Rozdział 1: Kim jesteś?

467 27 19
                                    

     - Konklawe zostało zniszczone. Wszyscy uczestnicy nie żyją. Poza Tobą - stojąca przede mną kobieta jest wysoka, ubrana w ciężki pancerz.

Spojrzenie ma nieufne, złowrogie. Włosy krótkie, czarne. Na plecach dzierży miecz, długi aż po jej biodra. Obok stoi wysoka, szczupła kobieta. Wygląda mi na szpiega, choć może póki co podaruję sobie jakiekolwiek..uwagi czy też domysły. Widzę z pod jasnofioletowego kaptura kosmyki rudych włosów. Jej twarz jest nieco pociągła, lecz rysy ma łagodne. Oczy małe, błękitne otoczone długimi, ciemnymi rzęsami. Malinowe usta ściągnięte w kreskę. Wyczuwam w niej aurę niepewności, nie to co w jej towarzyszce. Czarnowłosa jest skupiona, gotowa na atak. Spuszczam wzrok, zastanawiając się nad odpowiedzią. Bolą mnie kolana - klęczę bowiem na zimnej posadzce. Dookoła mnie strażnicy stworzyli krąg. Aura tych wszystkich ludzi skupia się głównie na mnie: czuję strach, czuję nienawiść zmieszaną z niepewnością, czuję...sama nie wiem co to jest.

- Uważasz, że to moje dzieło. Że to ja zniszczyłam Konklawe i zabiłam Boską Justynię? - odzywam się po chwili nieśmiało unosząc wzrok ku górze. Wówczas czarnowłosa schwytała moją dłoń - przechodzi przez nią zielony blask. Taki sam, jaki widziałam w pustce. Czułam przechodzący przez nią ból, lecz nie spodziewałam się że coś takiego...jest we mnie.

- Wyjaśnij to! - warknęła szarpiąc moją dłonią. Rudowłosa, stojąca obok niej, spoglądała to raz na mnie a raz na swoją towarzyszkę. Przez moment zielony blask gorzał między naszymi spojrzeniami, by za chwilę całkiem zniknąć.

- Nie potrafię! - odpowiedziałam zdenerwowana - Gdy opuściłam Pustkę...nie, czułam to wówczas gdy staliście dookoła mnie. Już wtedy.. wcześniej tego nie było!

- Jak to nie potrafisz? Nie wiesz skąd to się u ciebie wzięło? Niezwykle interesujące - patrząc na agresywne ruchy czarnowłosej myślałam, że za moment mnie uderzy lub zrobi coś jeszcze  gorszego

- Mówię prawdę... - ściszyłam głos przenosząc wzrok z jednej na drugą i z powrotem. W końcu stojąca nade mną nie wytrzymała, popchnęła mnie dość agresywnie - wtedy podbiegła do niej rudowłosa

- Kasandro! Zostaw! Potrzebujemy jej..

- Czy na tym Konklawe... wszyscy..

- Tak - odpowiedziała rudowłosa po czym stanęła naprzeciw mnie - Nikt nie przeżył...

- Och, Stwórco - westchnęłam, spuszczając wzrok

- Pamiętasz jak to się zaczęło? Cokolwiek?

- Uciekałam. Coś mnie goniło.. a wtedy zjawiła się ta kobieta..

- Kobieta? Jaka kobieta?

- Nie mam pojęcia. Widziałam tylko, że wyciąga ku mnie dłoń..a wówczas zjawiłam się tutaj..

- Ruszaj do wysuniętego obozu, Leliano. Ja natomiast zaprowadzę go do szczeliny - przerwała nam Kasandra, popychając lekko Lelianę. Strażnicy dookoła nas nie spuścili ze mnie wzroku, podczas gdy ona pomagała mi wstać. Na dłoniach miałam założone kajdany, więc musiałam poruszać się z rękoma wysuniętymi przed siebie. Widziałam w wyobraźni raczej marne zakończenie mojej historii.

- Co to szczelina? - odważyłam się w końcu zadać pytanie

- Prościej będzie, gdy po prostu to zobaczysz.

  Wyszliśmy z budynku. Z ciemności, słabo oświetlanej pochodniami, przedostaliśmy się na świeże powietrze. Ostre, mroźne - takie jakie winno być zimą. Śnieg skrzypiał pod naszymi stopami, a zimowe śnieżynki trafiały w policzki chłodząc przyjemnie. W końcu Kasandra schwytała za moją szczękę i skierowała głowę w odpowiednim kierunku. Przede mną w niebie tworzył się wielki wir, który miał ten sam zielony blask, który widniał całkiem niedawno na mojej dłoni. Jednak to... to coś
było wielkie. Na prawdę wielkie.

Dragon Age Inkwizycja: Byłam Ci PisanaWhere stories live. Discover now