W środku nocy, gdy nawet wiatr nie śmiał zakłócać świętej ciszy świata, w drzewach pobliskiego lasu dało się słyszeć ciche szumienie liści. Cień siedzący na drzewach, powodując ich głośnie zachowanie, przyglądał się pobliskiemu pałacowi. W żadnym z okien nie paliły się światła, lecz postać była pewna, że po halach i korytarzach dworu nadal plątali się strażnicy. Spędziła ona bowiem dość duży czas obserwując rytm życia tego zamku. Zazwyczaj jej patrol skończyłby się na tym, że obeszłaby cały dwór, dokładnie przyglądając się jego nocnemu życiu. Dziś jednak zabójca cicho siedzący na drzewie postanowił, że był gotowy na finalną część swej misji. Postać z niezwykłą gracją skakała między drzewami, wywołując jedynie lekkie szelesty liści i powoli zbliżała się do najbliższego okna. Gdy już zatrzymała się na gałęzi usytuowanej tuż pod oknem, powoli lecz pewnie zaczęła przy nim majstrować. Po chwili wejście stało już otworem i skrytobójca wślizgnął się niezauważalnie do środka. Natychmiast rozejrzał się po korytarzu, w którym wylądował. Wyglądało na to, że żaden strażnik nie zmierzał w jego kierunku. Czujnym krokiem postać w kapturze przemykała korytarzami starego pałacu, od czasu do czasu zatrzymując się, aby niczego nieświadomu strażnik ją ominął. W końcu dotarła do swego celu. Stała teraz przed drzwiami sypialni pana domu. Powoli sięgnęła po klamkę i z lekkim skrzypnięciem przekręciła ją. Cień bezszelestnie wpadł do pokoju i natychmiast przeturlał się pod ścianę. Doskonale przyzwyczajone do ciemności oczy zabójcy, szybko rozpoznały swój cel leżący na łożu w ciemnej komnacie. Był to elf, August III z rodu Fernir. To dość mocnej budowy mężczyzna, więc zabójca był pewien, że gdyby doszło do ich starcia, wynik prawdopodobnie zależałby w całości od szczęścia. Cóż, dzięki bogom nie musiał się teraz o to martwić, jako że mężczyzna był pogrążony w głębokim śnie. Postać podeszła do niego powoli. Nie otrzymała, żadnych specyficznych próśb w stosunku do formy eliminacji swego celu, a więc postanowiła to zrobić swym ulubionym sposobem. Tak więc przyszedł czas aby wyciągnęła sztylet z uchwytu na pasku i przygotowała się do swego zamachu. Miała tylko jedną szansę, inaczej elf obudziłby się w bólu i narobił hałasu niezwykle utrudniając jej misję. Postać odziana w czerń po chwili sprężyła wszystkie swe mięśnie i odcięła głowę jegomościa z jedynie chwilowym oporem, następnie szybko się odsunęła, aby Fontana krwi nie splamiła jej ubrań. Przez chwilę w pokoju słychać było lekki szum krwi wydostającej się z tętnic mężczyzny, szybko jednak ucichł. Zabójca był gotowy wyjść z pokoju i już trzymał swą rękę na klamce, gdy nagle przekręciła się ona. Nie myśląc długo, przeturlał się do kątu pokoju, gdzie uważnie patrzył na uchylające się drzwi.
Po chwili żeński głos odezwał się „Hej... wujku, znowu skończył się papier toaletowy w wychodku, Lora teraz nie może wyjść. Próbowałam znaleźć służbę, ale nie pamiętam gdzie było przejście do ich komnat... wujku?" dziewczyna dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że coś jest nie tak.
Powoli weszła do pokoju, jej białą jak śnieg cerę oświetlał księżyc a w jej czarnych oczach mieniły się gwiazdy. Lecz gdy zauważyła cieknące jeszcze po pościeli strużki czerwonej cieczy, a do jej nosa dostał się zapach świeżej krwi, natychmiast wydała z siebie wrzask i w szoku upadła na podłogę. Do tego momentu zahipnotyzowany przez niezwykłą naturę niewiasty morderca otrząsnął się i uznał to za dobry moment na ucieczkę. Niczym wiatr prześlizgnął się przez drzwi i pobiegł do najbliższego okna od strony lasu. Niestety w swej ucieczce napotkał po drodze dwóch strażników. Obydwaj biegli w kierunku krzyku dziewczyny i od razu wiedzieli co zrobić. Jeden z nich zaszarżował na postać, podczas gdy drugi został z tyłu w gotowości bojowej. Cień jednak bez problemu przeskoczył nad pierwszym i prześlizgnął się pod drugim. Obydwaj strażnicy po chwili zdziwienia puścili się w pogoń za zabójcą. Pogoń była dość nierówna, zważywszy na to, że postać w lekkich szatach bez trudu zgubiła ociężałych rycerzy w stalowych zbrojach po paru zakrętach. Postać wyskoczyła z okna na gałąź, po której weszła do zamku pierwszy raz. Myślała już, że nie musi się martwić o pogoń, gdy nagle usłyszała krzyki dochodzące z murów pałacu oraz odgłos strzał przeszywających powietrze. Postać przyspieszyła, choć szczerze wątpiła aby ktokolwiek zdołał ją trafić w tak gęstych drzewach. Z nieba posypał się deszcz strzał, co prawda większość z nich chybiła lub została w koronach drzew, ale była jeszcze niewielka porcja tych, które prawie zarysowały się o ciało młodej elfki. Gdy już myślała, że łucznicy dali sobie spokój i zwolniła nieco tępo, poczuła przeszywający ból w lewym barku. W szoku straciła równowagę i spadła z gałęzi, na której aktualnie balansowała i upadła na ziemię prawie łamiąc sobie drugą rękę. Elfka najpierw skuliła się w bólu, po chwili jednak przemogła się i zebrała się z ziemi. Na oślep wystrzelona strzała zdołała przebić jej bark na wylot. Płatny morderca zacisnął zęby i z agonicznym bólem wyciągnął strzałę z ramienia po czym rzucił ją na ziemię. Desperacko przycisnął swe ramię do drzewa próbując zatamować krwawienie. Nie wydawało się to jednak pomagać, więc zaczął zdejmować swoje ubranie. Pod ciuchami wypadowymi oczywiście znajdowały się ubrania do codziennego użytku, dokładnie na wypadki takie jak ten. Po chwili dziewczyna była już w swych normalnych, a te używane do misji zostawiła we wnęce pod drzewem, aby nikt nie mógł ich znaleźć. Po tym wolnym krokiem udała się w głąb lasu, aby dojść do miasta, w którym znajdowała się jej aktualna baza wypadowa. Jej kroki były powolne i ociężałe, z każdą chwilą miała wrażenie, że obraz przed oczami rozmazuje się coraz bardziej. Jednak bez względu na wszystko parła przed siebie. Zdołała dojść do wiejskiej drogi prowadzącej do miasta, nie zdołała jednak na nią wejść. Upadła z wycieńczenia w wał przy niej i po chwili walczenia z grawitacją poddała się i straciła przytomność.