Rozdział 2

830 60 1
                                    

*perspektywa Antoniny
Pierwszego dnia wakacji postanowiłam wyjść do miasta. Umówiłam się z dawną koleżanką z gimnazjum i bardzo się ucieszyłam, że w końcu z kimś pogadam, ponieważ na co dzień nie miałam towarzystwa do rozmów, właściwie do czegokolwiek.
Postanowiłam się ładnie ubrać, założyć coś, co dawno nie widziało światła dziennego, tylko wisiało na wieszaku zamknięte w szafie. Przejrzałam swoją kolekcję ubrań, których miałam dosyć sporo, lecz połowy zwykle nie ubierałam. W trakcie przeglądania zorientowałam się, że z kilku ciuchów już wyrosłam. Postanowiłam później spakować je do reklamówek i wyrzucić.
Po piętnastu minutach miałam już gotowy strój; czarne, skórzane legginsy, długą, sięgającą za pośladki czerwoną koszulę w kratę, czerwone trampki i małą, czarną torebkę, by schować do niej kilka drobiazgów; telefon, portfel i kilka kosmetyków. Przed lustrem zrobiłam lekki makijaż, a w swoje długie, czarne włosy wplotłam bandanę w czerwonym kolorze.
To tylko zwykłe spotkanie z kumpelą, a wystroiłam się jak na randkę. Jednak dzisiaj miałam ochotę wyglądać trochę inaczej niż tak, jak wyglądam na co dzień; zwykle zakładam czarne lub niebieskie rurki, jakiś t-shirt, trampki bądź martensy, nawet makijażu nie robię, a włosy wiążę w koka lub zostawiam rozpuszczone.
Kilka minut przed piętnastą wyszłam z domu. Autobusem dotarłam do miasta, a z przystanku ruszyłam do Starbucksa. Nie zamawiałam na razie kawy, postanowiłam poczekać na Gabrysię. Jednak kiedy dostałam sms-a wyszłam stamtąd z kubkiem kawy na wynos. Garbrśka napisała, że dzisiaj nie da rady się spotkać i że mnie bardzo przeprasza. Od razu straciłam dobry humor. Znów kolejny dzień miałam spędzić sama.
Zamyślona szłam powoli chodnikiem. Dlaczego nie mam odwagi stąd wyjechać? Boję się, cholernie się boję, że sobie nie poradzę, że spotka mnie coś złego. Co innego gdybym miała kogoś przy sobie, lecz to absolutnie nie wchodzi w gre. Nie mam przyjaciela bądź przyjaciółki, a kto wie czy pojechaliby ze mną, gdybym ich miała. Takiego pecha w życiu to nie ma chyba nikt.

*perspektywa Michała
Nocą spakowałem do plecaka kilka najpotrzebniejszych rzeczy, a najwczęśniejszym porannym autobusem dotarłem do Opola. Na dworcu dowiedziałem się, że tego dnia odjeżdża kilka pociągów do Warszawy, ostatni o siedemnastej.
O piętnastej jeszcze kręciłem się po mieście bez celu. Co chwilę sprawdzałem czy na pewno zabrałem ze sobą swoje oszczędności, ponieważ pieniądze w mojej obecnej sytuacji są bardzo ważne.
Jak wsiąde do pociągu, już nie będzie odwrotu. Nie wrócę tutaj z powrotem.
Kilka razy dzwoniła do mnie mama, pewnie przeczytała mój krótki list. Nie chciałem z nią rozmawiać, dlatego ignorowałem dzwoniący telefon. W końcu postanowiłem go wyciszyć. Wyjąłem komórkę z kieszeni, nie zatrzymując się.
Nagle zderzyłem się z kimś. Zatrzymałem się i popatrzyłem ze złością wymalowaną na twarzy, na czarnowłosą dziewczynę. Trzymała w dłoniach kubek z kawą, a większość niej, w skutek zderzenia, znalazło się na mojej białej koszulce i jej czerwonej koszuli.
Burknąłem coś tylko i ruszyłem dalej przed siebie. Nawet się nie odwróciłem, by zobaczyć czy ona dalej tam stoi. Co mnie to obchodzi? Mam swoje problemy.
Nałożyłem na siebie bluzę, by ukryć plamy z kawy na koszulce. Akurat pogoda się pogorszyła, a w bluzie było mi cieplej.
Ruszyłem na przystanek, z którego autobusem miałem dostać się na dworzec. Zamierzałem poczekać tam na pociąg, by nie rozmyślić się i by na pewno pojechać. Usiadłem na ławce, na prawie pustym przystanku, i pierwszy raz poczułem wyrzuty sumienia. Nawet nie przeprosiłem tej nieznajomej dziewczyny. Ja też byłem winny tej sytuacji, w końcu szedłem, wpatrzony w swój telefon i jej nie zauważyłem. Pewnie pomyślała sobie, że jestem jakimś chamem, a to wszystko dlatego, że mam tyle problemów na głowie; martwię się co się ze mną stanie w tej Warszawie. Choć to zamartwianie się było do mnie nie podobne, jednak teraz wszystko miało się zmienić.
Otrząsnąłem się z rozmyślań i wtedy zauważyłem, że na przystanek przyszła ta dziewczyna w czerwonej koszuli. Stanęła z boku i rzuciła mi szybkie, urażone spojrzenie. Teraz naprawdę zrobiło mi się jej żal, wyglądała na bardzo smutną. Może ona też ma jakieś problemy, a to, jak ją potraktowałem dobiło ją jeszcze bardziej? Nie pozostawało mi nic innego, jak tylko ją przeprosić.

*perspektywa Antoniny
Włóczyłam się bez celu po mieście, popijając kawę, która dzisiaj wyjątkowo mi nie smakowała. Nawet nie miałam ochoty pochodzić po sklepach, co zawsze bardzo lubiłam. Mogłam myśleć tylko o tym, jaka jestem samotna. Nawet rodzice się na mnie wypięli. I to za co? Za to że zniweczyłam ich ambicje, by pójść na studia medyczne i zostać lekarzem. Gabryśka też wywinęła mi numer. Mogła wcześniej mnie uprzedzić, a nie kilka minut przed spotkaniem, że nie może przyjść. Koleżanki z mojej nowej klasy też nie zaprosiły mnie do swojej paczki. Były dla mnie uprzejme, czasem z nimi rozmawiałam, lecz to tylko tyle. Nigdy nie wpadną na pomysł, by spotkać się razem ze mną po szkole. A jeszcze...
Nagle poczułam, że się z kimś zderzyłam. Przerażona spostrzegłam, że połowa kawy z mojego kubka wylała się na mnie i chłopaka, którego przez przypadek potrąciłam. Spojrzałam w jego twarz, na której widniała złość. Chciałam go przeprosić, ale nie zdążyłam. Brunet burknął coś niezrozumiale i szybko odszedł. Patrzyłam za nim jak odchodzi, a gdy zniknął mi z oczu, wyrzuciłam plastikowy kubek do śmieci. Wyjęłam z torebki chusteczkę higieniczną i wytarłam plamę na swojej koszuli. Plamy prawie nie było widać.
Postanowiłam, że wrócę już do domu, bo jeszcze przeze mnie komuś stanie się krzywda. Znając mojego pecha, to jest to bardzo możliwe. Ruszyłam szybko na przystanek, teraz bardziej uważając na przechodniów, których mijałam.
Mój pech po raz kolejny się uaktywnił; na przystanku zobaczyłam ofiarę mojej nieuwagi. Chłopak spojrzał na mnie, a ja szybko odwróciłam wzrok, przystając niedaleko. Chciałam, by jak najszybciej przyjechał mój autobus. Pragnęłam znaleźć się już w domu, poza zasięgiem spojrzeń wszystkich ludzi, a najbardziej poza zasięgiem spojrzenia tego nieznajomego. Przez głowę przeszła mi myśl, że nie całkiem nieznajomego. Kiedyś już musiałam go widzieć, lecz nie mogłam przypomnieć sobie gdzie. Nieważne. On mnie już nie obchodzi.
Nagle spostrzegłam, że znalazł się obok mnie. Spojrzałam w jego twarz, a na niej nie widać już było gniewu, lecz skruchę.
-Chciałem przeprosić za moje zachowanie-powiedział niskim głosem.
-W porządku... -Odpowiedziałam po chwili, nieco zaskoczona tym, że przyszedł mnie przeprosić. Myślałam, że dalej jest na mnie zły za te plamy, które pojawiły się na jego białej koszulce, dzięki mojej nieuwadze.
Uśmiechnął się słabo i zaczął odchodzić. Wrócił na swoje miejsce, a ja czułam, że to dzisiaj właśnie jest ten dzień, na który tak długo czekałam. Nie wiedziałam jednak co zrobić, by przekonać się dlaczego.

W Podróży Po Szczęście // M.ROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz