Piętnasty

14.6K 998 50
                                    

Rozdział 15

    

 Niebo było czyste i leniwie niebieskie. Nic, nawet wietrzyk nie odważył się przeciąć świeżego, porannego powietrza. Nie było widać obłoków. Słońce władało sklepieniem niepodzielnie i przywodziło Korze na myśl Hadesa. Jedynego władce rozległych ziem Hadesu i dowódcę zarówno dusz potępieńczych, wszelkich żyć co zgasły i istot zrodzonych bezpośrednio z Chaosu. Kora leżała na kocu, niedbale rzuconym na trawnik, uparcie przyjmując atakujące ją, nieustępliwe promienie słoneczne. Atak był nieprzerwany. Niegdyś przyjemne uczucie ciepła i łaskoczące igiełki zamieniły się w dokuczliwe pieczenie i swędzenie. Była uparta.

Leżała patrząc, z pod przymrużonych powiek na nieskazitelne niebo. Niegdyś było jej bliskie, ale teraz przypominało tylko o nieobecności Hadesa.

Każdy kto tylko mógł sobie na to pozwolić korzystał z najpiękniejszej pogody jaka zdarzyła się tego lata. Nieobecność boga podziemia w końcu pozwoliła pogodzie uspokoić się. Nękające okolice burze i wichry odeszły w zapomnienie i atmosfera miasta na powrót stała się senna. Wokół panował bezruch. A może tak się tylko Korze wydawało. Mieszkała przecież w rzadko odwiedzanej części miasteczka. Dochodziło południe i gorąc dokuczał ludziom niemiłosiernie, dlatego kto tylko mógł chował się w chłodne ściany domu. Persi trwała w dziwnym zawieszeniu. Od czasu śmierci Cerbera jej życie zamarło i pogrążyło się w  nudzie i pustce. Hades nie przybył ani razu w przeciągu tych trzech dni. Może zdawał sobie sprawę z tego, że nie jest mile widzianym gościem. Może był zajęty, obrażony? Któż zdoła to powiedzieć. Przez długie trzy dni nie było bogów, kainitów, tragedii, niebezpieczeństw. Nie było nic, prócz może współczującego spojrzenia Ewy. Zmęczenie powoli sączyło się po ciele dziewczyny. To było coś co podarował jej Hades. Z chwilą, gdy wzięła do ust jedzenie pochodzące z Krainy Cieni, stała się jej obywatelką. Ziemskie jadło nie było już w stanie w pełni ugasić jej apetytu, ani pragnienia. Otoczenie Gai odrzucało ją, bo przestała być już jej córą. Więzy, które podobnie do grawitacji, utrzymywały ją na powierzchni, stawały się coraz bardziej wiotkie i lada dzień groziły zerwaniem. Światło odrzucało jej istnienie, była przeszkodą dla słonecznych promieni, które niegdyś zdawały się ją wielbić. Jej cera była bledsza z każdym dniem, choć zawsze szybko i bezboleśnie się opalała. Świat, który znała odwracał się od niej, było to karą za przyjaźń z bogiem. Jej spierzchnięte, czerwone usta były rozchylone. Powieki, skrywające bogactwo zielono, złotych oczu - zamknięte. Kończyny leżały luźno na kocu, porozrzucane niedbale. Mimo, że nie sycił jej w pełni ludzki posiłek, nie wyglądała na wygłodzoną. Ciało wypełniało szczelnie, cytrynowo-żółtą sukienkę. Nawet w blasku południowego słońca i nienaturalnej bladości, nie wyglądała wiosennie i promiennie. Gdzieś w niej był mrok i każdy mógł to zauważyć. Jej rzęsy wydawały się zbyt ciemne i gęste, tak samo jak włosy. Niegdyś przypominały kolorem mleczną czekoladę, teraz podchodziły bardziej pod gorzką z zawartością kakao co najmniej siedemdziesiąt procent. Krawędzie powiek zdawały się być umazane węglem lub ciemnym tuszem. Ludzie nie potrafili określić co dokładnie nie pasuję im w wyglądzie dziewczyny, ale czuli jej odmienność. Kuła ich nieprzystosowane oczy. Kora poderwała się z posłania i ze złością zgarnęła koc dłonią. Jej nowa przyjaciółka - niepewność, dręczyła ją tego dnia bardziej dokuczliwie niż kiedykolwiek. Nie miała żadnych odpowiedzi i miliony pytań. Nie mogła pogodzić się z tym, że to co było jej codziennością od przyjazdu do tego cichego miasta, odeszło bez ostrzeżenia. Chciała coś zniszczyć, wyjaśnić kilka spraw i bardzo głośno krzyknąć. Potrząsnęła jednak tylko głową. Włosy, związane w misternego koka rozsypały się po jej ramionach i opadły na plecy. Nienawidziła tego. Były proste i ładnie się układały, jednak nigdy nie pozostawały długo upięte. Jakby wyślizgiwały się wszelkim spinkom i gumkom. Wpadła do domu jak burza, rzucając brązowy koc na szafkę z butami.
- Maamo! - krzyknęła od progu.
Ewa wyłoniła się z kuchni ze ścierką w mokrych dłoniach.
- Co się stało?
- Zapleć mi warkocza.
Ewa przekrzywiła głowę z zaciekawieniem i ledwie skrywanym zmartwieniem.
- Wychodzisz?
                                                                            ***

Mój HadesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz