Nigdy nie sądził, że spotka kogoś takiego jak Blaine Anderson, z uśmiechem rozjaśniającym pomieszczenie i uroczymi lokami, które próbowano ujarzmić za pomocą ponadprzeciętnej ilości żelu. Nie miał też pojęcia, że zakocha się od pierwszego dotyku, a tak właśnie się stało, kiedy ciemnowłosy, nowo poznany chłopak złapał jego dłoń.
Myślał o nim przez całe dnie, a nocami śnił o ich wspólnym życiu, budząc się zazwyczaj z szerokim uśmiechem na twarzy, który nie schodził, aż do momentu uświadomienia sobie, że był tylko sen. Nienawidził tych chwil.
Z Blaine'em spotykał się prawie codziennie, z racji przynależności do Warblersów i uczęszczania do tej samej szkoły. Dzień w dzień obserwował każdy jego krok, samemu snując się za nim, niczym zakochany szczeniak. To było tak oczywiste, że dziwiło go niezmiernie niedoinformowanie Andersona, bo przecież każdy, dosłownie każdy, wiedział co Kurt czuł do najlepszego przyjaciela. Znał wszystkie jego przyzwyczajenia, czasem łapał się na tym, że wie, co Blaine ma zamiar powiedzieć nim tamten choćby otworzył usta. To wszystko zaczynało być szalone.
W końcu Kurt zebrał się na odwagę. Włożył najlepszy zestaw ubrań, jaki udało mu się wyłuskać z przepastnego wnętrza szafy, użył najlepszych perfum, a na ułożenie włosów poświęcił ponad godzinę. Zaplanował wszystko w najmniejszych szczegółach. Był gotów.
- Blaine - wykrzyknął, uśmiechając się szeroko, kiedy zauważył przyjaciela stojącego w kolejce po kawę, w Lima Bean - nie sądziłem, że cię tu spotkam - dodał, kiedy znalazł się niecały metr od bruneta.
„Kurt, ty kłamco!", pomyślał, mając nadzieję, że się nie rumieni.
- Oh, Kurt. Uh... Hm... Witaj? Też nie sądziłem, że tu będziesz - odpowiedział z dziwnym wyrazem twarzy, zerkając gdzieś ponad ramieniem wyższego chłopaka.
- Może napijemy się razem kawy? Muszę ci coś powiedzieć i wiem...
- Nie! - podniesiony głos Blaine'a sprawił, że Kurt zamilkł zdezorientowany. - To znaczy, chętnie, ale teraz nie mogę. Nie jestem tu sam, więc wybacz. Cóż... muszę iść. - po czym szybkim ruchem odebrał zamówienie i ruszył w stronę jednego z bardziej odosobnionych stolików.
Przecież znał wszystkich znajomych Blaine'a i nigdy nie było problemu, by dosiadł się do nich w kawiarni czy gdziekolwiek indziej.
Zamówił ulubioną kawę, wciąż zastanawiając się nad zachowaniem przyjaciela. Przed wyjściem, obrócił głowę w stronę stolików, mając nadzieję, że chociaż przez chwilę zobaczy twarz Andersona. Cóż, patrzenie na niego było jak narkotyk. I faktycznie udało mu się wyłowić chłopaka spośród osób siedzących w Lima Bean, jednak, gdyby wiedział, że zobaczy go w takiejsytuacji z tą właśnie osobą, z pewnością wyszedłby bez oglądania się za siebie. „O Boże", pomyślał, bo mimo bycia niewierzącym, to jedyne co opisywało jego zdziwienie. Blaine Anderson siedział przy stoliku wraz z panną Rachel Berry, która aktualnie zjadała jego twarz.
- Co, do diabła? - Kurt mruknął do siebie, nie rozumiejąc co się właściwie stało.
Kurt Hummel: „Nobody said it was easy. No one ever said it would be this hard. Oh, take me back to the start" przez Youtube: watch?v=RB-RcX5DS5A
(Rachel Barbra Berry, Quinn Fabrya, Artie Abrams i 51 innych osób lubi to)
Santana Lopez: Trochę smętne. Co jest, Hummel?
(Mercedes Jones lubi to)
Kurt Hummel: Czasem chciałbym cofnąć czas, Satan. Znasz sposób?
CZYTASZ
Słyszałem, Kochanie
FanfictionKurt zawsze (w końcu) zdobywał to czego pragnął. Tym razem na drodze stanęła mu Rachel. Co zrobi Hummel, by dotrzeć do celu? Czy podejmie walkę, a może odpuści? Trochę komedii i trochę tragedii. bitch!Rachel, hot!Kurt