Dwudziesty siódmy

11.6K 900 182
                                    


Dwudziesty siódmy

Zmiana świata była gwałtowna, ale tym razem nie zrobiło jej się niedobrze. Nie poczuła nawet, że się przemieszcza. Ugryzła Hadesa w dolną wargę, gdy tylko poczuła wiatr we włosach.

— Ty podstępny... — nie dokończyła, nie wiedząc jak.

Wokół niej był Hades, w jej ramionach był Hades, w głowie i sercu miała chaos. Przeniósł ich wprost do swoich komnat. Nie obchodziło go to co miała powiedzieć, chciał tylko zabrać ją do domu i znaleźć dom w jej objęciach.
Jego posłanie było wielkie i twarde, z czarnym prześcieradłem i kremową delikatną pościelą. Przestrzeń wokół stanowiły gołe, kamienne ściany, a naprzeciw były otwarte okna zaczynające się na wysokości jego kolan i kończące nad wierzchołkiem głowy. Panował lekki chłód.

Zimne ubranie ciążyło jej teraz bardziej niż wcześniej, choć dłonie Hadesa śpieszyły się bardzo, żeby ogrzać tyle skóry ile tylko mógł dosięgnąć. Nie poruszył się nawet, a mimo to zawieszone przy suficie kandelabry zapłonęły jasnym, ciepłym światłem.

— Zimno mi.

Przez żółtą bluzkę prześwitywał czarny stanik, i choć światło było słabe, Hades mógł dostrzec pokrywającą ją gęsią skórkę. Przejechał palcem po skórze na jej obojczyku, była zimna i mokra.

— Musisz zdjąć mokre rzeczy — wypowiedziane jego głosem, brzmiało to co najmniej dziwnie.

Zaśmiała się z oczywistości jego wypowiedzi.

— Nie masz pojęcia jak trudno zdejmuje się mokre dżinsy.

Wisiał nad nią, bez problemu podpierając się na jednym ramieniu. Jego dłoń przesuwała się w ślad za podwiniętą bluzką od biodra po brzuch.

— Twoje ubranie moczy mi pościel, musisz je natychmiast zdjąć.

Zaśmiała się szczerze.

— Królowa nie przyjmuje rozkazów.

Mężczyzna nachylił się nad nią i wyszeptał wprost do jej ucha.

— Chyba, że wydaje je król.

***

Na zewnątrz mocno wiało, płomienie świec dawno już zgasły. Od kamienia bił nieprzyjemny chłód. Był zapatrzony w nieprzeniknioną ciemność sklepienia. Pozbawione gwiazd niebo, zasnute było chmurami. Lubił patrzeć w te pustkę, wydawała mu się taka bezpieczna.

Gdzieś na dole słychać było cichnące krzyki, blask licznych palenisk rozświetlał zakurzoną ziemię. Z tego miejsca nie mógł zobaczyć płonącej rzeki, ani nawet rusztowania zaostrzonych pali, po tej stronie dziedzińca nie było nic wartego oglądania, tylko odpoczywający mieszkańcy zamku, fragment psiarni i wejście do kuchni. A mimo to, to właśnie po tej części zamku czuł się najlepiej.
Nikt nie mógł dojrzeć go, stojącego na balkonie swoich prywatnych komnat i to sprawiało, że czuł się odprężony. Poza tym lubił patrzeć na krzątających się poddanych, wieczorami palili ogniska i pili. Czasem chciał do nich dołączyć, ale nie tym razem. Sam się sobie dziwił, że zmusił swoje zmęczone ciało do ruszenia się, akurat teraz w środku chłodnej nocy. Przeciągnął się jeszcze, tak że aż strzyknęły mięśnie i powlókł z powrotem do wielkiego łoża. Teraz wydało mu się mniejsze, gdy nie było już puste. Kopnął leżące na podłodze mokre ubranie, które nieprzyjemnie szurnęło i leniwie ułożył się na posłaniu. Z niewymówioną przyjemnością patrzył jak po nagim ciele jego ukochanej wspina się cień, który jej podarował. Machnął ręką by ciemność ustąpiła mu miejsca i przygarną ją do siebie. Pogrążona w pozbawionym marzeń śnie, nawet nie drgnęła. Ułożył dłoń na jej nagim brzuchy, niemalże go zakrywając. Niemal mimowolnie przesuną ją w górę ważąc w dłoni ciężar jej piersi. To było takie nadzwyczajne, a jednocześnie zupełnie naturalne, że mógł ją teraz tak dotykać. Jako władca, biorący zawsze to czego chciał, bez potrzeby zadawania próśb, w wyjątkowy sposób doceniał otrzymaną zgodę. Nie oczekując nigdy pozwolenia, odbierał sobie słodycz, tego dobrowolnego poddania. Przytulił się mocniej, chciał by ten moment trwał i trwał bez końca.

Mój HadesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz