V

1K 82 32
                                    

Nadszedł weekend. Wreszcie. Chórzyści z Akademii Daltona byli niesamowicie podekscytowani, gdyż to właśnie w piątek wieczorem miała odbyć się kolejna impreza z serii „Pijmy z Warblersami", ale tym razem wzbogacona o ludzi z ludzi z McKinley, których zaprosił Kurt. Wieczór zapowiadał się niesamowicie ekscytująco.

Kurt bawił się naprawdę dobrze, tańcząc z dwiema z trzech najpiękniejszych dziewczyn, jakie zdarzyło mu się widzieć, ze swoimi przyjaciółkami. Brittany zarzuciła mu ramiona na szyję i przylepiła się do jego torsu, zaś Santana z dłońmi na jego biodrach, ocierała się o jego tyłek. I czy to naprawdę było dziwne, że zaczynał czuć się trochę nakręcony? Alkohol krążył w jego żyłach, sprawiając, że rzeczywistość zacierała się i drżała przed oczyma, a ciało reagowało na najmniejsze bodźce. Był pijany i podniecony, przecież to nie zbrodnia. Podobnie jak usta Brit skubiące jego szczękę i język Santany, błądzący po karku, wysyłając dreszcze wzdłuż kręgosłupa. Kiedy dziewczyny zamieniły się miejscami, wiedział, że jest zgubiony, bo mimo że Brittany była cudownie słodka i śliczna ze swoimi blond włosami i czułym uśmiechem, Santana potrafiła sprawić, że nie pamiętał niczego poza dotykiem tych idealnie wilgotnych, pełnych ust i naporem języka na jego własny, a gdy jego dłonie zjechały na kształtne, twarde pośladki...

- Co, do diabła, Kurt myśli, że robi? - warknął Blaine z głosem brzmiącym niedowierzaniem, kiedy wszedł do pomieszczenia, w którym odbywała się impreza i zobaczył jedyne osoby tańczące na parkiecie.

- Prawdopodobnie to, na co każdy z nas ma ochotę - odpowiedział bełkotliwie Jeff i dopiero wtedy Blaine zwrócił uwagę na ogólny stan osób znajdujących się w sali.

Spóźnił się trochę ponad godzinę, jednak nie spodziewał się, że wszyscy będą już w sztok pijani. Wes zataczał się gdzieś pod ścianą, mała Azjatka tańczyła na stole, a kilku chłopaków okupowało sprzęt do karaoke, najwyraźniej szukając odpowiedniej piosenki. Reszta siedziała w różnych miejscach, w różnym stopniu, ale jednak pijana. „Niech cię cholera, Rach.", pomyślał i momentalnie się zawstydził. Nie powinien tak myśleć, chociaż to przez nią się spóźnił, bo chciała wymóc na nim zaproszenie, mimo że powtarzał jej, że to Kurt i Wes odpowiadali za gości z McKinley i on nie miał w tym wypadku prawa głosu. W rzeczywistości nie chciał, żeby przychodziła, wiedząc, że przez cały wieczór będzie uczepiona jego ramienia, wymagając nieustannej uwagi. Teraz niesamowicie żałował, że nie przyszedł od razu. Nienawidził być jedyną trzeźwą osobą.

Ponownie skupił się na Trzech osobach tańczących na parkiecie, wciąż przyciśniętych do siebie niczym w filmie porno. Latynoska całowała Kurta z zapałem, nawet ze swojego miejsca, oddalonego od nich o kilka dobrych metrów, widział ich języki, masujące się wzajemnie. Blondynka, Brittany, tańczyła przyciśnięta do pleców chłopaka, z jedną dłonią na jego biodrze, a drugą błądzącą po pośladku.

- Są gorący, prawda? - Blaine usłyszał głos Sebastiana, dochodzący gdzieś zza jego pleców.

- Nie sądzę - odpowiedział zirytowany, wciąż jednak nie odrywając wzroku od błękitnookiego i jego przyjaciółek.

- Nie udawaj, Anderson. Obaj wiemy, że chciałbyś znaleźć się na miejscu którejkolwiek z nich. Co byś wolał? Przód czy tył?

- Nie wiem o czym mówisz, Sebastian.

- Wyzywam cię, żebyś z nim zatańczył.

- Co? Nie!

- Teraz.

- Nie, Smythe. Spływaj.

- Naprawdę? Nawet nie podejmiesz wyzwania? Jezz, Anderson, ta dziewczyna zrobiła z ciebie totalną cipkę - mruknął Sebastian, patrząc na kolegę z politowaniem i on rzeczywiście tak myślał. - Żałosne. Co, boisz się, że cię spławi?

Słyszałem, KochanieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz