Szesnasty

12.8K 921 65
                                    

Rozdział 16

Kora otworzyła okno, krzywiąc się na skrzypienie. Na zewnątrz, oświetlony żółtym światłem latarni w pełni swej chwały stał nie kto inny jak Natan. Jego blond włosy były uroczo potargane, a na ustach drgał uśmiech. Wyglądał trochę jak upadły anioł z tymi włosami przypominającymi aureolę i skórzaną kurtką. W zębach trzymał papierosa.
- Spadaj, młody nie mam czasu - krzyknęła przechylając się przez chyboczącą ramę okna.
Ostatnie czego pragnęła po gorącej sesji obściskiwania z greckim bogiem, było spotkanie z synem Eryka. Mężczyzny, którego jej matka rzuciła około godziny wcześniej. Właściwie to Kora nie była pewna, czy to był koniec. Oczywiście padło wiele ciężkich słów, ale przecież Ewa była tak bardzo zakochana w ojcu blondyna. On zdawał się podzielać jej uczucia i byli taką zgraną parą.
- No chodź, chociaż na chwilę! - negocjował chłopiec.
Był trochę pijany, nieznacznie chwiał się na boki. Jego ust, nie opuszczał uśmiech. Przypominał Korze, ją samą kilka lat wcześniej. Westchnęła ostentacyjnie.
- Dobra, czekaj tam! - krzyknęła i zamknęła okiennice.
Zbiegła po schodach i narzuciła na nogi buty, nie przejmując się wiązaniem sznurowadeł.
Gdy dotarła do chłopca zrozumiała, że bawił się już dobrze. Czuć było od niego wódkę i nieustępliwy dym papierosowy. Uśmiechał się pijanym uśmiechem i błyszczał oczami w jej kierunku.
- Musisz ze mną pójść! - odezwał się natychmiast entuzjastycznie.
Doskoczył do niej odrobinę się chwiejąc i oparł się na jej ramieniu. Zrzuciła go z niesmakiem, krzyżując ramiona.
- Nie będę się z tobą dzisiaj bawić, młody. Nie mam weny - odpowiedziała spokojnie.
Niebo chmurzyło się niespokojnie i po pustej ulicy spacerował niespokojny wiatr. Drzewa po przeciwnej stronie ulicy przechylały się powoli i wracały do pionu.
- Czemu ciągle mnie zlewasz?
- Nie zlewam cię, mam ciężką sytuacje na chacie.
Chłopak prychnął i splunął.
- Weź nie pierdol.
Kora cofnęła się zdziwiona. Nataniel  nie był aniołkiem, ale był w jej oczach czymś na kształt pluszowego misia z odzysku. Miała do niego dziwny sentyment.
- Spadaj, nie mam czasu.
- Kurwa, Kora nikt nie ma dla mnie czasu. Twoja matka rzuciła ojca, on pojechał gdzieś. Nie wiem co mam zrobić.
Po plecach dziewczyny przespacerował się zimny dreszcz. Wsadziła dłonie do kieszeni i zacisnęła zęby na dolnej wardze.
- Weź się w garść.
- Dzięki, potrafisz pocieszyć jak nikt inny - rzucił syn Eryka.|
Chłopak potarł pięścią oko, w którym zbierały się łzy. Bardzo chciał, żeby Kora została jego siostrą. Nie miała co do niego wymagań i nie byłby już sam. Czuł jak zaczyna mu pulsować głowa. Był to znak, że kac, który go odwiedzi następnego ranka, będzie bolesny.
- Wiesz co? Przepraszam, że zraniłam twoje uczucia - rzuciła opryskliwie. - A nie, czekaj. Gówno mnie obchodzą twoje uczucia.
Adrenalina buzowała w jej ciele z nerwów. Hades był ostatecznie dupkiem, Tan rozpłynął się w powietrzu. A na deser - zepsuła matce szansę na miłość po raz kolejny. To był cudowny dzień. Znów wszystko zjebała, a najgorsze, że każdy czegoś od niej chciał. Każdy miał jakieś wymagania i prośby, a ona czuła się jakby obiecała, że zbawi świat. Jakby problemy wszystkich ludzi osiadły na jej wątłych ramionach i tylko jej upartość powstrzymywała ją przed upadkiem. Była atlasem, który nienawidził swojej fuchy.

- A obchodzi cię cokolwiek poza tobą? - zapytał wściekle.
Zabolało. Nie koniecznie chciała się do tego przyznać, ale on trafił w samo sedno jej problemów. Była niemiła, egoistyczna i leniwa, ale ludzie i tak chcieli jej pomocy. Nigdy niczego im nie obiecywała, nigdy nie prosiła o ich uwagę. Dlaczego tak uparcie na niej polegali? Przecież nie chciała i nie potrafiła im pomóc.
- Jak już zacznie to na pewno nie będzie taki rozpuszczony gówniarz ja ty.
Nataniel odwrócił się na pięcie i odbiegł. Uciekł zwyczajnie nie wiedząc co ze sobą zrobić. A Kora stała i patrzyła i jego sylwetka znika w mroku.
 Niczego nie pragnęła bardziej jak spaceru z Cerberem i puszki coli. Najlepiej pięciu puszek coli i jednej butelki malibu. Nie chciała już wracać do domu. Chwyciła torebkę z wieszaka w przed pokoju i trzasnęła drzwiami. Miała coś zrobić i przydałoby jej się towarzystwo. Była noc, ale po pocałunku Hadesa jakoś nie bała się kainitów. Ruszyła spokojnie w kierunku,w którym jak jej się wydawało zniknął chłopiec. Łzy lały się z jej oczu, jakby ktoś puścił tamę. Zbliża mi się okres, dlatego jestem taką emocjonalną papką. Tłumaczyła się sama sobie. Wytarła ze złością łzy i smarki rękawem bluzki i naciągnęła kaptur. Co jakiś czas potykała się o sznurowadła, ale przez myśl nie przeszło jej, że miałaby je zawiązać. To był jeden z tych dni, w których myślisz - o matko, byleby nikogo nie spotkała, nie chcę żeby ktoś widział, jak ryczę - ale jednocześnie masz taką cholerną potrzebę kogoś spotkać. Możesz gadać ile chcesz, ale tak na prawdę nie chcesz być sama. Persefona nie miała tu jednak prawie nikogo, żadnej przyjaciółki, znajomego czy nawet wroga. Marzyła by spotkać Tana, nawrzucać mu i odprawić - tylko, żeby ktoś ją zauważył. Tego samego chciał Nataniel, a ona go olała. Kiedy wyschły jej łzy i wymyśliła w głowie cudowne riposty dla całego świata, nawet chciało jej się śmiać. Całe to zażenowanie. Szła obracając w dłoniach trzy grosze, które znalazła w kieszeni. Gdyby tylko w tym mieście można było gdzieś pójść. Pogrzać się w świetle bilbordów, popatrzeć na pijanych studentów na starówce. Wbiec do przypadkowego tramwaju i wysiąść w jakimś randomowym miejscu. Jednak to nie było już miasto, w którym się wychowała, i które porywało przypadkowych ludzi, wkręcając je w swój labirynt i szum. To była zabita dechami dziura, która dawno już spała. Zdecydowanie nie należała do tego miejsca. Mijała niebieskie i białe szczeble barierki, odgradzającej samobójców od krawędzi mostu i śmiała się przez łzy. Chciała bardzo wyrzucić te trzy grosiki, ale jakoś nie mogła się z nimi rozstać. Co miałaby robić, gdyby nie obracała ich w palcach? Przez myśl przyszło jej, aby udać się do parku i posiedzieć na ławce, ale było już ciemno, i wydało jej się to zbyt żenujące. Prychnęła pod nosem. Ta chwila załamania nie zmieniała tego kim była. Królowe nie siedzą żałośnie i samotnie pod drzewem. Zatopiona w myślach nieomal nie minęła Natana kręcącego się po parku. Próbował ja minąć, ale zatrzymała go łapiąc za zimną dłoń.
- Chodź ze mną. 
Złapał jej rękę i połączył ich palce. Na jego twarzy malował się pełen nadziei, trochę szalony uśmiech. 
- Nagle chcesz spędzać ze mną czas? - zapytał złośliwie, głos trochę mu drżał, jakby miał się rozpłakać. 
Wzruszyła ramionami. 
- Chcę włamać się na cmentarz, byłoby zbyt dramatycznie gdybym zrobiła to sama. 
Ruszyli ramie w ramie trzymając się za splecione palce. Pęknięty chodnik uciekał z pod ich stóp. 
- A więc mnie potrzebujesz - oświadczył pewnie Nataniel, a Kora wciąż słyszała płacz w jego głosie. 
Zbliżali się go wzgórza, na którym ustanowiono cmentarz, dzieci nazywały ten kompleks łagodnych wzniesień "górką śmierci", ponieważ zjeżdżając na sankach wpadało się wprost na ulicę. Mieli zrobić barierki doszło nawet do śmiertelnego wypadku. 
- To nic osobistego. 
- Jesteśmy jak Bonnie i Clyde!
- Hamuj, plis. 
Taktownie nie patrzyła na jego twarz, wiedziała, że nie chciałby aby widziała jego łzy. 
- Daj spokój, będziemy razem łamać prawo, a potem uratujemy świat i zaczną pisać o nas w książkach...
*** 

- Nie wiedziałem, że jesteś taką gimnastyczką - odezwał się syn Eryka, idąc tuż obok Persefony. 
Przed chwilą pokonali żeliwną bramę. Latarnie wciąż paliły się na cmentarzu, a spokojny nastrój w ogóle nie udzielał się chłopakowi. Teren usiany był różnorakimi nagrobkami. Były kładące się na ziemi anioły i wyrastające z prostokątów krzyże. Łezkowe kształty, a nawet kilka ekstrawaganckich serca. Ustawione gęsto groby były ustrojone zniczami i zwiędłymi kwiatami, a przy każdym niemal kamieniu stała ławeczka. Wysokie drzewa i okazałe iglaste krzaki dodawały temu miejscu uroku niemal parku.
- Teraz jesteśmy hienami cmentarnymi? - zapytał trzeźwiący Nataniel. 
Jego przystojną twarz nawiedził delikatny grymas, który sprawiał tylko, że był bardziej uroczy. Swoje przydługie włosy odgarniał niedbałym ruchem na tył głowy. Był tym złym chłopcem ze złamanym sercem, którego pragnie każda dziewczyna i potrafił wykorzystać swój urok. 
- Nie będziemy stąd nic zabierać, tchórzu. 
Tańczące wokół cienie nie robiły wrażenia na dziewczynie. 
- Tylko się upewniam to trochę creepy, nawet jak dla ciebie. 
Kora uśmiechnęła się zarozumiałym uśmiechem. 
- Nic nie jest zbyt creepy dla mnie, aniołku. 
- Jesteśmy już w fazie przezwisk? Mogę mówić ci kotku? 
- Nie. 
- Warto było spróbować - westchnął ciężko. 
Robiło się zimno i nawet zaczął siąpić deszcz. Atmosfera robiła się coraz bardziej upiorna. Kora spojrzała w zachmurzone niebo, zastanawiając się czy pogoda jest winą władcy podziemia? Czy może zaczęła mieć paranoję i jej myśli tłoczą się wyłącznie wokół Hadesa. Kręcili się szybkim krokiem po alejkach. Persi trzy kroki przed Natanem, ciągnącym się wolniej i marudzącym. 
- Przyszliśmy odwiedzić dziadka? - zapytał, trochę bojąc się grobowej ciszy. 
Dziewczyna poprawiła wysoką kitkę i rozejrzała się po raz kolejny. 
- Nie lubiłam nigdy mojego dziadka. 
Nataniel roześmiał się głośno, by po chwili zasłonić usta dłonią. 
- Nie jesteś zbyt rodzinna, co?
Kora śmiała się bez zahamowań. Jej oczy błyszczały wtedy jak komety i blask tryskał na boki, jakby jej źrenice rzucały iskry. 
- Cmentarz są dla żywych, martwi są po prostu martwi, ale nie, nie jestem. Dobra znalazłam - odezwała się podekscytowana stając po środku dróżki. Natan obejrzał się w koło, ale nie zobaczył nic, co mogłoby być celem ich podróży. Stali po środku szerokiej ścieżki, oddzielającej dwa strony cmentarza. Dwa metry przed nimi stała dumnie wschodnia brama, na straży której stały dwie rozłożyste lipy. Grube korzenie wystawały z ziemi tworząc niemały labirynt. 
- Dobra teraz skołuj mi coś do kopania - rozkazała dziewczyna. 
_________________________________________________________________________
Co knuje Kora? Jak oceniacie postać Natana? Dawajcie przemyślenie, mogą być nawet głupie!

Mój HadesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz