4.

408 23 1
                                    

Nate Walters. To nazwisko odbijało się echem w mojej głowie. Nie mogłam się od niego uwolnić już od jakiegoś czasu. Zawsze gdzieś się pojawił, wkręcił w moje myśli. Zastanawiało mnie, dlaczego wpadł w taki szał po tym, jak Matt mnie pobił. Nasza znajomość nie była przecież bardzo długa. Właściwie wczoraj usłyszałam jego głos po raz pierwszy. Może mocno wyznaje zasadę "Dziewczyn się nie bije"? Droga do odszyfrowania zachowania tego tajemniczego chłopaka była bardzo kręta i pełna zagadek. Byłam jednak pewna, że nielekko zamieszał mi w głowie. Miałam pragnienie, by się z nim spotkać, spytać o tyle rzeczy. Teraz, w tej chwili. Wiedza, że przez jakiś czas nie będę miała do tego możliwości, wykańczała mnie.

- Sam, jeśli jesteś zmęczony, nie musisz przy mnie ciągle czuwać. - Powiedziałam, widząc wyczerpaną minę przyjaciela. - Naprawdę. Poradzę sobie. - Uśmiechnęłam się lekko.

- Na pewno? Wiesz, mogę zostać, jeśli chcesz. Jednak nie ukrywam, zmęczony jestem. - Westchnął.

- Jestem pewna, Sam. Idź odpocznij. - Nie chciałam, by aż tak się dla mnie poświęcał. - Dziękuję ci za wszystko, jesteś naprawdę najlepszy. - Cmoknęłam go delikatnie w policzek i przytuliłam czule.

Kiedy Sam wyszedł, próbowałam zasnąć. Leki przeciwbólowe działały na mnie usypiająco. Zamknęłam oczy i oddałam się przyjemnemu uczuciu odlatywania.

Wzdrygnęłam się, słysząc ciche kroki, zbliżające się w moim kierunku. Odwróciłam się szybko, chcąc sprawdzić, kto przyszedł.

- Cześć. - Powiedział, a moje serce zabiło szybciej. Nagle sobie przypomniałam, że wyglądam pewnie, jakbym stoczyła bitwę z krokodylem. A może tak właśnie było? Uśmiechnęłam się na tą myśl. Instynktownie poprawiłam włosy, sterczące na głowie. - Jak się czujesz?

- Już mi lepiej, dzięki. - Nate chwycił krzesło stojące w rogu sali i przysunął je blisko mojego łóżka. Ubrany był tak, jak w szkole. Gdyby nie brak plecaka, pomyślałabym, że przyszedł do mnie od razu po zajęciach. - Lekarz stwierdził jedynie nieduży uraz głowy i brzucha.

- Nie mów o tym, jakby to było nic. Ever, on cię rzucił o ścianę, a potem w dodatku kopnął w brzuch. Mam nadzieję, że wyleją go z tej szkoły i nie będę musiał oglądać tej jego wiecznie skrzywionej gęby. - W oczach Nate'a buzowały złość i nienawiść. To przeze mnie tak się wkurzył?

Zapadła ciężka cisza. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć chłopakowi. Bałam się zadać pytanie, które najbardziej mnie nurtowało. Wreszcie zdecydowałam się zaryzykować.

- Nate?

- Tak? - Wzięłam głęboki wdech.

- Czemu go pobiłeś? Dlaczego tak się tym przejmujesz? Czemu w ogóle tutaj teraz jesteś? - Chłopak westchnął, jakby to było conajmniej oczywiste.

- Cóż, jakby to powiedzieć... Zaintrygowałaś mnie trochę. Siadając ze mną, pomyślałem, że może nie jesteś taka, jak wszyscy. Że nie oceniasz po okładce. Wkurzyłem się strasznie, jak zobaczyłem tego dupka bijącego cię. Nie potrafiłem się opanować... No i tak jakoś wyszło. - Uśmiechnął się blado, a ja poczułam ciepłe pieczenie na policzkach. Czemu ten chłopak tak na mnie działa?

- Kurde, teraz nie wiem co powiedzieć.

- Nie musisz. - Nate popatrzył mi głęboko w oczy. Myślałam, że moje serce eksploduje. Nie wiem, co takiego ten chłopak ma w sobie, ale mam wrażenie, jakby całe jego ciało i osobowość było wykonane z magnesu, na który jestem specjalnie podatna. Że każdy jego odruch, czy słowo coraz bardziej mnie do niego przyciągają.

- Zastanawia mnie bardzo pewna rzecz. - Przerwałam ciszę, która była dość przyjemna. - Dlaczego ciągle nosisz kaptur?

- Nie podobam ci się w nim? - Popatrzył na mnie wyzywającymi oczami.

- Chciałabym cię zobaczyć bez niego.

- Dla ciebie wszystko. - Puścił mi oczko i zsunął z głowy szary kaptur. Ukazała się pod nim blond czupryna, która idealnie komponowała się z niebieskimi oczami. Jego włosy były w delikatnym nieładzie, ale dodawało mu to dużego uroku.

- Coraz bardziej nie rozumiem, czemu zakładasz kaptur. Przecież nie masz czego się wstydzić.

- Chyba po prostu nie chciałem zaczynać znajomości z pustymi licealistkami, które poleciałyby tylko na mój wygląd. Nie chciałem, żeby ktokolwiek wtrącał się w moje życie. Wystarczało mi własne towarzystwo.

- Czemu więc nie miałeś nic przeciwko, gdy usiadłam z tobą?

- Wiedziałem trochę o tobie. Wszystkie dziewczyny o tobie gadały, bo przyjaźnisz się z tym całym Brooks'em. Usłyszałem więc, że nie lubisz innego towarzystwa i masz na wszystko wylane. Zaciekawiło mnie to i gdy sama ze mną usiadłaś, nie protestowałem. - Uśmiechnął się szeroko, pokazując białe zęby.

Znowu zapadła cisza, nie mogłam znaleźć słów odpowiednich do sytuacji. Po chwili Nate dodał.

- Wiem, że to trochę szybko, ale nie chciałabyś może gdzieś wyskoczyć za jakiś czas? - O matko! Pewnie, że chcę!

- Jasne. - uśmiechnęłam się, a Nate nie został mi dłużny.

- Muszę się zbierać. - Blondyn wstał i dał mi buziaka w policzek. - Odezwę się, Ever. - Poszedł w stronę drzwi.

- Nate?

- Tak?

- Bardziej mi się podobasz bez kaptura. - Uśmiechnęłam się.

- Już nigdy więcej go nie zobaczysz. - Wyszczerzył się łobuzersko. Gdy wyszedł dotknęłam rękami gorących policzków i cieszyłam się, jak małe dziecko po dostaniu upragnionego lizaka.

Wizyta Nate'a i emocje, które podczas niej czułam, wyczerpały mnie całkowicie, więc postanowiłam znowu spróbować zasnąć. Niestety donośny głos pielęgniarki przerwał mi ponowną próbę zaśnięcia.

- Panno Knight, dostała pani... Oh, przepraszam, nie zauważyłam, że pani śpi... - Ubrana w biały strój pielęgniarka speszyła się, widząc, że przeszkodziła mi w zaśnięciu. Dziwię się, że dopiero po chwili zauważyłam, co trzyma w ręce. Czerwone róże bardzo wyróżniały się na tle nieskazitelnej bieli. Nie było to kilka róż. Nie trzy, czy pięć. Kobieta trzymała w starych już rękach około trzydziestu krwiście czerwonych kwiatów. - To dla pani.

- Dla mnie? - Wytrzeszczyłam oczy. - Ale od kogo?

- Mężczyzny w kapturze. Powiedział, że jest pani jego dobrą przyjaciółką. - Kobieta postawiła mi kwiaty na stoliku, koło łóżka i wycofała się w stronę wyjścia.

- Pamięta pani chociaż jaką miał figurę, cokolwiek? - Ta sytuacja bardzo mnie zaniepokiła, bo Sam na pewno przyniósłby mi kwiaty osobiście, nie za pomocą pośredników, a Nate przecież wyszedł chwilę temu i to bez kaptura na głowie.

- Kto, proszę pani? - Pielęgniarka zmarszczyła brwi zdziwiona.

- Mężczyzna, który przyniósł kwiaty do przekazania. - Nie rozumiałam kompletnie zachowania kobiety.

- O czym pani mówi? - Powiedziała i wyszła z sali szpitalnej. Głowa mnie rozbolała i miałam w myślach niemały mętlik. Jak to możliwe, że zapomniała o czymś, co stało się kilka minut temu?

- O co tu, do cholery, chodzi? - Spytałam głównie siebie. Wzięłam ogromny bukiet do rąk i zauważyłam bladożółtą karteczkę, usadowioną miedzy dwoma różami. Otworzyłam ją sztywnymi rękami.

"Mam nadzieję, że jeszcze o mnie nie zapomniałaś, Ever."

****

Dzisiaj rozdział trochę krótszy, ale akcja się rozkręca! Jak myślicie, kim się okaże tajemniczy "mężczyzna w kapturze"? Gwiazdkujcie, komentujcie, zostawcie coś po sobie. ;)

Dziękuję, że czytacie te moje bazgroły <3

- B.

Ever [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz