Obudziłam się zmarznięta. Przetarłam oczy i zobaczyłam, że leżę w lesie do tego naga. Zdezorientowana rozejrzałam się dookoła. Nie pamiętałam nic z wczorajszego wieczoru. Poranne promienie słońca przebijały się przez gałęzie drzew. Ostatnie co zachowało się w mojej głowie to niewyobrażalny ból podczas przemiany i Derek, który był przy mnie i mnie wspierał. Właśnie gdzie jest Derek? Gdzie ja jestem? Miałam wstać i iść na południe, a przynajmniej tak mi się zdawało. Tylko żebym po drodze nie trafiła na jakiś ludzi, w końcu nic na sobie nie mam. Miałam się podnieść, gdy usłyszałam szelest za mną. Kiedy się odwróciłam stał za mną Derek z ubraniami w ręku. Próbowałam się zakryć rękoma, a kiedy brunet to zobaczył odwrócił wzrok i rzucił mi ciuchy.
- Ubierz się - powiedział, stając do mnie tyłem.
Założyłam szybko bluzkę i spodnie dresowe. Szkoda tylko, że nie przyniósł butów, ale cóż nie można mieć wszystkiego.
- Możesz się już odwrócić - odparłam i podeszłam do niego.
- Pamiętasz cokolwiek z wczoraj? - zapytał patrząc na mnie.
- Ostatnie co pamiętam to ból i ciebie - zaczęliśmy iść w nieznanym mi kierunku.
- To może nawet i lepiej - powiedział smutno.
- Co ty ukrywasz Derek? - zapytałam prosto z mostu.
- Dlaczego uważasz, że coś.... - nie zdarzył dokończyć bo mu przerwałam.
- Widać kiedy kłamiesz. Mów o co chodzi.
-Mogę ci chociaż wszystko wyjaśnić w domu, na spokojnie? - zapytał niezadowolony.
- Zgoda.
Droga minęła nam dość szybko. Żadne z nas się nie odzywało, ale mi to nie przeszkadzało. Po dwudziestu minutach byliśmy w ogrodzie bruneta. Najpierw poszłam pod prysznic, a Derek powiedział, że zrobi mi coś do jedzenia. Dobrze, że to zaproponował, bo byłam diabelsko głodna. Po parunastu minutach wyszłam z łazienki w dresach i poszłam do kuchni skąd pochodził smakowity zapach boczku. Usiadłam na krześle i przyglądałam się mojemu kucharzowi. Chwile później postawił przede mną talerz z śniadaniem. Zjadłam wszystko w zabójczym tempie i spojrzałam na bruneta. Uśmiechnął się i kazał mi iść za sobą do salonu, gdzie usiedliśmy na kanapie.
- Hayley, posłuchaj to co teraz ci powiem może być dla ciebie ciężkie - powiedział poważnie.
- Derek nie przesadzaj, zabiłam kogoś czy co? - zaśmiałam się.
- No właśnie chodzi o to, że tak - odwrócił wzrok.
- Żartujesz? Powiedz, że żartujesz - zrzedła mi mina.
- Kiedy się przemieniłaś uciekłaś do lasu. Jacyś uczniowie robili ognisko na polanie. Musiałaś poczuć krew i rzuciłaś się na jedną dziewczynę i rozerwałaś jej gardło. Miałaś atakować następną osobę, ale cię zatrzymałem. Rozmawiałaś ze mną w myślach. Byłaś wściekła i pobiegłaś w głąb lasu. Szukałem cię parę godzin - powiedział na jednym wdechu, a ja zamarłam.
Łzy zaczęły lecieć z moich oczu. Zabiłam kogoś. Nie. Nie. Nie to nie może być prawda! - krzyczałam w myślach. Derek objął mnie i mocno przytulił, a ja odwzajemniłam uścisk.
- Jestem potworem - łkałam, a brunet głaskał mnie po plecach, lecz kiedy to powiedziałam odsunął mnie i spojrzał mi w oczy.
- Nie jesteś żadnym potworem. Zapamiętaj to, jesteś wspaniała, to co się stało to nie twoja wina. Nie byłem dobrze przygotowany. Spieprzyłem sprawę - zaklnął i spuścił wzrok.
CZYTASZ
Z Innej perspektywy
WerewolfHayley - nudziara, kujon, odludek - to tylko kilka z określeń jakich używają znajomi z klasy siedemnastoletniej Hayley Cooper. Dziewczyna ma rzadką chorobę skóry, która zniechęca jej rówieśników do jakichkolwiek kontaktów z nią. Wszystko zmienia się...