- Dzisiejszej nocy doszło do poronienia.
Te słowa wykręcały bolesną dziurę w moim sercu. Czułem pustkę. Słyszałem słowa jak przez mgłę. Coś jakby moje imię. Nie dopuszczałem tego do siebie. Odciąłem się całkowicie. Cały czas kręciłem głową w geście niedowierzania. Niech ktoś powie, że to nie dzieje się naprawdę. Zawróciłem, ledwo utrzymując równowagę. Ruszyłem wzdłuż korytarza, w dalszym ciągu ignorując nawoływania. Ledwo szedłem, a słone łzy kolejno wypływające z oczu moczyły moją koszulkę. Po drodze wpadłem na parę osób, jednak nie byłem w stanie wydukać nawet głupiego "przepraszam". Zacząłem ciężej oddychać. Czułem, jak brakuje mi tlenu. Wszystko wokół zdawało się maleć, więzić mnie w małej klatce bez możliwości ucieczki. Rozszalałym wzrokiem skanowałem pomieszczenia, które mijałem z każdym postawionym krokiem. W pewnym momencie zacząłem się dusić. Nie potrafiłem nabrać powietrza. Mój stan niepokoił ludzi, którzy jeden za drugim zatrzymywali się, by zapytać, czy wszystko w porządku, czy wezwać lekarza. Nic nie było w porządku i nic już być nie miało. Dzwoniło mi w uszach. Docierał do nich szmer, z każdą chwilą stawał się coraz głośniejszy. Przerażało mnie to. Dostrzegłem drzwi wyjściowe. Pobiegłem do nich. Wypadłem na dwór, jakby to była jedyna możliwość przeżycia. Upadłem na kolana, pochyliłem się do przodu, przyłożyłem czoło do chodnika, wyciągając ręce przed siebie, płasko opierając dłonie o powierzchnię.
Płakałem.
Płakałem jak nigdy w życiu.
Nic już nie miało sensu.
W tej chwili potrafiłem myśleć tylko o jednym.
Clair.
****Tydzień później****
- Tak, zaraz będziemy - powiedziałem do telefonu.
- Odzywa się coś? - usłyszałem troskę w głosie Oliver'a.
- Milczy jak grób.. - szepnąłem, uprzednio kierując wzrok na skuloną, bladą dziewczynę, siedzącą obok.
- Nie powinniśmy się jej dziwić - westchnął - No nic, my czekamy.
Zakończyłem połączenie, odkładając urządzenie. W samą porę skończyliśmy rozmawiać, bo właśnie zwolniło się miejsce parkingowe. Wysiadłem z samochodu i zabrałem torbę Clair z tylnego siedzenia. Następnie podszedłem z jej strony, by pomóc jej wysiąść. Nawet nie przyjęła mojej dłoni, ciągle omijając kontaktu wzrokowego.
Weszliśmy do mieszkania, zastając w nim Oliver'a, Bellę i ku mojemu zdziwieniu April. Mieliśmy zaprosić Briane, ale towarzystwo dziecka nie byłoby najlepszym rozwiązaniem.
Dziewczyna momentalnie rzuciła się w ramiona przyjaciółce. Zupełnie jakby nikogo innego tu nie było.
- Moje biedactwo - cichy głos narzeczonej mojego przyjaciela wypełnił pokój.
Ponownie zapadła niezręczna cisza. Nagle rozległo się pukanie do drzwi.
Sięgnąłem do klamki, otwierając je. Skrzywiłem się na widok Shawn'a, a on zareagował podobnie.
Zeskanowałem całe pomieszczenie, szybko zdając sobie sprawę, że wcale nie jestem tu potrzebny.
- Ja będę już jechał - mruknąłem prawie niesłyszalnie i opuściłem mieszkanie.
- Harry - odwróciłem głowę w stronę chłopaka.
- Jeśli nie masz nic ciekawego do powiedzenia, to lepiej siedź cicho - ostrzegłem chłodno.
- Chciałem tylko złożyć wyrazy współczucia - podrapał się nerwowo po karku - Nikt nie zasługuje na stratę dziecka.
Przez chwilę przyglądałem mu się, jednak nie dostrzegłem niczego, co wskazywałoby na nieczyste zamiary.
- Dzięki, Shawn - szepnąłem wycofując się z budynku.
Ponownie zająłem miejsce kierowcy i dołączyłem do ruchu.
Jechałem prosto przed siebie, nie mając jakiegokolwiek zamierzenia.
Włączyłem głośno muzykę i uległem agonii, w której powoli tonąłem. Czekałem, aż ten śmiercionośny etap dobiegnie końca, w duszy błagając o szczęśliwą puentę.
***
Tak wiem, dzisiaj krótki a wczoraj nie było.. No przepraszam :c
Mimo, że wiem jak mniej więcej chcę to napisać, to jednak nie wiem jak ubrać to w słowa.
+ Nie zawszę znajdę czas na pisanie.
Tak więc jeszcze raz przepraszam i mam nadzieję, że mi wybaczycie. xx
CZYTASZ
Fate. 2 |H.S|
FanfictionH: "Clair, chyba się w Tobie zakochałem..." C: "Ja w Tobie chyba też, Harry..." H: "Nigdy bym Cię nie zostawił. Jesteś dla mnie wszystkim, Clair. Jesteś moim powietrzem." H: "Za kogo Ty się kurwa uważasz, żeby inge...