3

185 6 2
                                    




Kiedy samolot wylądował podążałam za innymi pasażerami po odbiór bagażu. Już z daleka zauważyłam moją śnieżno-białą walizkę. Podbiegłam szybko do taśmy i chwyciłam za torbę. Przeszłam do automatu w celu kupienia wody po czym wyszłam z lotniska.

Szukałam wzrokiem taksówkarza trzymającego kartkę z moim imieniem, ponieważ babcia miała wysłać człowieka, który by mnie do niej zawiózł. Wśród tłumu moją uwagę przykuł muskularny szofer w garniturze. Nie mogłam dokładnie przyjrzeć się jego twarzy, gdyż miał na sobie okulary. Przybliżyłam się do szatyna, za którym stała czarna limuzyna. Zawsze marzyłam o przejażdżce w takim długim aucie, ale ze względu na sytuację materialną, nie mogłam sobie na to pozwolić.

Znowu przeniosłam wzrok na chłopaka, który wydawał się być w podobnym wieku co ja. W rękach trzymał papier, na którym widniał napis "LISA MONDGOMERY". Zamrugałam kilka razy, żeby sprawdzić czy oby na pewno dobrze widzę. Jak widniało moje imię tak nadal się tam znajduje. Powolnym krokiem udałam się w stronę pojazdu.

-Lisa Mondgomery?- zapytał mężczyzna.

Skinęłam energicznie głową nie mogąc wydusić ani słowa.

-Gdzie jedziemy?

Byłam taka zdezorientowana kiedy zadał to pytanie. Myślałam, że znał adres skoro moja babcia go przysłała. Odwiedzam to miejsce pierwszy raz i nie miałam pojęcia gdzie mieszka Angie.

-Emm... Nie znam nazwy ulicy... Przysłała Cię tu może starsza kobieta o imieniu Angie?

-Tak, wiem gdzie mieszka. Przepraszam, musiałem sprawdzić czy to faktycznie Pani. Już wiele kobiet podawało się za Lise Mondgomery i nie byłem pewny.

Pani? Aż tak staro wyglądam? Może to przez tą fryzurę? Przed wyjazdem spięłam włosy w ulizanego kucyka.  Wszyscy mówili mi, że wyglądam tak bardzo dojrzale - ale nie sądziłam, że nastolatkowie będą się zwracać do mnie per Pani...

-Jedziemy?- zapytał biorąc ode mnie walizkę i pakując ją do bagażnika. Wyciągnęłam rękę w celu otworzeniu drzwi, kiedy chłopak wyprzedził mnie i złapał za klamkę zapraszając do środka. Usiadłam na tyle limuzyny, a szofer w tym czasie odpalił silnik.

-No to jedziemy...-szepnęłam do siebie

Mijaliśmy wiele wysokich budynków i przepełnione zielenią parki. Otworzyłam okno kiedy zobaczyłam palmę. Do moich nozdrzy dostał się zapach oceanu. Wciągnęłam powietrze głęboko do płuc, zrobiłam przerwę, po czym wypuściłam je przez buzię. Pod wpływem słońca w oddali świeciła się woda. Uśmiechnęłam się na ten widok.

Wjechaliśmy do jakiejś bogatej dzielnicy, a auto zatrzymało się pod największym, dwupiętrowym domem z olbrzymymi oknami. Spojrzałam zdziwionym wzrokiem na szofera w lusterku, on widząc to uśmiechnął się ukazując szereg białych zębów.

Tam gdzie tyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz