Az stał jak zamurowany. Nie mógł się poruszyć, nie mógł z siebie wydusić nawet najmniejszego pisku. Tak jakby jego własne ciało zbuntowało się przeciw niemu. Sterczał więc na środku gigantycznego balkonu w pałacu rodziny Crystallie. Słońce zachodząc raziło go w oczy, mimo tego, że zasłaniał je biały pół-smok. Merafin stał do niego tyłem trzymając się balustrady i spoglądał na słońce.
Serce Aza przyspieszyło, ostatkiem siły woli zmusił swoje ciało do posłuszeństwa „M-merafin?" mężczyzna czuł jak brakowało mu powietrza w płucach, tak jakby po przebiegnięciu maratonu był zamknięty w kamiennym sarkofagu, do którego nie mógł się dostać tlen.
Ponownie nastała cisza. Mniejszy mężczyzna czuł jak wrząca krew pływa w jego ciele, a jednocześnie czuł na sobie przytłaczający chłód. Chciał stamtąd uciec, chciał wydostać się z tego cholernego koszmaru, ale wiedział, że bez względu na to co zrobi, nie powstrzyma nieuniknionego.
Nareszcie ciszę przerwał pół-smok „Po co tu przyszedłeś?" nawet nie odwrócił się do niego twarzą.
Az czuł jak w jego gardle zawiązuje się gigantyczny węzeł, ledwo mógł otworzyć usta, a co dopiero wydać z siebie dźwięk. Swoimi drżącymi ustami spróbował jeszcze raz coś powiedzieć „M-me-erafi-in, ja-" jednak przerwano mu.
„Czy to niejasne? Mówiłem ci. Nie chce cię już, możesz sobie iść." Powiedział obojętnym tonem.
Do oczu mniejszego mężczyzny napłynęły łzy. Palił go przełyk, a w jego żołądku znajdował się gigantyczny kamień. Jego ściśnięte pięści były lodowate. To było tak jakby w środku niego paliło się nieskończenie gorące ognisko a na zewnątrz pokrywała go lodowa skorupa.
„A-ale-" To słowo z trudem wyszło mu z gardła, zostało jednak ucięte chłodną wypowiedzią smoka.
„Nie rozumiesz? Znudziłeś mi się." Merafin na wpół odwrócił swą twarz do mężczyzny „Przebywanie z tobą było czystą katorgą, robiłem to tylko dlatego, że byłeś dla mnie egzotyczną zabawką..." Pół-smok obrócił się w pełni do Aza „... Ale nawet ja nie jestem w stanie wytrzymać z tak nędzną kreaturą jak ty." Merafin podszedł o parę kroków do drugiego mężczyzny „Kochanie ciebie było tak przyjemne, jak przeżuwanie igieł." Zakończył szorstkim tonem, patrząc mu prosto w oczy.
Mężczyznę oblał zimny pot, czuł jak drgał od emocji, których nawet nie umiał opisać. Po jego twarzy spływały łzy, jedna za drugą, bezszelestnie. Jego gardło zacisnęło się tak mocno, że nie mógł z siebie nawet wydać jęku sprzeciwu. Wszystko stało się zamazane. Borykał się teraz nawet ze złapaniem oddechu, miał wrażenie, że każdy mięsień w jego ciele zamienił się w ołów. Merafin widząc to postanowił, że nie jest tam już potrzebny i powoli wyminął mężczyznę udając się do wyjścia. Coś go jednak zatrzymało. Za skraj jego togi chwycił Az i przez łzy patrzył mu prosto w oczy. Biały smok chwycił za płótno i mocno je pociągnął, nie wyrwał go jednak z rąk drugiego mężczyzny.
Mniejszy z nich upadł na kolana „P-prO-oszE-ę, n-Ni-ie..." Jego usilne próby mówienia były ciągle przerywane nagłymi zacieśnieniami jego krtani oraz nierównym oddechem.
Merafin spojrzał na mężczyznę jak na zdeptaną glizdę na podeszwie buta. Po raz kolejny spróbował wyrwać mu swą szatę, bez skutku.
„N-niE-e, ni-ie-e zo-oSta-Awia-aj-j m-mni-ie." Az spuścił swój wzrok na tkaninę, którą trzymał „B-bła-agam-m, zro-obie-ę ws-szy-y-ysTko..."
Smok po raz kolejny szarpnął za tunikę, mniejszy mężczyzna jednak przylgnął do niej tak jakby od tego zależało jego życie.
„Pro-osze-e-ę, Zr-ro-obię w-wSzy-ys-stko-o, bła-agam..." przez gardło mężczyzny nie mogły przejść żadne inne słowa, jego umysł nie funkcjonował poprawnie, nie był w stanie pomyśleć o niczym innym „N-nie chc-ce-e by-yć sa-am, ni-ie zos-ta-wi-iaj m-mni-e..." jego słowa stawały się coraz cichsze.