Dwudziesty czwarty

9K 878 93
                                    



Czas się zatrzymał, krew zastygła jej w żyłach. Głupi, głupi Nataniel. Wyciągnęła dłoń by odsunąć go od niebezpiecznej istoty, ale w tym samym czasie dłoń kainitki zacisnęła się na jego przedramieniu. Miał taki zszokowany wyraz twarzy, był zmieszany i czuł się niekomfortowo.

— Puść go — syknęła Kora, przez zaciśnięte zęby.

Maja wychyliła się do przodu, ze zimnych oczu sypały iskry.

— Jest mój — zapiszczała, płaczliwym głosem.

Nataniel ocknął się i próbował wyswobodzić się z uścisku dziewczyny, sprawiał mu ból. Nie sądził, że potrafi złapać tak mocno.

— No ładnie — mruknął.

Kora zrobiła krok do przodu. Trudno było wystraszyć się na widok tej dziewczynki, była niska i wyglądała zupełnie bezbronnie. Persefona widywała już groźniejszych kainitów.

— Zgnijesz w Tartarze — oznajmiła, przechylając lekko głowę.

Nataniel głośno wypuścił z ust powietrze. Zupełnie nie miał pojęcia co się dzieje i czuł się cholernie niekomfortowo. Tymczasem Kora wyjęła z kieszeni butelkę wody i bez zastanowienia chlusnęła nią w twarz jego dziewczyny. Chłopak patrzył jak twarz Mai się zmienia. W jednej chwili jej oczy rozszerzyły się niebezpiecznie, jakby miały wypaść z jej oczodołów. Usta rozchyliły się niemal pękając, ukazując olbrzymie, nie pasujące do niej zupełnie kły. Zmarszczki wokół jej oczu zdawały się być wyżłobione z kamienia. Jej palce zacisnęły się na jego przedramieniu, raniąc je do krwi. Ledwie zdążył wyrwać dłoń, a syk dziewczyny przeciął powietrze. Dźwięk ten przypominający rwanie papieru i tarcie styropianu w niczym nie przypominał ludzkiego.

Zaczął biec, ciągnąc za sobą Korę. Jego myśli szalały, ale ciepło jej dłoni pozwalało mu poruszać nogami, kiedy potwór wydał z siebie żałosny wrzask i ruszył w pościg. Persi wyślizgnęła się z jego spoconego uścisku.

— Biegnij — wrzasnęła, z trudem łapiąc oddech.

Żadne z nich nie przykładało się do ćwiczeń, częściej paląc i pijąc niż biegając po lesie, nie mogli mieć dobrej formy. Strach robi jednak z człowiekiem wspaniałe rzeczy. Ich kończyny poruszały się chaotycznie i szybko, ciuchy szarpał wiatr. Włosy Kory uderzały jej bladą twarz, jej głowa poruszała się na boki, próbując w jakiś sposób znaleźć rozwiązanie nim ogień w ich płucach nie pozwoli im się ruszać. Biegli niekończącą się alejką, wpadając w otulony światłem latarni skwer. Zatrzymała się opierając plecy o gruby konar jednego z drzew. Pociągnęła za sobą biegnącego kilka kroków za nią chłopca.

— Potrzebujemy wody — wydyszała.

Ledwie mogli złapać oddech. Pot szczypał ich oczy i spływał po ustach.

— Niedaleko jest rzeka — wysapał i wychylił się zza drzewa.

Widok zbliżającej się niebezpiecznie Mai zmroził mu żyły. Nie odpuszczała, wiatr rozwiewał jej blado niebieską sukienkę. Gdyby nie świeży obraz jej zdeformowanej twarzy, pomyślałby, że wygląda nawet gorąco, gdy tak biegnie.

— Dogania nas — pisnął.

Ruszyli dalej, choć wydawało im się, że są jeszcze bardziej zmęczeni niż przed przerwą. Betonowe płyty uciekały im z pod nóg. Odgłos ich tubalnych kroków wypełniał ciszę nocnego parku. W zasięgu wzroku Nataniela pojawił się znajomy skręt. Ścieżka biegła dalej, wijąc się w prawo jednak on pociągnął Persefonę wprost na krzaki, przedzierając się przez nie czuł jak ranią mu skórę ich ostre gałązki. Krok za nim zabrzmiało stłumione przekleństwo rzucone przez Korę. W końcu jego trampki wpadły do zimnej wody. Kora potknęła się upadając na kolana w koryto rzeki. Szarpnął, stawiając ją na nogi i razem brnęli przez muł i wodorosty, aż nurt stawał się coraz mocniejszy. Zimna woda roztrzaskiwała się o ich rozgrzane ciała, studząc zmęczone wysiłkiem mięśnie.

— Nie umiem pływać — ostrzegła Kora, w której oczach zaczęły się tworzyć łzy przerażenia.

Wolała stawić czoła armii nieumarłych niż zanurzyć się w zimnej, nieprzewidywalnej wodzie. Tylko silny, mokry uścisk dłoni chłopca powstrzymywał ją przed zawróceniem. Nic nie mogła dostrzec w panujących ciemnościach. Jej nogi uderzyły w piach, a już po chwili Nataniel pomagał jej się wdrapać na umieszczoną po środku rzeki wysepkę.

Upadli oboje na zimną, wilgotną ziemię pokrytą w całości długą, drapiącą trawą. Ich oddechy wypełniły przestrzeń, konkurując z szumem roślinności i pluskiem wody.

— To wystarczy, powstrzyma ją? — zapytał, drżącym głosem syn Eryka.

Kora odnalazła na trawie jego rozgrzaną dłoń.

— Nie dorwie cię tu — zapewniła go, choć w sumie nie była tego taka pewna.

W ostateczności zamierzała wezwać Tana i mieć nadzieję, że się nie spóźni. Cholerny Hades może się pieprzyć. Wolną dłonią przetarła oczy, żeby ukryć ślady łez.

Nataniel poderwał się aby usiąść. W mroku nie widziała wyrazu jego twarzy, przeczesał dłonią, jasne włosy. Upadły anioł, kruche złoto.

— Ja z nią spałem Korcia, kochałem potwora — wykrztusił spanikowany.

Potem gwałtownie wstał, ruszył kilka kroków i głośno zwymiotował.

W głowie jak obrazy na kliszy przewijał mu się film. Widział jak podaje jej papierosa, słyszał jej szept w ciemności piwnicy, jej łagodny jęk. Widział jak zlizuje krew z jego rozciętego nadgarstka. Czuł dotyk jej wilgotnych warg na swoim uchu, smak jej nieśmiałych pocałunków. Dotyk dłoni na brudnym materacu. Powiedział jej wszystko, opowiedział o matce, całował ją i brał. Kolejna fala torsji poruszyła jego ciałem. Splunął jeszcze raz i odwrócił się od zapachu wymiocin.

— Kurwa, Nataniel — jęknęła Kora, łapiąc się za głowę.

Przez myśl nie przeszło jej, że teraz będzie musiała mu wszystko wyjaśnić. Teraz to dopiero chciało jej się pić. Zacisnęła pieść pełną błota.

— Co to było? — odważył się zapytać.

Powoli wrócił by usiąść koło niej. Nie myślał jasno, powoli zaczynał marznąć.

— Miałeś okazję pieprzyć kainitkę — burknęła.

Chłopiec zakrył oczy nasadami dłoni. Chciało mu się wyć. Czuł nie tylko obrzydzenie i strach, ale też ogromny żal. Raz poznał dziewczynę, która była dla niego wyjątkowa, a okazało się, że nawet nie była dziewczyną. W sensie... w pewnym stopniu była, Nataniel sam to sprawdził.

— Co to jest kainitka? Wyglądała jak jakiś pieprzony wampir. Kurwa, kurwa, kurwa.

Kora musiała się na moment opamiętać, wziąć głęboki oddech i przypomnieć sobie, że ma przed sobą zranionego chłopca.

— To skomplikowane.

Prychnął pod nosem.

— Domyślam się. To niezłe bagno.

Kora zaczerpnęła głęboki oddech i przytuliła do siebie kolana.

— To jest jakby wampir... 


A/N Prawda, że szybko? Zajrzyjcie na mój profil, zaczęłam publikować nowe opko, może się Wam spodoba ;)



Mój HadesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz