Rozdział 17

11 1 1
                                    

31 marca 2015 rok.

Julia

No dobra. Jestem mistrzem w koszykówce. Luke ze mną nie wygra, nie dam się!
Wyjęłam z szafy mój czarno biały strój koszykarski (załącznik) i moją ulubioną piłkę.
Poszłam do łazienki się przebrać. Założyłam strój, włosy związałam w koka. Na ręku zawiązałam taką opaskę jaką mają kapitani.
Luke miał ciasne jeansy więc stwierdziłam że dam mu dresy mojego taty. Skoro rozmiar taki sam to luziczek!

- No to słońce, gdzie gramy? - zapytał się mnie Lukey.

- Tu niedaleko jest pole do gry w kosza. To idziemy?

- Idziemy.

Droga zajęła nam może z 5 minut, a ja przy okazji w tym czasie się troche rozgrzałam. Luke był bardzo pewny że wygra i wogule się nie rozgrzał.

Zobaczymy kto wygra.

Weszliśmy na boisko. Trzymałam piłkę z ręce z chytrym uśmieszkiem.

- Bo to co Luke, kto zaczyna?

- Damy pierwsze.

No dobra. Zaczynamy grę.

Postanowiłam że trochę urozmaicę mój rzut, więc...

Zaczęłam odbijać piłkę o ziemię wpatrując się w niego. Po chwili zaczęłam robić różne skręty przy tym obracając się tak, aby Luke nie wziął mi piłki. Na koniec zrobiłam dwu takt, przy tym idealnie trafiając do kosza.
Gdy piłka zleciała na ziemię, wzięłam ją w rękę i obkręciłam tak, że piła robiła ruchy wokół własnej osi na moim palcu.

- I co ciołku, kto tu taki pewny siebie, co? - ledwo powstrzymując się od śmiechu zaczęłam go drażnić.
Luke za to podszedł do mnie i powiedział prosto w usta..

- Ze mną nie wygrasz kochanie. - Po pocałunku jaki dostałam, poczułam, że ktoś zabiera mi piłkę z ręki.

- O nie! Zrobiłeś to specjalnie! - specjalnie udawałam małe dziecko tupiąc prawą nogą.

- Też Cię kocham! - i Luke krzyknął gdy już prawie był przy koszu.
O cholera jak on szybko biega..
- 1:1 słońce! - oznajmił uradowany chłopak.
Ja stałam na przeciwko niego i patrzyłam się na niego cwaniacko, ponieważ mam pewien plan który zawsze na zawodach się udaje.
Gdy Luke trzymał piłkę na wysokości brzucha i miał rozkraczone nogi, ja w sekundzie zabrałam mu piłkę i prześlizgnęłam się pomiędzy jego nogami. Wiem że to troche dziwne, ale to jest najskuteczniejszy sposób na to, aby sprawić żeby przeciwnik był zdezorientowany, w tedy z łatwością można podbiec do kosza i trafić.
Pomyślałam że to tutaj też się sprawdzi, lecz nie pomyślałam o tym, że jest na tym boisku wylany asfalt...
Z kolan lała mi się krew jednak miałam to gdzieś, oczywiście musiałam podbiec do kosza i trafić bo tak to nie byłabym sobą gdybym tak nie zrobiła.
Luke na początku się śmiał jednak gdy zobaczył moje kolana popadł w jakąś depresję, dosłownie.
Usiadłam na tym boisku i spojrzałam się na moje nogi.
Wyglądały strasznie.
Luke podbiegł do mnie z wodą (bo zabraliśmy ją ze sobą) i polał mi ją kolana. Straszenie bolało i łzy mi leciały. Starałam się ukryć jak bardzo to boli jednak to było bardzo trudne.
- Spokojnie słońce, już Ci te rany przemyłem. Musimy wracać już do domu bo muszę Ci to zaopatrzyć. - stwierdził Luke.

- Ugh, no okay. - próbowałam wstać, jednak szło to mi na marne.

- Ejejej! Nie ma mowy żebyś szła! Wezmę Cię na ręc.. - nie dałam mu dokończyć.

- NIE! Jestem za ciężka! - moje gadanie nic nie dało, chłopak i tak wziął mnie na ręce.
Całą drogę (była ona NIESTETY krótka) on dawał mi pocałunki, mówił jakieś żarty lub po prostu opiekuńczo się ma mnie patrzył. Przy nim czułam się naprawdę bezpiecznie..

W domu siedzimy już od jakiejś godziny. Nie możemy zabardzo nigdzie iść bo mam te zjebane plastry na kolanach, więc najzwyczajniej w świecie gadamy, śmiejemy się i co jakiś czas Luke mnie łaskocze, a dlaczego? Ekhem, zacytuję.. " Bo mam taki kaprys jak ty w czasie okresu ". Nie, on nie jest normalny, ale i tak go kocham.

Hey Everybody!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz