Leonard
Otwieram oczy, wstaję z fotela, na którym spałem i podchodzę do łóżka. Rozwalona na cały materac Christine pochrapuje cichutko. Głaszczę ją lekko po włosach, a na moich ustach błąka się uśmiech. Idę do kuchni. Otwieram lodówkę, w której widzę jajka, banany, jajka, jogurt naturalny, jajka, truskawki i (kto by się spodziewał?) więcej jajek. Z racji tego, że moje umiejętności kulinarne, delikatnie mówiąc, nie powalają na kolana, zaczynam niezdarnie mieszać jajka. W planach mam omlety i mam nadzieję, że w połowie posiłku nie okaże się, że jajka zaczną krzyczeć z rozpaczy. Przeglądam jej szafki i znajduję otręby, które dorzucam do jajek. Chwilę później znajduję patelnie i olej, wylewam gotową masę na patelnie i zaczynam smażyć. Wyciągam talerze i ściągam pierwszego omleta z patelni, gdy słyszę tupot stóp Christine, być może, w czasie jej podróży z sypialni do łazienki. Z rytmu szybkiego biegu wnioskuje, że nie chodzi tylko o umycie zębów. Idę do łazienki i widzę jak kobieta pochyla się nad muszlą. Powoli podchodzę do niej i łapię jej włosy, jednocześnie gładząc jej plecy. Czuję jak napina się całe jej ciało No tak, trzeźwa nie jest taka "towarzyska"...
- Nie powiem ci, że nie zasłużyłaś, ale... Wiedz, że ci bardzo współczuję - naprawdę żal mi jej, gdy widzę jak się męczy.
- Leonard? Co ty tu robisz? - zdziwienie w jej głosie jest bardzo wyraźne. Zaraz! Ona nic nie pamięta! Po prostu genialnie. Zachowujesz się jak dżentelmen, opierasz się zalotom zalanej w trupa kobiety, a potem ona o tym nie pamięta. To dowód na to, że Bóg nas nienawidzi. Szach mat, chrześcijanie.
- Cóż, aktualnie to ci pomagam. Chyba nie chcemy, abyś skończyła cała w swoich wymiocinach? - nie wiem dlaczego, ale ta sytuacja piekielnie mnie bawi.
- Cóż, aktualnie nie wymotuję, więc proszę cię, abyś wyszedł - mówi i próbuje wstać, ale zahacza raną na dłoni o ręcznik i syczy z bólu. No teraz, to w ogóle nie jest mi do śmiechu.
- Gdzie masz apteczkę? Pomogę opatrzyć ci tą ranę.
- Momencik, Leonardzie...Powiesz mi wreszcie, co ty tu robisz, do cholery? Dlaczego mam zdarte dłonie i kolana? Co się stało? - z każdym pytaniem jej wzrok coraz mocniej się we mnie wbija.
- Więc tak... Pomagam ci wyleczyć się z kaca. W szale pożądania próbowałaś się na mnie rzucić, ale przewróciłaś się o własne nogi. Prawidłowe pytanie brzmi, czemu się upiłaś? - mówię i gdy widzę, że dziewczyna czuje się lepiej, znów zaczyna mnie bawić ten poranek. Nagle jej twarz zaczyna płonąć rumieńcem.
- Leonardzie, czy my... - każde słowo mówi coraz ciszej, cały czas patrząc w swoje stopy. Męczę ją jeszcze chwile, ale w końcu, kiedy dalej nie udaje jej się dokończyć zdania, próbując naśladować jej ton mówię używając konspiracyjnego szeptu.
- Uprawialiśmy seks? - Christine podnosi głowę, przerażona. W jej oczach widzę naglący błysk. Postanawiam ją jeszcze trochę pomęczyć i nie odpowiadać za szybko. Jednak cały czas dziękuję sobie, że nie dałem jej się wczoraj uwieść. - Po pierwsze mówiłem ci, żebyś nazywała mnie Leo. Wczoraj nie sprawiało ci to problemu, a nawet pamiętam jednego "Leoniunieńka"- skrzywiłem się teatralnie, lecz widząc jej przerażenie kontynuowałem -Wybacz, ale to dla mnie krok za daleko. Na razie zostańmy przy Leo, co ty na to? Po drugie, naprawdę zależy mi na opatrzeniu tych ran. Przecież widzę, jak się krzywisz przy najmniejszym muśnięciu. I w końcu, po trzecie, odpowiedź na twoje pytanie brzmi...Nie -słyszę jak wzdycha z ulgą, gdy w dużym skrócie opowiadam jej o poprzedniej nocy.
Dziewczyna cały czas przeprasza. Bardzo bawi mnie jej zażenowanie. Przez całą opowieść okręca do około palca pasmo swoich złotych włosów. W końcu podaje mi opatrunki, a ja mimo jej oporu odkażam rany i zakładam plastry.
- No to co? Czas na śniadanie- zapraszam ją gestem do jej własnej kuchni i stawiam na stole wcześniej pokrojone banany i truskawki oraz dzbaneczek jogurtu naturalnego. Wracam do kuchni i szybko smażę drugiego omleta. Niestety, ten pierwszy zdążył wystygnąć, więc ciepłego oddaje Christine. Układamy na naszych plackach owoce, oblewamy wszystko jogurtem naturalnym i ze smakiem zjadamy wszystko, co przygotowałem. Jemy w ciszy. Jest to ta niekomfortowa cisza, która nie pozwala się łatwo odegnać. W końcu kończymy śniadanie, a Christine bierze naczynia myje je i wraca do mnie. Siada po przeciwnej stronie stołu
- Leonardzie, sam dobrze wiesz, że... Nie możemy się...do siebie zbliżyć. To nieetyczne! Szczególnie teraz, gdy zostaliście jednym z naszych sponsorów - zaczyna kwestię, którą już dawno chciałem poruszyć.
- Czyli to o to chodzi? Chcesz powiedzieć, że cały czas uciekasz przede mną przez ten projekt? -zaczynam się śmiać. Po prostu w tonie wierzę! Przez taką głupotę...? Ach, nawet nie wiem co o tym myśleć.
- To nie takie proste! Teraz zmienia mi się szef. Nie wiem jak zareaguje na wieść, że chce się wiązać z udziałowcem.
- I to jest ten powód? Ja myślałem, że cię jakoś uraziłem... Zresztą, nieważne - czuję, jak coś we mnie buzuje. Czy to gniew? Czy zawód? Czy może nawet...nadzieja? Idę na całość, w sumie i tak nie mam nic do stracenia - Odpowiedz mi na jedno pytanie. Dam ci czas do namysłu, jeśli będziesz chciała, ale musisz odpowiedzieć szczerze. Co do mnie czujesz? - jestem zdziwiony, że nie widzę żadnych gwałtownych reakcji. Można nawet powiedzieć, że nie ma żadnych reakcji. No to fajnie, zaczynam rozmawiać o uczuciach z piękną kobietą, a ona zamienia się w kamień. Może jestem potomkiem bazyliszka, kto wie?
- No... Więc... Leon - zaczyna, a ja kiwam z aprobatą głową. Gdy nazywa mnie tak, i to w pełni trzeźwa, jest o wiele milej -Ja nie jestem pewna niczego pewna. W ogóle się nie znamy, ale... -w tej chwili moje serce zamiera i wstrzymuje oddech - Naprawdę chciałabym cię poznać...
W tej chwili biorę głęboki oddech i uśmiecham się nazbyt szeroko.
- Ja ciebie też. Możemy zacząć nawet od dziś. Może w restauracji "Błękitna Magnolia"?
- Dobrze - widzę na jej twarzy delikatny uśmiech, który powoli mnie rozgrzewa.
- Całą noc pilnowałem pewnej pięknej kobiety, więc pozwól, że udam się teraz do siebie żeby się przebrać. Podjadę pod twój dom o dziewiętnastej, może być? - widzę nieśmiałe kiwnięcie głową, więc kontynuuję, zadowolony - I wtedy zabiorę cię na niezapomnianą kolację.
- Tak to jest z tym kobietami... Dobrze, będę czekać.
- W takim razie do zobaczenia - składam szybki całus na jej policzku i wychodzę. Jestem najszczęśliwszym facetem na całym świecie. Rezerwuję stolik w restauracji i jadę do domu. Naprawdę potrzeba mi prysznica.
![](https://img.wattpad.com/cover/66765114-288-k732663.jpg)
CZYTASZ
Ostatni Taniec
RomanceLeonard: Zabójczo przystojny i inteligentny. Jednak, tak jak każdy, posiada także swoje wady. Christine: Pewna siebie i swojego celu, nie widzi w swoim życiu miejsca na spokój. W pogoni za ambicją, nieświadomie poszukują czegoś więcej.