Początek przygody z Londynem

340 42 2
                                    

Wróciłam do domu. Od razu usiadłam na kanapie i zadzwoniłam do Pysi. Kiedy skończyłam połączenie, już miałam zamiar odłożyć komórkę na stół, jednak zdecydowałam się napisać do Gilberta SMS'a.

"Hej.Co tam słychać w Niemczech? Tutaj nudno. Szkoda że cię nie ma bobyśmy poszli na piwo w czwórkę" napisałam i wcisnęłam wyślij. Czekając na odpowiedz położyłam się na kanapie.Odpowiedź przyszła szybko.

"Wiadomo że nudno bo nie ma tam zagilbiastego mnie ksesese..."

"Ta...i nie ma Ludwiga. Brakuje mi tych jego treningów ;)"

Chłopak już nic nie odpisał. No tak pewnie znalazł sobie nowy obiekt do podrywu. Ta myśl bolała. Psychicznie. Osoba, w której się zakochałaś olewa cię totalnie. Trudno będę musiałam się jakoś odkochać i zakochać w kimś innym. Tylko jakoś wszystko mi o nim przypominało. Nawet w innych chłopakach doszukiwałam się podobieństwa do Gilberta. Czy to nie straszne? Moja przyjaciółka miała lepiej. Ludwig nie był typem podrywacza. Wręcz przeciwnie.Był typem opiekuńczego faceta, mimo iż nie okazywał tego i na pozór był wyprany z emocji.

Kilka następnych dni spędziłam na użalaniu się nad sobą. Pysia i Felicjano siedzieli ze mną na kanapie i oglądaliśmy bajki Disneya,zajadając się lodami i paluszkami. Zawsze na doła pomagały mi lody szczególnie te czekoladowe. Oczywiście Felicjano starał mnie rozśmieszyć co udawało mu się w połowie przypadków. Jak na Felicjano przystało co wieczór jedliśmy pastę zrobioną przez prawdziwego Włocha. Lovino aktualnie przebywał u Antonia więc nie był obecny w całej tej szopce.

Wieczorami Kinga siadała przed laptopem i rozmawiała z Ludwigiem przez Skype.Wiedziałam, że coś między nimi się dzieje. Tylko patrzeć jak zaczną ze sobą chodzić, zaręczą się a później ślub i dzieci oraz brak czasu dla mnie.

A między nami co? Nic. Brak jakiegoś impulsu czy czegoś. Owszem ja czuję że coś mnie cholernie ciągnie do tego chłopaka. Ale to on powinien zawalczyć o mnie a nie ja o niego. Wiem być może to wydawać się może za staroświeckie podejście jednak nie zamierzam latać za chłopakiem.

Po tygodniu nadszedł czas na pożegnanie z wiecznym miastem. Teraz czekała nas Londyn.

Aby się tam dostać musiałyśmy lecieć samolotem. Nie obyło się bez łzawego pożegnania z Felicjano. Lovina oczywiście grał twardego ale łezka mu się w oku kręciła.

Z lotniska w Anglii odebrał nas mój kuzyn Arthur, u którego zamieszkałyśmy.

Pewnego dnia zwiedzaliśmy Londyn. Oczywiście i tutaj zdawało mi się że co chwilę widzę białą czuprynę ale mniejsza z tym. Szliśmy właśnie mostem prowadzącym do jednej z najbardziej rozpoznawanych budowli Londynu, Big Bena, kiedy Arthur szepnął

-Słuchaj ktoś nas śledzi.

-Jak to?- obróciłam się do tyłu i nikogo nie zauważyłam.

-Schowali się za tamtymi krzakami.

Popatrzyłam na Kingę, która tylko skinęła głową a następnie poszłyśmy w stronę tych krzaków. 

Wakacje z PrusamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz