Rozdział 8

168 6 0
                                    

Leonard

Zostały mi już tylko modlitwy. Boże... Spraw, żeby wszystkie moje zdjęcia z dzieciństwa spłonęły, moja matka dostała alzheimera i zapomniała o historii z piłką do kosza oraz ciotka Dori nie przybiegła, gdy tylko usłyszy, że mama ma gości. Ciągle czuję niepokój związany z zachowaniem Christie w samochodzie (może zmierzam pod jej kieckę zbyt szybko?), ale spotkanie z mamą jest dla mnie o wiele gorszą perspektywą niż gniew mojej wybranki. Z pewną obawą otwieram drzwi do mieszkania.
- Witaj, Leonie! - z kuchni słyszę wołanie mamy. Po chwili wychodzi stamtąd chuda kobieta. Moja matka wygląda przerażająco za pierwszym razem. Jest smukła i elegancka, czuć bijący od niej profesjonalizm. To po niej odziedziczyłem niebieskie oczy, zimne i oceniające. Ale wystarczy porozmawiać z nią przez chwilę i okazuje się, że pod maską zimna i perfekcji znajduje się złote serce.
- Cześć, mamo - przytulam ją mocno.
- Co tam u ciebie, skarbie?
- Wszystko dobrze.
- Nie przedstawisz mi swojej koleżanki?
- Oczywiście! To jest Christine, moja dziewczyna. Christine, ta szalona staruszka, to moja matka. Bethany O'Donelle. Nie wierz w ani jedno jej słowo!
- Dobry wieczór, proszę pani - Christine wyciąga rękę i delikatnie ściska dłoń mojej matki.
- Mów mi "Betty". Och, Leonie. Jak ja cię wychowałam? Oczerniasz własną matkę - teatralnie wyrzuca ręce w górę. -Zaczekajcie, dzieci. Zaraz przyniosę coś dobrego. Zrobiłam ulubione ciasteczka Leosia. Wiesz, skarbie. Te kokosowe.
- I się zaczyna - mamrocę pod nosem. Christine krztusi się ze śmiechu - Coś cię bawi?
- Jeszcze nie, ale czuję że to niedługo się zmieni - szepcze dziewczyna.
Razem idziemy do jadalni połączonej z kuchnią. Siadam, a Christine zajmuje miejsce obok mnie.
- Dlaczego nie odsunąłeś mi krzesła? - Christine kpi ze mnie przy mojej własnej matce? Co to, to nie.
- Bo odsuwam krzesło tylko prawdziwym damom - w odpowiedzi dziewczyna pokazuje mi język.
- Leonardzie, bądź milszy! - beszta mnie matka zza wyspy kuchennej, gdzie przygotowywała łakocie. Christine kwituje to kolejnym słabo zamaskowanym chichotem. Po chwili z tacą pełną słodkości podchodzi do nas mama. Siada i zwraca się do mojej partnerki.
- Widzisz, droga Christie. Mogę cię tak nazywać? - Nawet nie czeka na odpowiedź - Mój przygłupi synek na pewno wiele razy cię zawiedzie.
- Dzięki, mamo - Nie ma co! Ta to wie jak mi pomóc.
- Bądź cicho i jedz ciastka. Widzisz, moja droga... Mężczyźni w naszej rodzinie nie grzeszą rozumem. Ale serca mają wielkie - obserwuję Christine uważnie i widzę jak się wzdryga na te słowa. Od razu staje mi przed oczami scena z auta. Co ja takiego wtedy zrobiłem?
- Ale o tym sama się przekonasz. Pokażę ci to, po co przyjechałaś - rzuca radośnie moja matka i kieruje się w stronę szafki z albumami. Wyciąga cztery z nich, wraca do nas i otwiera jeden. Nagle wszystko dzieje się jednocześnie. Christine patrzy na zdjęcia, mama rozpoczyna słynną opowieść o piłce do kosza, lecz przerywa jej dzwonek do drzwi. Przeprasza nas i idzie w stronę drzwi.
- Kto to może być? - zastanawia się na głos po drodze. Ja już wiem. - Och. Witaj, Dori!
Po chwili w drzwiach widzę moją matkę i jej przyjaciółkę. Dori podchodzi do mnie i ściska mocno. Następnie zaczyna szczebiotać prosto do mojego ucha.
- Oj, Leosiu. Kiedy to my się ostatnio widzieliśmy? A co to za młoda dama? Leosiu, czemu się nie pochwalisz starej cioci Dori?
- Och, Dori. To jego dziewczyna. A teraz zmiataj stąd. Nie widzisz, że ją krępujesz? Naprawdę dziecinniejesz na stare lata - z opresji ratuje mnie moja matka.
- Och, Betty. Przesadzasz! A ty, Leosiu, wstydź się. Ukrywać przede mną taką ślicznotkę?
Spoglądam na Christine. Widzę, że pod delikatnym uśmiechem jest zagubiona przez wtargniecie do domu Dori. Co więcej zaczęła się rumienić, słysząc komplementy na swój temat. Postanawiam ratować ją przed tymi harpiami.
-Mamo, Dori. Przepraszam was, ale musimy już uciekać.
Obie kobiety natychmiast się bulwersują
- Ty z nas kpisz?
- Dopiero ci przyjechaliście!
- Jeszcze nie możecie!
- Jeszcze przyjedziemy i to nie długo, obiecuję - próbuję je uspokoić.
Niestety nic to nie daje.
- Jak to niedługo?!
- Nigdzie nie jedziecie!
Łapię Christine za rękę i delikatnie pociągam ją do góry. Wstajemy razem i niestety, dwie starsze kobiety również wstają
- Naprawdę musimy uciekać, do zobaczenia.
- Zapamiętamy to sobie, Leosiu - mama grozi mi palcem i przytula mocno mnie, i Christine. Dori, idąc w jej ślady zostawia ślady swojej szminki na moim i mojej dziewczyny, policzkach. Biorę szybko nasze kurtki i uciekamy szybko do samochodu. Gdy siedzimy bezpiecznie w moim aucie, uśmiecham się przepraszająco.
- Nie miałem pojęcia, że Dori ma zamiar odwiedzić mamę...
- Przestań, było naprawdę miło. Twoja mama jest urocza i świetnie piecze.
- Miło mi, à propos Dori... To nadal masz jej szminkę na policzku - Delikatnie ścieram kciukiem róż szminki mojej przyszywanej ciotki. - To co teraz? - Wiem, że powinienem ją odwieźć domu, ale tak bardzo nie chcę się z nią rozstawać.
- Nie jestem pewna. Chyba czas do domu - Zgaduję, że jej myśli przyjęły podobny tor.

Ostatni TaniecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz