Rozdział 10

416 60 6
                                    

James pewnym krokiem wchodzi na scenę. Ma na sobie proste, czarne spodnie oraz czarną marynarkę, z bliżej nie określonymi białymi wzorami.

- Trzyrzędowa - szepcę do siebie

Haymitch posyła mi pytające spojrzenie. 

Marynarka -tłumaczę  szybko - ćwiczyliśmy z innym rodzajem.

- Przecież to bez różnicy - burczy mentor bo czym wraca do oglądania wywiadu.

James siada na przeznaczonym  dla niego krześle i bez problemu radzi sobie z marynarką. 

- Witaj James - mówi Caesar - dowiedziałem się od Twojej koleżanki z Dystryktu, że jesteście dobrymi przyjaciółmi.

- Zgadza się, jako dzieci spędzaliśmy dużo czasu razem teraz również możemy na siebie liczyć, okazujemy sobie dużo wsparcia. 

- Ale nie ma między Wami czegoś więcej? - dopytuje się prezenter.

- Oczywiście, że nie - zaprzecza James - W Dwunastce czeka na mnie dziewczyna. 

- To dla niej chcesz wygrać Igrzyska? 

Chłopak przytakuje, nawet z tak dużej odległości widzę, że łzy zaczynają napływać mu do oczu. 

- Planujesz sojusz na arenie? - pada kolejne pytanie

 -  Jeśli będzie taka potrzeba to nie widzę przeszkód - odpowiada - chociaż wolę działać sam.

 - Będę za Ciebie trzymał kciuki na arenie - zapewnia Caesar - James Grant, Dystrykt Dwunasty. 

Gdy tylko ostatni Trybut schodzi ze sceny rozbrzmiewa hymn Panem, wraz z jego ostatnimi dźwiękami wszyscy gwałtownie wstają i zaczynają się pchać do wyjścia. 

- Za chwilę  będziesz się mogła pożegnać z Rachel i Jamesem - mówi do mnie Haymitch  - Tylko błagam Cię nie płacz bo to im w niczym nie pomoże, teraz  żadne z nas nie może sobie pozwolić na chwile słabości. 

Do Ośrodka Szkoleniowego docieramy w ciągu piętnastu minut, w salonie czekają już na nas tegoroczni Trybuci. Rachel ciągle ma na sobie sukienkę, jednak zdjęła już buty i zmyła makijaż, natomiast James zdążył się już przebrać i teraz ma na sobie zwykłą koszulkę oraz płócienne spodnie.

- Wypadliście wspaniale  - mówię, gdy tylko przekraczam próg salonu - jestem z Was bardzo dumna. 

Oboje jak na zawołanie podnoszą wzrok i zerkają na mnie z powątpiewaniem.

- Jestem zaszczycona tym, że mogłam być waszą opiekunką - kontynuuję - z całego serca życzę Wam powodzenia na arenie. 

Ściskam pośpiesznie Rachel i Jamesa po czym udaję się do swojego pokoju aby żadne z nich nie zobaczyło moich łez.

Dla wszystkich opiekunek noc przed rozpoczęciem Igrzysk jest najbardziej pracowita, wiąże się to z wypełnianiem ostatnich dokumentów aby w chwili wyjścia na arenę wszystkie formalności były już załatwione. Ponieważ  nie chcę przeszkadzać Haymitchowi ani tym bardziej Rachel i Jamesowi postanawiam się udać do pokoju dla opiekunek, na miejscu zastaję dwanaście biurek, przy których siedzą już niektóre opiekunki a  w rogu dostrzegam nawet kobietę, która przyjmowała odemnie dokumenty w Pałacu Sprawiedliwości. Siadam na obok Suzanne, opiekunki z Dystryktu Dziesiątego, i zabieram się do pracy. Przez pierwsze pół godziny w pokoju słychać jedynie skrobanie długopisów po papierze, do momentu gdy podchodzi do mnie Eva.

- Gdzie wczoraj byłaś? - pyta mnie - wszystkie miałyśmy wczoraj trochę wolnego myślałam, że do nas dołączysz. 

- Pomagałam się przygotować do wywiadów moim Trybutom - odpowiadam nie odrywając wzroku od rubryki, którą aktualnie wypełniam.

- A to nie należy przypadkiem do obowiązków mentora? - wtrąca się Suzanne 

- No niby tak - przyznaję - ale Haymitch nie nauczyłby Rachel chodzić na obcasach, czy nie pokazałby Jamesowi jak nosić marynarkę. 

- Właśnie byłam zdziwiona, że Dwunastka w tym roku całkiem przyzwoicie wypadła - komentuje Eva 

- Może to jest jakieś rozwiązanie - myśli głośno Suzanne - w końcu często się zdarza, że niektóre Trybutki nie potrafią chodzić w butach, które dostają... 

Naszą rozmowę przerywa wybicie zegara oznajmiającego północ, dlatego we trzy wracamy do pracy. 

Dokumenty udaje mi się złożyć dopiero około drugiej w nocy jestem już tak zmęczona, że ledwo dociera do mnie komunikat, iż jeśli zapomniałam o jakiś dokumentach to powinnam ja oddać do końca  dnia. Z ulgą wychodzę z pokoju dla opiekunek i udaję na piętro przeznaczone dla Dwunastego Dystryktu.

Rano, mimo przepracowanej nocy, wstaję dosyć wcześnie, pakuję resztę swoich rzeczy  po czym szykuję się do opuszczenie Ośrodka Szkoleniowego. W salonie spotykam Haymitcha, siedzi na kanapie z kubkiem w ręku, wpatrzony w jeden punkt. 

- Ja już pójdę - mówię - na prawdę dobrze mi się z Tobą współpracowało. 

- Muszę przyznać, że jak na pierwszy raz całkiem nieźle sobie radziłaś - twierdzi mentor - czyli widzimy się za rok?

- Widzimy się za rok - potwierdzam,  po czym wychodzę. 

Niech los zawsze Wam sprzyjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz