Pierwszy

68.5K 2K 535
                                    

Rozdział 1




— Weź kurtkę! — Usłyszała znajomy głos, nie musiała sprawdzać kto to.

Nie obróciła się, miała nadzieję, że rozmówca sobie odpuści.

— Będzie padało! — głos się nasilił.

Przyśpieszyła kroku i znalazła się za zakrętem, mogła znów zwolnić. Nie lubiła szybko chodzić i raczej się nie śpieszyła. Serio, pośpiech jest dla kogoś, komu zależy. Dryfowanie jest dużo wygodniejsze, gdy nie ma celu, do którego można dążyć.

Jej trampki dotknęły trawy, znajdującego się niedaleko domu, lasu. Odpięła smycz wiążącą psa, nie lubił jej. Oboje nie lubili, gdy coś trzymało ich w ryzach. Owczarek niemiecki leniwie wąchał trawę i włóczył się, wciąż gdzieś w okolicy jej nóg.
Las z każdym krokiem stawał się ciemniejszy i bardziej dziki, minęła kilka par trzymających się za ręce, biegających mężczyzn w lajkrze i ich umięśnione łydki.
W końcu na drodze przestali pojawiać się ludzie, a ona pozwoliła sobie na odprężenie. W powietrzu czuć było wilgoć, a upał dawał się mocno we znaki. Pewnie mama dziewczyny miała rację, lunie deszcz. Jednak w tamtej chwili nie miała nic przeciwko. Było upalnie i duszno.
W końcu dotarła do swojego miejsca, przychodziła tam od przeprowadzki, czyli w zasadzie od tygodnia. To było zacienione miejsce, pod wielkim dębem leżała kamienna płyta, na której lubiła siadać. Rozłożyła się na zimnym kamieniu i wyciągnęła z torby puszkę gazowanego napoju. Uwielbiała zimne, z dużą ilością cukru i kofeiny.
Pies biegał gdzieś wokoło i węszył zapamiętale, a ona rozkoszowała się chwilą samotności, dopóki pierwsze krople wody, nie uderzyły w kamienną płytę, służącą jej za siedlisko. Chwilę później deszcz odnalazł też jej twarz. Leniwie wstała i wyrzuciła zgniecioną puszkę za siebie. Odczuła zmianę w powietrzu, wzmógł się wiatr i zrobiło się chłodno.

— Cerber! — zawołała, a posłuszny pies już truchtał przy jej nodze.

Dotknęła dłonią, miękkiego futra i ruszyła w kierunku domu.
Wiatr wzmógł się jeszcze bardziej i wkrótce jej misterny kok rozleciał się, a włosy wydostały na wiatr. Chmura zerwała się i chlusnął deszcz. To nie był jakiś tam kapuśniaczek, a prawdziwa ulewa. Już po kilku chwilach byli oboje z Cerberem cali mokrzy.

Przy wyjściu z lasu, przypięła psa do smyczy i przyśpieszyła kroku, ulice ziały pustkami. To urok mieszkania w małym, zacofanym miasteczku, i to w najbardziej wyludnionym domu.

Niedaleko lasu i cmentarza. Nie chciały tam mieszkać, ale kolejny zawód miłosny mamy pchnął ją do działania. Ewa kupiła dom, bo był tani i zawsze chciała mieć domek z ogródkiem. Nie miały nawet płotu, ani trawnika, ale kobieta wmawiała sobie, że kiedyś o to zadba i stworzy kilka ślicznych rabatek. Mama dziewczyny dużo pracowała i nie miała czasu na takie pierdoły.

Kora zdjęła całkiem mokre trampki i rzuciła je w kąt.

— Chodź, Cerber! — krzyknęła na psa i wbiegła po schodach na górę.

Zrzuciła mokre ciuchy i zmyła maskarę, która spłynęła z oczu na policzki.

Do rozpoczęcia roku szkolnego zostało mnóstwo czasu, więc bardzo się nudziła. Nie żeby kiedykolwiek była fanką szkoły i nie chodzi o oceny, czy samą naukę. Po prostu jak większość nastolatków nienawidziła rozkazów.
Wyjęła z torby pełną puszkę pepsi i usiadła na łóżku, wkładając słuchawki i sięgając po leżącą pod łóżkiem książkę.

— Umyj łapy temu cholernemu psu, zanim znów wejdziesz z nim na górę — usłyszała wrzaski mamy, piętro niżej.

Ewa nie przepadała za psem, a dziewczyna nie winiła jej, Cerber też jej nie lubił. Przeleciała wzrokiem po kartce, ulubionej lektury.

Mój HadesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz