Po lunchu przychodzi kolej na Jamesa. Każę mu włożyć przygotowaną przeze mnie marynarkę .
- Gdy stoisz zawsze miej zapiętą marynarkę - mówię - będzie to wyglądało bardziej elegancko poza tym jestem przekonana, że w właśnie tą część garderoby Twoja stylistka włoży najwięcej pracy, więc należałby ją odpowiednio wyeksponować.
Chłopak przytakuje po czym gestem nakazuję mu usiąść, na tym samym fotelu na, którym siedziała Rachel wcześniej.
- Siadając zawsze rozpinaj marynarkę, zapięta koszmarnie się układa - pouczam - w typie, który masz na sobie, możesz rozpiąć tylko dolny guzik, jednak nie wiem co szykuje dla Ciebie stylistka, więc umówmy się, że rozepniesz wszystkie.
James powoli wykonuje moje polecenie, a ja siadam na krześle, które stoi obok, delikatnie zwrócone w stronę fotela.
- Jaką taktykę opracowałeś z Haymitchem? - pytam
- Mam być kimś kto jest w stanie zrobić absolutnie wszystko aby zobaczyć ponownie swoich najbliższych - wyznaje - wiem, że to dość oklepane ale nie stać mnie na nic więcej, nie jestem dość dobrym aktorem.
- Na wywiadach Caesar zapewne będzie siedział obok ciebie, tak jak ja teraz - mówię
Widzę dezorientację na twarzy Jamesa, zapewne myślał, że zrobiłam przerwę w szkoleniu.
- Postaraj się nie zwracać tylko do niego - kontynuuję - gdy odpowiadasz na pytania postaraj się co jakiś czas zwrócić się do publiczności zostaniesz wtedy odebrany jako osoba otwarta na ludzi.
-Nie nazwałbym siebie osobą otwartą na innych - stwierdza James
- W takim będziesz musiał udawać. W końcu to tylko trzy minuty.
Chłopak wzrusza jedynie ramionami, okazuje się, że uczy się on trochę wolniej niż Rachel, dlatego w czasie przeznaczonym na ćwiczenia udaje nam się zrobić o wiele mniej.
Podczas kolacji tegoroczni Trybuci są tak zmęczeni, że niemal zasypiają nad pełnymi talerzami, dlatego Haymitch odsyła ich do pokojów.
- Nauczyłaś ich czego chciałaś? - pyta mnie gdy nasi podopieczni wychodzą z jadalni.
- Myślę, że tak - odpowiadam trochę niepewnie - Rachel dość przyzwoicie chodzi w butach na obcasach, natomiast James, no cóż też powinien dać sobie radę.
- Mam nadzieję, że się nie mylisz - mówi mentor po dłuższej chwili namysłu - bo te dzieciaki nie mają żadnej osobowości, pomysłu na siebie czy czegokolwiek innego, dlatego mam nadzieję, że chociaż się przyzwoicie zaprezentują.
- Poradzą sobie - stwierdzam po czym udaję się do swojego pokoju.
Rankiem mam trochę czasu dla siebie. Rachel i James zapewne są już przygotowywani do wywiadu, a Haymitch gdzieś sobie poszedł. Nalewam sobie kawy do filiżanki i sama zaczynam się szykować na dzisiejszy wieczór. Po zrobieniu sobie czasochłonnego makijażu przychodzi czas na wybór kreacji. Nie mam zbyt dużego wyboru, ponieważ większość ubrań zostawiłam w swoim mieszkaniu. Moja decyzja szybko padła na rozkloszowaną, błękitną sukienkę bez ramiączek sięgającą mi przed kolano, do tego dobieram ciężki naszyjnik z niebieskimi kryształkami. Nagle słyszę pukanie do drzwi, za którymi stoi Haymitch.
- Idziesz już? - pyta mnie nieco zirytowany.
Kiwam głową i zakładam te same buty, w których wczoraj ćwiczyła Rachel. Idziemy do specjalnego sektora, przeznaczonego dla wszystkich zwycięzców, opiekunek oraz stylistów. Kilka z moich nowych znajomych macha mi dając mi przy tym znak abym usiadła razem z nimi, decyduję się jednak usiąść obok Haymitcha, abyśmy wspólnie mogli ocenić efekty naszej pracy.
W końcu pojawia się Caesar Flickerma,w miodowym odcieniu włosów , wita się z publicznością po czym zaprasza na scenę Trybutkę z Pierwszego Dystryktu. Podczas swojego wywiadu zapewnia ona, że już nie może się doczekać walki na arenie, podobnie jak pozostali Zawodowcy. Reszta Trybutów nie wyróżnia się niczym niezwykłym, część jest zabawna ( albo przynajmniej próbuje taka być), część jest na skraju płaczu, gdy Ceasar im przypomina, że już jutro wychodzą na arenę, a co poniektórzy sprawiają wrażenie jakby nic ich nie obchodziło.
Wszystko robi się trochę nużące, niektórzy triumfatorzy opuścili już sektor i wrócili do Ośrodka Szkoleniowego, opiekunki również zaczynają szeptać pomiędzy sobą zupełnie nie interesując się przebiegiem wywiadów.
Na scenie Caesar właśnie żegna się z chłopcem z Jedenastki.
- A teraz - mówi prezenter - powitajmy Rachel Jones, Trybutkę z Dwunastego Dystryktu.
Rachel niepewnie wchodzi na scenę, ma na sobie niezwykle krótką dopasowaną, ciemnoczerwoną sukienkę z rękawem w dzwonek. Widzę jak niepewnie stawia nogi aby nie przewrócić się w butach na obcasie.
- Ona się w tym nie wywali? - pyta się mnie Haymitch
- Obcasy są o 5 centymetrów niższe od tych, w których uczyłam ją chodzić - odpowiadam - da sobie radę.
Nie mamy jednak czasu na dłuższą rozmowę, ponieważ chcemy w spokoju obejrzeć wywiad.
- Witaj Rachel - mówi Caesar, gdy publiczność już się uspokaja - jak podoba Ci się podoba w Kapitolu?
- Co prawda nie zobaczyłam za dużo, co nie zmienia faktu, że bardzo mi się tu podoba - odpowiada dziewczyna.
- Jak wygrasz Igrzyska na pewno będziesz miała okazję nie raz zwiedzić Kapitol - zapewnia entuzjastycznie Caesar
Rachel wzrusza jednie ramionami, co ma oznaczać, że zdaje sobie sprawę ze swoich niewielkich szans.
- A jakie relacje masz z drugim Trybutem z Twojego dystryktu? - pada kolejne pytanie
- Przyjaźnimy się - odpowiada dziewczyna - w Dwunastce mieszkaliśmy niedaleko siebie więc dorastaliśmy razem.
- A kto bliski czeka na Ciebie w rodzinnym dystrykcie?
- Rodzice, troje rodzeństwa i babcia - wylicza Rachel, której głos zaczyna odrobinę drżeć, jednak na szczęście nie zaczyna płakać.
- Spora rodzina -komentuje Caesar - bardzo miło było mi Ciebie poznać, powodzenia na Igrzyskach. Przed państwem Rachel Jones z Dystryktu Dwunastego.
Razem z Haymitchem wymieniamy porozumiewawcze spojrzenia, obje zgodnie stwierdzamy, że dziewczyna dała sobie radę.
- A na koniec przywitajmy Jamesa Granta .
![](https://img.wattpad.com/cover/58916277-288-k798358.jpg)
CZYTASZ
Niech los zawsze Wam sprzyja
FanfictionKażda historia ma swój początek. A jak zaczęła się historia Effie? Jak została opiekunką w Dwunastym Dystrykcie i jak wyglądały jej pierwsze Igrzyska na, których pełniła tą funkcję? Na podstawie trylogii "Igrzyska Śmierci" autorstwa Suzan...