Rozdział 9

635 43 4
                                    

*perspektywa Antoniny

Po rozmowie z rodzicami byłam wkurzona jak nigdy. 

-Co się stało? -Zapytał Michał cicho, rozglądając się po sali, bo kilka osób, które się w niej znajdowały, zwróciło na nas uwagę, gdy krzyknęłam.

-Nawet nie pytaj. Zadzwoniłam do mamy, bo sądziłam, że ona zniosła moją ucieczkę o wiele spokojniej niż ojciec. Niestety myliłam się. Wydarła się na mnie, zamiast ucieszyć się, że jestem cała i zdrowa. W ogóle nie chciała mnie słuchać, gdy próbowałam jej wytłumaczyć, że to ich wina, że uciekłam. Po prostu się rozłączyła. -Wtedy w moich oczach zaszkliły się łzy, lecz zaraz je starłam, bo miałam już gdzieś czy moi rodzice mnie kochają czy nie. -Wysłali za mną policję tylko dlatego, żeby nie wyjść przed wszystkimi znajomymi na nieczułych rodziców od których ucieka córka. 

-Czyli to jednak był zły pomysł. -Stwierdził chłopak.

-Nie. Wreszcie się przekonałam jacy oni są naprawdę i już nie będę się tak przejmować policją. Kiedy bym im opowiedziała o moich starych to na pewno puściliby mnie wolno. -Uśmiechnęłam się lekko.

Michał odwzajemnił uśmiech i zaczęliśmy już w dobrych humorach jeść śniadanie. Dopiero wtedy spostrzegłam, jak bardzo byłam głodna. 

-A twoja mama się do ciebie nie odzywa? -Zapytałam, choć niepewnie, bo nie wiedziałam czy to pytanie nie popsuje nam humoru.

-Dzwoniła kilka razy jak byłem jeszcze w Opolu, lecz nie chciałem z nią rozmawiać. Teraz pewnie myśli, że niedługo wrócę do domu, więc spokojnie czeka.

Po tych słowach naszą uwagę zwróciliśmy w stronę wejściowych drzwi. Kiedy zobaczyliśmy w nich dwóch policjantów, od razu chwyciliśmy swoje plecaki i wyszliśmy, szybko, lecz spokojnie, by nie wzbudzać u nikogo podejrzeń. W porę dojrzeliśmy mieszczący się obok schodów korytarz, a na jego końcu drzwi. Mieliśmy nadzieję, że wyprowadzą nas one prosto na zewnątrz. Miałam nie przejmować się policją, lecz w tej chwili serce waliło mi mocno w piersi. Bałam się. To fakt, lecz kiedy ujrzałam, że drzwi, którymi wyszliśmy zaprowadziły nas na parking, poczułam ulgę. Michał chwycił moją dłoń i pobiegliśmy szybko w lewą stronę  byle jak najdalej od tego miejsca. Biegliśmy cały czas, zatrzymaliśmy się dopiero dość daleko od pensjonatu. 

-Znowu nam się udało! -Uśmiechnęłam się, lecz byłam tak zmęczona, że usiadłam na chwilę na poboczu mało ruchliwej, wąskiej drogi, wokół której ciągnęła się łąka, a dalej za nią las.

-Oby. Dobrze by było się teraz gdzieś ukryć, a wieczorem pójść dalej. -Chłopak usiadł obok mnie.

-Tylko gdzie?

Rozejrzeliśmy się dookoła, lecz w zasięgu naszych spojrzeń nie było żadnego dobrego miejsca do ukrycia się. 

-Musimy iść. Może po drodze coś się znajdzie. -Michał wstał, ja również. Skręciliśmy w kamienistą ścieżkę, która, miałam nadzieję, zaprowadzi nas do miejsca, gdzie do wieczora moglibyśmy przeczekać.

 Parę chwil później zobaczyliśmy wysoką bramę prowadzącą na działki.To jest to! Brama okazała się otwarta, więc weszliśmy poza nią, lecz bałam się, że gdy ktoś nas zauważy, od razu nas stąd wyrzuci, bo wyglądaliśmy naprawdę podejrzanie w tym miejscu. Nikogo jednak nie spotkaliśmy, choć na pewno ktoś tu był skoro brama nie była zamknięta na klucz. 

Szliśmy chwilę trawiastą ścieżką między kolejnymi działkami, aż w końcu Michał kiwnął na mnie palcem, bym ruszyła za nim. Przeszliśmy przez mały płot bez żadnego problemu i znaleźliśmy się na czyimś terenie. Na działce stał mały, drewniany domek, ogródek był zapuszczony. To znak, że właściciela dawno tutaj nie było. Miałam nadzieję, że akurat dzisiaj sobie o niej nie przypomni i tutaj nie wpadnie. Kiedy rozglądaliśmy się dookoła, ja pociągnęłam za klamkę u drzwi do zniszczonej szopy. Niestety, były zamknięte, a przez brudne szyby nie udało mi się dojrzeć co znajduje się w środku. 

W Podróży Po Szczęście // M.ROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz