Rozdział 9

176 8 1
                                        

Leonard

Powoli otwieram oczy. Czuję jak w koło mnie owinęła się Chrisine. Przytulam ją i uśmiecham się pod nosem. Na jej twarzy maluje się spokój. Po wczorajszych rewelacjach ten widok działa na mnie kojąco. Próbuję delikatnie się od niej odsunąć, ale ona kwituje to pomrukiem niezadowolenia i mocniej do mnie przyciska. Głaszczę ją po policzku. Znów mruczy i zaczyna mrugać.
-Dzień dobry księżniczko -uśmiecham się.
-Hej - patrzy na mnie i też się uśmiecha, ale jest to smutny uśmiech. Nagle zaczyna się rozglądać we wszystkie strony przerażona -Która godzina? -zerkam na zegarek.
-Za pięć siódma.
-O cholera, za godzinę muszę być w pracy.
-Musisz?
-Tak muszę, co ja sobie myślałam!?
-Jeśli cię to pocieszy to pierwsze spotkanie masz ze mną, a jak dla mnie możesz w ogóle się nie ubierać.- patrzy na mnie niepewnie, potrząsa głową jakby odganiała niemiłe wspomnienie i przechodzi do ataku.
-Chyba z twoim asystentem?
-Nie mam asystenta.
-Ale... Ty... Przecież. Ej, obiecałeś!
-Wiem, ale nie miałem na to jeszcze czasu, a uznałem, że skoro na razie sie dogadujemy, to wytrzymasz jeszcze trochę ze mną- uśmiecham się przepraszająco, pomijam fakt, że raczej nie znajdę czasu na szukanie tego asystenta, ani na żadną inną rzecz ograniczającą mój kontakt z Christine.
-Okej, ale tylko na razie.
-Ma sie rozumieć.
Wstajemy i wymieniając sie kąśliwymi uwagami doprowadzam sie do stanu używalności. Następnie jemy śniadanie i kierujemy się do jej mieszkania.

Christine

-Daj mi dwadzieścia minut, ok? -nie czekając na odpowiedź biegnę do sypialni, aby dobrać dzisiejszy strój. Szybki make-up i gdy już wchodzę w zwykły rytm poranka słyszę jęk z salonu.
-Księżniczko ja się tu starzeje!
-A ja Leonardzie się tu maluję, więc z łaski swojej zamknij się.
W lusterku widzę, że zachodzi mnie  od tyłu. Nagle czuję jego ręce na swojej tali, a usta na szyi. Przechodzi mnie znajomy dreszcz, a on zaczyna powolną wędrówkę w stronę moich warg, aby zatopić się w nich. Na samą myśl o tym zaczynam mruczeć i obracam się, jednoczesnie przyciagając go mocno do siebie. W odpowiedzi Leonard wygina usta w drwiącym uśmiechu i natychmiast składa namiętny pocałunek,  który ja równie namiętnie oddaję.
-Jesteś bardzo bezwstydna i zaborcza jak na...-nie daje mu dokończyć, za bardzo wstydzę się tej rozmowy i chce jak najdłużej unikać temat mojej cnoty. Dlatego niby od niechcenia rzucam
-Bardzo śmieszne, ale naprawdę muszę zjawić się dziś w biurze.
-Wiesz, że nie możemy unikać tego tematu- Leo szepcze mi do ucha jednocześnie odsuwajać się delikatnie ode mnie.
-Wiem, ale za godzine man następne spotkanie.
-To nie jest żadne wytłumaczenie!
-Wiem. Zawieziesz mnie do biura?
-Jasne
Szybko kończę przygotowania i razem wchodzimy do auta.
-Jakieś plany na dzisiaj?- zagaduje mnie Leon.
-Powiedzmy,  że nie będę się nudzić.
-Rozumiem, o ktorej mam być?
-Po szesnastej.
-Jesteśmy umówieni punkt szesnasta tutaj. Świetnie, do zobaczenia panno Christine.
-Ej to nie fair!
-Co?
-Nie dość, że mówisz mi per panno to jeszcze pełnym imieniem? Znam ludzi którzy po czymś takim by się co najmniej obrazili.
Zatrzymuję się pod moim biurem i posyła całusa w moją stronę.
-Widocznie źle dobierasz znajomych,  a teraz muszę Cię wyprosić, jeszcze trochę a twoja nowa szefowa przyjdzie i zacznie prowadzić wywiad środowiskowy,  aby upewnić się czy jestem ciebie godzien.
-Skoro zamierzasz się ze mnie nasmiewać to żegnam- besztam go, kradne szybki pocałunek i uciekam w stronę drzwi wierzowca.
Wpadam do biura i wyciągam telefon, aby sprawdzić godzinę. Jestem spóźniona tylko dziesięć minut. W tym momencie dostaje SMS-a

Leonard

Miłej pracy księżniczko!

Na mojej twarzy wykwita głupi uśmiech. Ignoruję wiadomość i idę zmierzyć się z szefową. Wchodzę do jej gabinetu i przybieram profesjonalny ton. Ha! Kogo ja oszukuję mój głos przypomina coś na kształt skrzeku połączonego z piskiem.
-Dzień dobry.
-Witaj Christino- Kate nie podnosi nawet wzroku znad komputera. Stoję tak przed jej biurkiem i czekam co dalej. Widocznie moje nadzieje są płonne, bo im dłużej czekam tym bardziej milczenie się pogłębia. Kaszle teatralnie, aby zwrócić na siebie uwagę. Zero reakcji. Ponawiam atak, tym razem z lepszym skutkiem, bo Kate wzdycha i podnosi wzrok na mnie.-Wiesz która godzina?
-Przepraszam Kate, wiem. Na moją obronę powiem, że miałam spotkanie z panem O'Donelle i trochę się przeciągnęło.
-Z Leonardem O'Donelle?
-Tak, dokładnie z nim.
-Aha, bardzo często się z nim spotykasz- jest to raczej stwierdzenie, ale nie rozumiem skąd ona ma takie informacje. Przecież nie zapisuję nigdzie z kim, kiedy i gdzie się spotykam.
-Ja... Staramy sie dopracować warunki umowy.
-Jeśli byś potrzebowała pomocy to mów- nagle ton tej rozmowy robi się o wiele milszy. Czyżbym odpokutowała spóźnienie? Nagle Kate wyciąga w moją stronę niebieską teczkę- Tutaj masz wykaz prac na dzisiaj, powodzenia.
-Dzięki- łapię teczkę i uciekam do mojego biura.
Praca, praca, praca. Przeglądam zaległe faktury i nagle dociera do mnie, że faktycznie muszę podpisać z Leonardem przynajmniej wstępną umowę. Niestety przez taki, a nie inny charakter naszych spotkań, właściwie mało co ustaliliśmy. Wyciągam telefon i dzwonię.
-Hej, mam problem-zaczynam bez ogródek.
-Witam, tu biuro O'Donelle Company w czym mogę pomóc?- odpowiada mi delikatny kobiecy głos. Chwile zajmuje mi przetworzeni sytuacji i po chwili uderzam sied ręką w czoło, to na pewno sekretarka. Christine vs Wszchświat, Christine 0, Wszechświat 1.
-Przepraszam, mogę rozmawiać z Leonem to znaczy z panem O'Donelle- pracuje tu dwa miesiące i nie umiem prowadzić rozmów biznesowych. Powinnam dostać order.
-Mogę pani godność?
-Christine Manuere.
-Proszę, zaczekać chwilkę- słyszę dźwięk odkładanej słuchawki i kroki, znów kroki i pani wiecznie uśmiechnięta sekretarka zwraca się do mnie.- Już panią łączę.
-Halo-z słuchawki słyszę chrypkę Leonarda
-Witaj Leonardzie- zanim powiem cokolwiek dalej, mężczyzna przerywa mi.
-Mam ciężki dzień więc z łaski swojej nie korzystaj z tego, że jestem daleko i nie wyciągnę konsekwencji.
-Ale ja jestem w biurze, jak ty to sobie wyobrażasz. A co jak ktoś wejdzie do mnie i mnie usłyszy?
-Wyłgasz się jakoś- w jego głosie wyraźnie słyszę kpiącą nutkę. -Więc, czy, zasłużyłam na ten arcyniebezpieczny telefon?
-Miałeś mi wysłać umowę. Potrzebuję jej jak najszybciej- po moich słowach następuje chwila ciszy.
-Okej, na jutro?
-Powiedz mi, że nie zapomniałeś! -prawię krzyczę do telefonu
-Ja... Tak troszeczkę, ale jutro na pewno ją będę miał.
-Przez ciebie osiwieje Leonardzie i nawet nie próbuj mi grozić. Póki nie dostanę umowy nie będę nazywać cię inaczej, a ty nie wyciągniesz żadnych konsekwencji. Jasne?
-Tak, od kiedy jesteś taka władcza?- przybiera ten uroczy ton i już mam ochotę się roześmiać, ale postanawiam nie niszczyć tej płomiennej przemowy i rzucam słuchawką.
Reszta dni mija mi na użeraniu się z ministerstwem oświaty, czyli naszym głównym darczyńcą. Od jakiegoś czasu mamy tam problemy, ale nic na razie nie wiadomo, trzeba czekać. Wreszcie wybija szesnasta, a ja jak strzała biegnę na parking do mojego ukochanego.
-Romeo och czemu to to ty jesteś Romeo?
Leonard patrzy na mnie mocno zdezorientowany. Wreszcie uśmiecha się i głaszcze mnie po głowie.
-Spokojnie, pojedziemy do lekarza, kupimy odpowiednie leki. Christino obiecuję ci, że jeszcze cię wyleczymy.
-Jesteś wredny, ja tu próbuję być romantyczna, a ty co?
-Okej Julio do mnie czy do ciebie?
-Do mnie, dziś obejrzymy film.
-Jak karzesz. A jaki?
Leonard odpala silnik i ruszamy do mojego domu.
-Jeszcze nie wiem- uśmiecham się figlarnie i załączam głośno muzykę.- Mam straszną ochotę na pizzę.
-Właśnie,  o co chodziło z tą pizzą?
-Nic takiego. Zamówiłam pizzę i zamiast jedzenia przyszłeś ty.
-Żałujesz?
-

Ostatni TaniecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz