Rozdział 12

152 5 0
                                    

Leonard

Blada skóra niesamowicie kontrastuje z czernią sukni w którą ubrana jest moja matka. Narazie leży w kaplicy, ale lada moment rozpocznie się uroczystość. Podsumowując ostatni tydzień, miłość mojego życia mnie zostawiła, moja matka nie żyje, była dziewczyna nachodzi regularnie. Z ponurych rozmyślań wyciąga mnie dotyk ręki Scotta na moim ramieniu.

-Już czas, Leonie.

-Jasne, idę.

Czuję się atakowany z każdej strony wszyscy wymagają ode mnie siły i podejmowania decyzji, a ja nie jestem w stanie nawet pożądanie się ogolić.

Uroczystość przebiega obok mnie. Nie docierają do mnie słowa żadnej z przemów, stoję jak figura woskowa i staram się nie czuć. Nagle wszyscy wstają, dlatego ja też podnoszę się i rozglądam. Wszyscy wychodzą na zewnątrz koniec tej części pogrzebu.

Na cmentarzu nie jest lepiej. Gdy wszyscy zaczynają się rozchodzić, ja dalej stoję nad nowo usypaną mogiłą. Wspominam wszystkie kąśliwe uwagi mojej matki i to jak ważne było dla niej, abym poznał odpowiednią kobietę. Złoszczę się sam na siebie. Czy żyła by gdybym odebrał, gdy mnie dzwoniła do mnie w czasie mojej "rozmowy" z Christine. Wiem, że nie. Lekarze są zdania, że nie dało jej się uratować. Jednak jeśli człowiek chce zawsze, może się obwinaić. Stoję i marznę, wiatr podwiewa mi poły płaszcza. Powoli podnoszę głowę i widzę Christine na drugiej stronie cmentarza. Powoli podchodzę do niej, ciągle patrzymy sobie w oczy. Wreszcie jestem na tyle blisko, że łapię ją za rękę. Widzę jak po jej policzkach ciurkiem płyną łzy. Oboje milczymy. Nagle dziewczyna rzuca się w moje ramiona, przyciskam ją do siebie. W tym momencie coś we mnie pęka i zaczynam płakać razem z nią. Pierwszy raz od śmierci mojej matki.

Christine

Nie wiem co mnie pokusiło, aby tu przyjść. Wiem tylko, że moment w którym Leonard objął mnie, był momentem przełomowym. Musiałam tu przyjść, mimo tego że bardzo się bałam. Na razie nie potrzebujemy słów. Wystarcza nam nasza bliskość, na słowa przyjdzie czas. Stoimy tak i razem łkamy. Wreszcie czuję jak ręka mężczyzny opada na dół moich pleców i prowadzi mnie do jego samochodu. Podróżujemy w ciszy, lecz przez całą podróż Leo trzyma mnie za rękę i delikatnie gładzi nadgarstek swoim kciukiem. Wreszcie zatrzymuje się pod swoim domem. Wysiada z auta i otwiera mi drzwi. Podaj mi rękę i prowadzi do siebie. Bez słowa siadamy na kanapie i wtulamy w siebie. Trwamy w tym uścisku nie zwarzając na nic. Wreszcie moje powieki robią się coraz cięższe i zasypiam.

-Witaj księżniczko.

Budzi mnie szept Leonarda.

-Przepraszam, ja byłam zestresowana pracą, ministerstwo i... Ja nie wiedziałam co się dzieje... To zdjęcie... Ty i ona... A potem ty na korytarzu... Znowu z nią-dukam bezsensowne przeprosiny, jąkający sie przy każdym słowie. Wstydzę się mojego zachowania, gdy tylko otrzymałam wiadomość od Leon zrozumiałam, że on nie mógł by mi tego zrobić. Paląca mnie wówczas nieufność teraz nie pozwala mi spojrzeć mu w oczy. Patrzę na swoje dłonie, wyginając po kolei wszystkie palce. Jego dłoń obejmuje delikatnie moją brodę zmuszając do spojrzenia w jego piękne hipnotyzujące oczy. Widzę w nich ból, niepewność, smutek, tęsknotę i bezgraniczną miłość. Przyciska mnie znów do siebie i szepce do ucha.
-Christine, księżniczko, skarbie- po każdym słowie, robi kilka sekund przerwy, jakby szukał odpowiedniego imienia dla mnie- jesteś moim życiem, to moja wina, już nigdy o tym nie wspominajmy.

Oddaje jego uścisk. Z zdwojoną siłą i nagle dociera do mnie jaka jestem samolubna, Leonard dopiero co stracił matkę,a ja dokaładam mu problemów w postaci mojego rozchwiania emocjonalnego.

-Kocham cię, przepraszam.

-Nie masz za co, wiesz czemu? Bo ja ciebie też i to bardzo- odpowiada i składa delikatny pocałunek w kąciku moich ust.

Ostatni TaniecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz