówić!
- Wiesz, że użyłaś pełnej wersji mojego imienia? A że jesteśmy na autostradzie nie mogę odebrać, co moje. Także, skoro jesteśmy parą, może zdobędę od razu trzecią bazę?
- O czym ty mówisz? Nigdy nie byłam dobra w tych baseball'owych porównania.
- Pierwsza baza to pocałunek.
- A druga i trzecia to..?
Jego ręką powoli przesuwa się w górę mojego uda. Przerażona, strzepuję ją.
- Przestań,  Christino. Nie rób z siebie takiej cnotki.
Jego ręka znów zaczyna swoją podróż w górę moich ud.
- Nie robię. Ja po prostu...
- Co?
- Znamy się tak krótko.
- A ty chciałaś oświadczyn?
- Nie zgodziłabym się!
- Tego nie wiesz - znów musnął moje udo - A byłaś bardzo zła, gdy powiedziałem o co mi chodziło.
- Leonardzie, co ty insynuujesz?
- Czy ten "Leonard" będzie nas prześladował do końca życia?
- Mam nadzieję, że mnie tak.
- W takim razie, rozsuń nogi.
- Że co? - piszczę, jak mysz.
- Ok. Pierwsza baza to całowanie. Druga baza - macanie od pasa w górę. Trzecia baza - macanie od pasa w dół. No i czwarta - "Home Run". Chyba nie muszę tłumaczyć.
- Chyba ze mnie żartujesz! Ile masz lat? Piętnaście?!
- Dobra o co chodzi? - zerka na mnie kątem oka.
- Patrz na drogę i przestań błaznować.
- Christie, jesteś strasznie spięta. Co zrobiłem nie tak?
- Po prostu mnie nie dotykaj.
- Dobrze, nie będę. Ale... dlaczego?
- Zamknij się, dobrze? Na cholerne pięć minut się zamknij... - "...bo nie mogę ci powiedzieć, że jestem dziewicą", kończę w myślach. Chyba spaliłabym się ze wstydu, gdybym miała naprawdę skończyć to zdanie . Nie mówię już nawet o tym, jak on by zareagował. Krzyżuję ręce na piersiach i odwracam się do okna. Nagle wzdrygam się, gdy czuję jak delikatnie drapie mnie pomiędzy łopatkami.
- Spokojnie, nie zrobię nic więcej. Obiecuję.
Mimo jego zapewnień, wciąż napinam wszystkie mięśnie.  Po chwili zatrzymujemy się na parkingu.
-Jesteśmy na miejscu - wysiada i otwiera mi drzwi. Wychodzę z auta, a on natychmiast przyciska mnie do siebie - Nie wiem, co zrobiłem ale przepraszam.
Mimo wszystko czuję się bezpiecznie, obejmowana przez niego.
- Chodźmy, twoja mama czeka.

Ostatni TaniecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz