PROLOG

1.3K 47 3
                                    

Clary właśnie kończyła jeść bochenek chleba razem z Rozalia. Uciekła z domu dziecka. Jej przyjaciel, Jacob, martwił się o nią .Nie mógł jej pomoc. Miał idealne życie, kochająca rodzine i przyjaciół. Clary przed trafieniem do domu dziecka, miała dokładnie to samo co jej przyjaciel. Gdyby on zdecydował się uciec razem z dziewczynami...Nie, to nie wchodziło w grę, ale on przecież mógłby zginać za młodą Lee. Dlaczego? Od zawsze to ona zajmowała szczególne miejsce w jego sercu jak i w życiu. Z drugiej strony miał też przyjaciela, Marka. Z kolei Mark oddałby życie aby ratować Jacoba. Jacob nie mógł narażać przyjaciela, więc nie zdecydował się na ucieczkę.  Idealne życie Clary skończyło się kiedy zamordowano jej rodziców i trafiła do domu dziecka. Stało się to latem, według policji zabito złe osoby, ale Rozalia wiedziała coś więcej niż policja. To ona była najlepiej doinformowana.

W głowie Clary zawsze pojawiało się jedno pytanie. - "Dlaczego ja nie mam takiego przyjaciela, który skoczył by za mną w ogień, tak jak Mark za Jacobem?"

Clary nie była świadoma że takim przyjacielem jest Jacob.
- To co ten twój kochaś ucieka z nami?- Rozalia przerwała jej myślenie nad tym.
-Nie...ech, on nie może. Mam się dzisiaj z nim spotkać i pożegnać.
-Okej - odparła Rozalia wpatrując się w dziewczynę. Jakby wiedziała co się stanie.

Clary

Przyszłam pod dom Jacoba, dokładnie dwie minuty przed ustalonym czasem.
- Hej, kochana! - przytulił mnie, co było zwyczajem.
- Hejka! Jaki masz ten fantastyczny plan?- odparłam.
- Zamieszkasz u mnie!- oświadczył, a to zbiło mnie z tropu.
- Rodzice się zgodzili? - popatrzyłam na niego zdziwiona. Nie mogę przecież.
- Tak - uśmiechnął się.
- Nie mogę, Jacob, ja nie mogę. Uciekłam z domu dziecka... Oni mnie szukają. Zreszta źle bym się z tym czuła.
- Możesz, a moja mama powiadomiła dom dziecka, powiedziała że ci pomaga i że wkrótce cię zobaczą... Nie wiem czy wiesz, ale ona złożyła już papiery adopcyjne- odparł drapiąc się po karki.
- Co?! - spojrzałam na niego zdziwiona. To będzie ciężkie, ale wiem że nie mam wyboru. Albo jego dom, albo dom dziecka.
- No tak, tak. Zdziwiona racja? - uniósł brew.

Gdy wróciłam do Rozalii stała uśmiechnięta i kiwała się na boki. Ciekawe co jej się stało.
- I co? - spytała, a ja tylko zacisnęłam oczy.
- Zostaję, oni...oni mnie adoptowali.
- Ach, czyli już niedługo będziesz panną Clary Sartorius. - odparła jakby to nic nie znaczyło.
- A- ale, ja tak nie mogę. Mam tak po prostu tam zostać?
- Ja bym korzystała. Taka szansa się już nigdy nie zdarzy.
- Skoro tak mówisz. Będę tęsknić - mruknęłam przytulając blondynkę.
- Ale... ja nie wyjadę bez ciebie. Zostanę - uśmiechnęła się. To dało mi nadzieję, nadzieję że nie zostanę tu sama jak palec.

W imię przyjaźni?Nie w imię miłości.|J.S.   M.T. (Skończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz