1.

765 29 2
                                    

Głośny dźwięk dzwonka wybudził mnie z zamyślenia. Szybkim ruchem zamknęłam szafkę i z podręcznikiem w ręce pobiegłam w stronę sali biologicznej. Każda osoba ucząca się w Lincoln High powinna zapamiętać, że lepiej nie spóźnić się na lekcje z panem Cowell'em. Nauczyciel biologii zawsze był bardzo surowy, nawet dla najlepszych kujonów, którzy wykorzystywali każdą okazję, żeby mu się podlizać. Kiedy ktoś spóźnił się choćby o pół minuty, pan Cowell zawsze miał na oku, żeby zapytać go z ostatnich trzech przerabianych tematów. Jako że nie byłam mistrzynią w nauce biologii, wolałam nie podpaść nauczycielowi. Mimo moich chęci, nie dało się uniknąć tego, że minęła właśnie druga minuta po dzwonku.
Powoli otworzyłam drzwi od sali, z nadzieją, że pan Cowell nie zauważył jeszcze mojego spóźnienia. Ostrożnie rozglądnęłam się po klasie, sprawdzając, czy mam jakiekolwiek szanse uniknięcia kary w postaci odpytywania. Odetchnęłam z ulgą, widząc, że przy biurku stoi Emma Black i skutecznie zajmuje całą uwagę pana Cowell'a. Starając się wciąż pozostać niezauważoną, szybko podeszłam do mojego stolika. Dopiero w momencie, gdy stanęłam obok ławki, uświadomiłam sobie, że ktoś już zajął moje ulubione miejsce z tyłu. Nie chciałam zwracać na siebie uwagi nauczyciela, więc postanowiłam nie zaczynać kłótni z dziewczyną, która usiadła przy mojej ławce. W sumie nie kojarzyłam nawet jak ma na imię. To żenujące, że chodzę z nią na jedne zajęcia, a nic o niej nie wiem. Z drugiej strony, sama się o to postarała, zakładając ciemnoszarą bluzę z kapturem i zniszczone dzwony. Omiotłam wzrokiem całą salę w poszukiwaniu wolnego miejsca. Okazało się, że wolne krzesło jest tylko w ławce Nate'a Walters'a, który rzadko się do kogokolwiek odzywa i zawsze zakrywa twarz pod kapturem, przez co nikt nie wie, jak tak naprawdę wygląda. Postawiłam podręcznik na ławce Walters'a i usiadłam na krześle, nie przejmując się zaskoczoną miną chłopaka. "To tylko jedna lekcja", pomyślałam.
- Cześć. Jestem Ever. - Wyciągnęłam rękę do kolegi z ławki po raz pierwszy, mimo, że była to już prawie połowa pierwszego semestru.
- Wiem. - Powiedział cicho, ignorując moją wyciągniętą dłoń. - Nate. - W jego jasnych oczach, skrytych pod kapturem bluzy, kryło się lekkie zaskoczenie, ale coś innego nad nim przeważało. Coś, czego nie mogłam zidentyfikować. Nieśmiałość? Nie, to zupełnie nie to. Biła od nich taka... tajemniczość. Poczułam, że za długo utrzymuję z nim kontakt wzrokowy i szybko odwróciłam wzrok.
Pan Cowell właśnie kończył omawianie zasad konkursu biologicznego z Emmą. "Pewnie znowu nic nie wygra.", pomyślałam i przewróciłam oczami. To nie tak, że w nią nie wierzyłam. Mimo, że za dużo z nią nie rozmawiałam, nic do niej nie miałam. Po prostu na każdym konkursie, w którym uczestniczyła, nie dostała nic, poza dyplomem za wzięcie udziału. Nie rozumiałam, po co zgłasza się na wszystkie konkursy i turnieje, skoro to wszystko idzie na marne.
- Dobrze, zacznijmy lekcję. Przepraszam was, że tak długo to zeszło. Na czym to skończyliśmy? Ach, tak... rozmawialiśmy ostatnio na temat chorób wirusowych. Dalia, przygotowałaś swoją prezentację? - Nauczyciel zwrócił się do blondynki siedzącej w rogu klasy. Dziewczyna kiwnęła głową i wyszła na środek klasy z plakatem w rękach. Dominował na nim kolor różowy, podobnie jak w garderobie Dalii. Licealistka ubierała się zwykle w wyrazisty różowy bądź czerwony kolor. Ja osobiście nie należałam do dziewczyn, które lubią takie przebieranki w lalkę Barbie. Wystarczały mi dżinsy z dziurami i luźniejsza bluzka, zwykle w kolorze szarym lub czarnym. Nic niezwykłego.
Prezentacja Dalii nie była zadziwiająco ciekawa, dziewczyna czytała tylko informacje zapisane na plakacie, nie dodając nic od siebie. W ogóle nie utrzymywała kontaktu wzrokowego z klasą, więc wszyscy albo zajmowali się telefonami, albo zwyczajnie przysypiali. Sama również nie zamierzałam przejmować się słuchaniem Dalii. Przełożyłam kabel słuchawek pod bluzką i ukryłam go starannie we włosach. Założyłam tylko jedną ze słuchawek, z obawy, że pan Cowell coś się mnie zapyta, a ja, całkowicie zajęta muzyką, zignoruję go, co skończy się jedynką za używanie telefonu na lekcji. Wybrałam piosenkę Green Day - 21 Guns i zatraciłam się w muzyce.
Całą lekcję biologii spędziliśmy na słuchaniu - albo nie - głosu Dalii. Pod koniec lekcji spojrzałam na Nate'a. Kaptur zasłaniał mu bladą twarz, ale dostrzegłam pod nim dwoje zamkniętych oczu. Usnął. Gdy teraz mu się przyglądałam, rysy jego twarzy były prawie perfekcyjne. Miał mocno podkreślone kości policzkowe, co czyniło jego urodę bardzo oryginalną. Jego rzęsy były sporej długości, co pewnie dobrze się komponowało z głęboko niebieskimi oczami. Nie miał dużego nosa, co często się zdarza u chłopaków. Można by powiedzieć, że był niemal idealny. Jego usta były pełne, a ja się dziwiłam, że nie zwróciłam na to jeszcze uwagi. Dlaczego chłopak z tak rzadko spotykaną urodą ukrywa się pod kapturem bluzy? Czy Nate naprawdę jest taki nieśmiały? Zapatrzyłam się na nieskazitelną twarz kolegi z ławki, a ten czując zapewne na sobie mój wzrok, otworzył oczy i przyłapał mnie na dokładnym wpatrywaniu się w jego usta, oczy, nos, policzki. Uniósł jedną brew w pytającym geście, a ja zawstydzona odwróciłam głowę z burakiem na twarzy.
- Mam coś na twarzy? - Zdziwiła mnie jego śmiałość. Jestem też stuprocentowo pewna, że wiedział, że to nie jest powód mojego pożerania go wzrokiem. Na szczęście w chwili, gdy powinnam udzielić odpowiedzi, zadzwonił dzwonek, wybawiając mnie z niekomfortowej sytuacji. Zabrałam plecak i ruszyłam w stronę wyjścia, nie odwracając głowy choćby na sekundę.
Biologia była dzisiaj moją ostatnią lekcją, więc z ulgą poszłam do szafki po kurtkę. Był listopad, ale mimo wszystko, pogoda nie była najcieplejsza. Otworzyłam szafkę kluczykiem, zabrałam z niej kurtkę i popędziłam w stronę wyjścia ze szkoły.
Przy drzwiach dostrzegłam Sam'a, mojego najlepszego i jedynego przyjaciela. Poznałam go jeszcze w gimnazjum i od razu się polubiliśmy. Mamy podobny gust muzyczny i poczucie humoru. Sam jest dobrze zbudowanym, wysokim, ciemnym blondynem o zielonych oczach, który zawsze wie, co powiedzieć. W odróżnieniu ode mnie, mój przyjaciel ma bardzo dużo znajomych. Mimo wszystko najwięcej czasu poświęca mi, za co jestem mu bardzo wdzięczna i cieszę się, że poznałam go w gimnazjum. Kiedy nadszedł czas wybierania liceów, oboje stwierdziliśmy, że nie chcemy kończyć naszej przyjaźni i wybraliśmy te same szkoły.
Dzisiaj Sam założył czarne rurki, i czerwoną koszulę w kratkę. Jego czarny plecak opadał mu na plecy. Zawsze podobał mi się styl ubierania Sam'a. Wiedział, co do czego dopasować, co także przyczyniło się do tego, że stał się bardzo popularny wśród dziewczyn w szkole.
Gdy chłopak zauważył, że się do niego zbliżam, opuścił grupkę znajomych, z którymi rozmawiał i pomachał mi z szerokim uśmiechem, który z pewnością potrafił powalić na kolana większość dziewczyn w tym liceum. Odwzajemniłam uśmiech i spojrzałam w stronę zbiorowiska dziewczyn, które obrzucały mnie spojrzeniem pełnym zazdrości. Byłam pewna, że w tej chwili cisnęły im się na usta bardzo niecenzuralne słowa, ale krótko mówiąc, miałam to gdzieś. Nigdy nie przejmowałam się opinią innych.
- Cześć, Ever. - Sam przytulił mnie delikatnie. Zawsze był wobec mnie taki ostrożny i opiekuńczy. Byłam mu bardzo wdzięczna, że tak się o mnie troszczy. - Idziemy? - Pokazał głową w kierunku drzwi, a ja kiwnęłam głową.
- Tak, ale lepiej się pospieszmy, zanim twoje koleżanki zabiją mnie wzrokiem. - Śmiałam się.
- Co mam poradzić, że tak działam na dziewczyny? - Przyjaciel również żartował. W jego oczach pojawiły się małe iskierki. - A co, zazdrosna jesteś?
- O ciebie zawsze, Sammy. - Szturchnęłam go w ramię i wyszliśmy z budynku.
Codziennie rano i po zajęciach zabierałam się z Sam'em jego samochodem. Czasami miałam wyrzuty sumienia, że mu się za bardzo narzucam, ale przecież chłopak sam zaproponował, że będzie mnie odwozić do szkoły. Wolałam jechać wygodnym autem z moim przyjacielem, niż gnieździć się z gromadą hałaśliwych pierwszaków w au'tobusie szkolnym.
Sam jak zwykle otworzył mi drzwi do swojego audi i gestem ręki zaprosił mnie do środka.
- Jak pan sobie życzy, sir. - Żartowałam. Chłopak z uśmiechem na ustach zamknął drzwi od samochodu i poszedł na drugą stronę usiąść na miejscu kierowcy.
W czasie powrotu rozmawialiśmy o tym, jak nam minął dzień, ale odpowiedzi nie różniły się bardzo od tych codziennych.
Gdy byliśmy już pod moim domem, przytuliłam Sam'a na tyle, ile pozwalała mi przestrzeń w aucie.
- Dzięki za podwózkę, jesteś najlepszy. - wyszczerzyłam się. - To widzimy się jutro o 7.50?
- Jasne. Pa, Ever. - Pomachał mi. Zamknęłam drzwi auta, a Sam odjechał.
Wyjęłam pęk kluczy z plecaka i wybrałam z nich jeden, pasujący do zamka w drzwiach mojego domu. Mieszkam tylko z mamą, która praktycznie cały czas jest w pracy, więc wchodząc do domu nikogo w nim nie zastałam. Ściągnęłam kurtkę i buty, odłożyłam plecak do pokoju i rozejrzałam się po kuchni, czy przypadkiem nie czeka tam na mnie kartka od mojej mamy. Jak codzień, mama przyczepiła zieloną kartkę magnesem-krówką do dużej lodówki. Dziś pisało na niej "Kochanie, dzisiaj nie miałam czasu naszykować ci obiadu, przepraszam. Mam nadzieję, że wystarczy ci do wieczora zawartość naszej lodówki. Będę późnym wieczorem. Kocham Cię mocno. Mama." Uśmiechnęłam się i odczepiłam kartkę od lodówki, o czym wrzuciłam ją do pudełka, w którym magazynowałam wszystkie karteczki, które kiedykolwiek do mnie napisała. Nie mam pojęcia, dlaczego to robiłam. Chyba po prostu żal mi było wyrzucać coś, co mama napisała specjalnie do mnie. Niby mała rzecz, ale jednak świadomość, że komuś na tobie zależy jest bardzo miła.
Otworzyłam lodówkę, wyjęłam z niej mały deser waniliowy z bitą śmietaną i zabrałam się za rozkoszowanie się jego zawartością.
Gdy byłam już w swoim pokoju przeanalizowałam w pamięci, czy miałam jakiekolwiek zadanie domowe na jutro, kartkówkę, czy sprawdzian. Dumnie stwierdziłam, że dzisiaj mam wieczór wolny od nauki. Dawno nie miałam już okazji, by spokojnie się położyć po szkole, ze świadomością, że nie muszę nic robić później. Opuściłam brązowe zasłony na okno i ściągnęłam spodnie, zostając w samych majtkach. Nie cierpiałam spać w dżinsach. Założyłam luźną, długą, czarną bluzkę i weszłam pod ciepłą kołdrę. Byłam już na wpół przytomna, kiedy poczułam irytujące wibracje na stoliku obok łóżka. Nie otwierając oczu, sięgnęłam po omacku po przedmiot, który nie dawał mi spokojnie zasnąć po wyczerpującym dniu szkoły. Otworzyłam oczy, które poraziła jasność ekranu mojego telefonu. Odblokowałam go prostym kodem i kliknęłam w ikonkę 'wiadomości'. Moje serce zabiło szybciej, a ręce zaczęły się niekontrolowanie pocić. Na ekranie dostrzegłam:
Numer zastrzeżony: Słodko wyglądasz, gdy śpisz.
****
B.

Ever [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz