Perspektywa Willa
Kiedy Johansson powiedział nam, że jednak chce pomóc, ucieszyłem się. Jednak coś mi nie pasowało w sposobie jego mówienia. Może i dramatyzuje, a może mam rację. Jednak to nie wszystko. Luna też była jakaś dziwna. Co chwilę słyszałem szepty. Mówiła coś do Johanssona. Niestety zbyt cicho abym mógł cokolwiek usłyszeć. Udało mi się jedynie wyłapać jedno, jedyne słowo: tatuś. Kto to jest do jasnej cholery? Mam już tego dość. Mam dość Luny.
Perspektywa 3 os.
Luna odprowadziła Johanssona do drzwi, po czym wróciła do salonu i wtulajac się w Willa. Jej kochanego Willa. Powiedziała.
-Może gdzieś razem wyjdziemy? Dawno nigdzie nie byliśmy. Cały czas siedzimy w domu.
Will wzruszył ramionami.
-No proszę skarbie. Odstresujemy się. Na chwilę zapomnimy o tym wszystkim co ostatnio się dzieje.
-No dobrze. -w końcu Will się odezwał, jednak w jego głosie słychać było nutkę gniewu.
-To co? Restauracja dzisiaj wieczorem? -luna starając się nie zwracać uwagi na niechęć Willa z szerokim uśmiechem zaczęła się szykować.
Wieczorem, gdy oboje byli już gotowi wyszli z domu. Powoli szli wzdłuż ulicy mijając kolejne domu. Lampy uliczne slicznie oświetlały chodnik swoim żółtym światłem, a księżyc, który przed chwilą wspiął się na niebo dopełniał wszystko. Will był niespokojny. Luna czuła to trzymając go za rękę jednak postanowiła to zignorować. Ten wieczór miał być idealny. Nie chciała psuć całej tej atmosfery.
W końcu doszli pod drzwi restauracji o nazwie "złoty środek" . Wchodząc do środka od razu poczuli cudowny zapach jedzenia. Zajęli jedyny wolny stolik pod oknem i zaczęli przeglądać kartę.Kiedy otrzymali posiłek rozmowa nie miała końca.
-Luna muszę ci coś powiedzieć. -odezwał się Will poważnym jak nigdy tonem.
-Slucham. -powiedziała trochę niepewnie Luna.
-Nie jestem pewien czy ci wierzyć. No wiesz... Co do tych wszystkich rzeczy, o których mi mowilas. One są przecież absurdalne, niedorzeczne. Przecież nikt nie słyszał o czymś takim, a nagle u nas miałoby się to wydarzyć?
-Dlaczego mi nie wierzysz?-mówi dziewczyna łamiącym się głosem. -Dlaczego nie wierzysz w to co mówię? Przecież nie wymyśliła bym tego.
-Właśnie tego nie jestem pewien. -westchnął
-Czego?
-Tego że ty na pewno nic nie wymyśliłaś. W końcu zawsze byłaś bardzo pomysłowa. Dlaczego mam wierzyć, że teraz nie wymyślasz? -uniósł lekko ton swojego głosu.
-Uspokuj się! -krzyknęła Luna może trochę zbyt głośno, gdyż wszyscy ludzie obecni w restauracji skierowali swój wzrok na nią. -Uspokuj się -powtórzyła znacznie ciszej.Perspektywa Willa
Co ja zrobiłem? Przeze mnie Luna teraz płacze. Mogłem zachować to dla siebie. Ona przecież jest w ciąży, nie może się denerwować. Jestem głupi.
I co teraz mam zrobić? Nie podejde do niej, bo nie wiem jak. Jeśli się odezwę albo wyjde na kompletnego idiote albo jeszcze bardziej pogorsze sytuację. Najlepiej będzie jak nic nie zrobię. Tak. To najlepsze wyjście.
Perspektywa 3 os.
Luna cicho płacze przy stoliku. Jej łzy jedną po drugiej spadają na talerz, na którym jeszcze kilka minut wcześniej znajdowało się jedzenie. Na chwilę uniosła głowę by sprawdzić czy ktoś się na nią patrzy jednak to co zobaczyła przerosło jej oczekiwania. Wszystkie oczy zwrócone były ku niej. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby te "oczy" nie były czarne. Wszyscy ludzie nagle wstali. Po upływie zaledwie kilku sekund coś jakby ogromny miecz, ścieło wszystkim głowy.
Przerażona zaczęła krzyczeć na cały głos. Spojrzała na Willa. Mimo, że krzyczała już tak głośno jak umiała zaczęła krzyczeć jeszcze głośniej.
Na miejscu jej ukochanego siedział mężczyzna w czarnym płaszczu. Z ogromnym kapturem zaslaniakacym całą twarz. I olbrzymim mieczem w ręce.
Mężczyzna po chwili wyciągnął do Luny dłoń na znak przywitania. Ale widząc niechęć dziewczyny cofnął ją i powiedział spokojnie.
-Miło cię poznać. Luno. Matko moich dzieci. -w tym momencie wewnątrz kaptura zalsnily śnieżno białe zęby. -Miłego dnia.-Luna. Luna. Luna! - z tego koszmaru wybudził ją głos Willa.
Szybko rozejrzala się po sali. Wszyscy patrzyli na nią jak na jakąś wariatkę. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że krzyczy jak opętana.
-Chodźmy do domu. -powiedziała szybko Luna.Będąc już pod domem Luna znów zobaczyła tamtego mężczyznę w czarnym płaszczu. A spod kaptura dalej było widać śnieżno biały uśmiech.
_________________
Tadam!
to teraz się zacznie.
Tatuś przybył! Ja już go lubię, a wy?
Proszę o pozostawienie po sobie śladu (to już się chyba stało tradycją)
Do następnegoBuźka :*
P. S. Media mojego autorstwa 😊
CZYTASZ
Następca Śmierci
HorrorLuna i Will. Idealna para. Dziecko w drodze. Dziecko? Niee... Zjawa? Diabeł? Duch? Wytwór wyobraźni? Potwór? Już prędzej... Będąc skazaną na danie życia temu czemuś nie jest łatwo żyć. Demonolog, ksiądz, egzorcyzmy. Kilka niewyjaśnionych zdarzeń. K...