Rozdział 18

427 35 3
                                    

*perspektywa Michała

Karetka przyjechała bardzo szybko. Lekarze zabrali Tolę do szpitala, a ja i Amelia pojechaliśmy z jej rodzicami do szpitala. 

Bardzo się bałem. Nie rozumiałem kto ją pobił, lecz nie oczekiwałem teraz wyjaśnień. Liczyło się dla mnie przede wszystkim zdrowie Toli. Tak bardzo ją kocham, że gdybym ją stracił, sam bym nie przeżył. 

Tola podobno ocknęła się w karetce. Od razu została zabrana na badania. Wszyscy musieliśmy czekać, a zdenerwowanie udzielało się każdemu. Przeczuwałem, że mi najbardziej. 

Jej rodzice wyglądali na w miarę spokojnych; siedzieli na białych plastikowych krzesłach pod ścianą i popijali kawę z automatu. Ja chodziłem nerwowo tam i z powrotem. Amelia próbowała mnie uspokajać, lecz w ogóle jej nie słuchałem. 

Nie mogłem patrzeć na matkę i ojca Toli. Byli tacy spokojni, a być może Toli stało się coś poważnego. W dodatku przypomniałem sobie co Tola opowiadała mi o nich, jacy dla niej byli. I to przez co? Przez jakąś durną zmianę szkoły! Musiałem wyładować tę złość, która ciągle we mnie rosła. Podszedłem do nich. Oboje podnieśli na mnie wzrok.

-O co chodzi? -Zapytał mnie jej ojciec.

-Pan się jeszcze pyta? Wyrządzał pan krzywdę własnemu dziecku.

Mężczyzna podniósł się z miejsca. Górował nade mną, lecz mi to wcale nie przeszkadzało. Uniosłem lekko głowę, by nadal patrzeć w jego twarz.

-Nie wiem co Antonina ci o nas powiedziała, lecz nie znasz naszej rodziny, więc bardzo cię proszę, żebyś nie wypowiadał się w tym temacie.

-Ja tyko chcę, żeby Tola była szczęśliwa. -Nie schodziłem z tonu.

-I teraz jest. W szpitalnym łóżku. -Odpowiedział z ironią. -To wszystko przez ciebie. -Dodał groźnie.

-Przeze mnie? -Oburzyłem się. -Przy mnie pierwszy raz od bardzo dawna poczuła się szczęśliwa! Zachowujecie się jakbyście w ogóle nie byli jej rodzicami!

-Przestań! -Z miejsca wstała matka Toli. W jej oczach zaszkliły się łzy, a dolna warga zaczęła drżeć. -Ty nic nie rozumiesz...

Mąż przytulił swoją żonę, która teraz zaczęła płakać. Zrobiło mi się głupio, jednak szczęście Toli przedkładałem ponad wszystko. 

-Przestań zawracać głowę Antoninie kolejnymi głupstwami. Przez ciebie uciekła z domu, a my się o nią martwiliśmy. Wybij sobie ją z głowy. Po prostu zapomnij. -Powiedział spokojnym tonem mężczyzna, lecz w głosie słychać było jad.

Chciałem jeszcze dodać, że nigdy tego nie zrobię, lecz odpuściłem, gdy poczułem na ramieniu dłoń Amelii. Odwróciłem się w jej stronę, a ona posłała mi błagalny uśmiech.

Wtedy z sali wyszedł lekarz, a rodzice Toli natychmiast do niego podeszli.

-Przewieźliśmy państwa córkę na salę, lecz teraz śpi. Musi odpocząć. -Usłyszałem jego bardzo niski, ale ciepły głos.

-A jak ona się czuje? -Zapytała jej matka, nieco doprowadziwszy swoje emocje do porządku.

-Myślę, że za kilka dni będzie mogła wrócić do domu. -Lekarz uśmiechnął się ciepło.

-Możemy do niej wejść?

-Tak, proszę. Ale tylko na moment. Później proszę przyjść do mojego gabinetu, uzyskają państwo więcej informacji o stanie zdrowia Antoniny. -Lekarz oddalił się, a tamci weszli do sali, w której leżała Tola.

Nadal byłem zły. Mnie do niej pewnie nie wpuszczą.

Usiadłem na krześle, a obok pojawiła się Amelia.

W Podróży Po Szczęście // M.ROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz