Rozdział 11

142 8 1
                                    

Leonard

Podjeżdżam na parking pod restauracją i wychodzę do środka budynku. Wita mnie uśmiech Elli, która jest managerem w tym lokalu.
-Hej jest Scott?
-Witaj Leonardzie jest na zapleczu i udaje, że pracuje- puszcza mi oczko, nagle znikąd pojawia się mój przyjaciel.
-Elli znowu udajesz, że pracujesz?- teatralnie zasłania swoje usta ręką przed kobietą i zwraca się do mnie- widzisz, nawet mój personel mnie okrada.
Dziewczyna chichocze i prowadzi nas do jednego z stolików.
-Więc? Jaki masz plan?- Scott nachyla się w moją stronę i milczeniem zmusza do odpowiedzi.
-Apropo czego?
-Twoja była grozi tobie i twojej nowej lasce, o której nie byłeś łaskaw mi wspomnieć. Stąd wniosek, że mamy o czym rozmawiać.
-Nie mam planu i szczerze mówiąc, trochę boję się co Kathrine sobie ubzdurała.
-Weź i przywieś dzisiaj tutaj tą twoją Christine.
-Spadaj, jeszcze chce z nią być.
-Jakby co to wiesz, że zawsze mam dla ciebie stolik.
-Wiem
Zauważam, że podchodzi do nas kelner.
-Przepraszam szefie, ale wystąpiły jakieś problemy na kuchni.
Mój przyjaciel szepcze jakąś soczystą wiązankę pod nosem, przeprasza mnie i idzie do kuchni. Szybko kończę lunch i jeszcze szybciej ruszam w stronę firmy. Nie mam ochoty na dalsze przesłuchanie.

Christine

Nareszcie szesnasta, szybko wychodzę z biura i wsiadam do auta Leonarda, który już na mnie czeka.
-Hej skarbie, jak... -Leonard zaczyna mnie witać, jak na mój gust jest ciut za wesoły.
-Jeśli zapytasz o pracę, zabiję cie i twoich potomków dwa pokolenia do przodu-przerywam mu w pół słowa.
-Ktoś tu chyba jest zmęczony- jego odpowiedź jest o wiele bardziej stonowana co mi nie przeszkadza.
-Zawieź mnie do domu!
-Jak sobie życzysz księżniczko.
Resztę drogi pokonujemy w milczeniu, Leo pojechał do mnie więc po chwili zaczynam szukać kluczy do mieszkania w odmętach mojej torebki. Wreszcie dostajemy się do mieszkania, mężczyzna obejmuje mnie i prowadzi do sypialni, tam ściąga ze mnie płaszcz i rzuca moje bezwładne ciało na pościel.
-Co się stało kochanie?
-Moja szefowa się rzuca, ministerstwo kręci nosem, nie podpisałam umowy z tobą. Nic mi nie wychodzi.
Wyraz twarzy Leonarda zmienia się, ale nie potrafię wyczytać o co chodzi. Nagle obraca mnie na brzuch i zaczyna masować plecy.
-Ciii- szepcze do mojego ucha- odpręż się skarbie, jesteś bardzo spięta.
-Leonardzie musimy- próbuje dopracować z nim umowę, ale on chyba wyczuwa o co mi chodzi, bo przerywa mi.
-Ani mru mru- jego ciepły oddech łaskocze moje ucho, czuję jak trąca moją szyję nosem- zapomnij o pracy, odpręż się.

Leonard

O ja nie wierze. To wszystko wina tej suki. Tylko jak? Co ona zrobiła? Ciągle masując jej plecy, siadam na pupie Christine i zaciągam się jej zapachem. Jest taka bezbronna i po grymasie na jej twarzy widzę, że ciągle zaprząta sobie głowę pracą. Mój masarz nie pomaga, dlatego postanawiam pomóc jej rozwiązać wszystkie problemy.
-Księżniczko, spokojnie. To tylko praca, nic więcej rozumiesz tylko praca. Za godzinę usiądziemy do umowy i tę część będziesz miała załatwioną, jutro dogadasz się z ministerstwem i szefowa bedzie zadowolona. A teraz daj sobie chwilę aby ochłonąć.
Już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, ale wiedziony mieszanką pragnienia i instynktu delikatnie przygryzłem płatek jej ucha. Zajęczała cichutko i poczułem jak przez jej ciało przechodzi dreszcz, który rozluźnia wszystkie mięśnie.
-Ani słowa.
Delikatnie podwijam jej koszulkę i czuję jak ponownie się spina. Mogę sobie tylko pogratulować, jak nie jeden stres to drugi.
-Spokojnie, nie teraz. Po prostu odpręż się.
Wraca, do przerwanego masażu. Wreszcie zchodzę z niej i przyglądam się błogiemu spokojowi na jej twarzy. Kładę się obok i obejmuję mocno, przysuwając jdnocześnie do siebie.
-Kocham cię- mówi Christine i też się do mnie przytula.
-Ja ciebie też kocham, księżniczko.

Ostatni TaniecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz