Rozdział 2

341 24 10
                                    

Kilka dni później...

- Boże ! Kamil wchodź ! - jęknęłam, bo walił w moje drzwi, gdy ja sobie jeszcze smacznie spałam. Rodzice nigdy mnie nie budą. Więc, kto został ? Oczywiście, że jedyną opcją jest mój braciszek.

- Dobra, ja też go lubię. Paul jest spoko, ale żeby od razu go Bogiem nazywać, to chyba lekka przesada. - powiedział chichocząc, a ja momentalnie wstałam na wzmiankę o Paulu. Zobaczyłam mojego starszego brata i Paula w moim pokoju, a zaglądający zza framugi młody skrzat to mój młodszy o cztery lata brat - Patryk. Dlaczego Bóg mnie tak ukarał i zesłał na mnie tych dwóch cymbałów ?

- Dzień dobry proszę pana. Czy ty rozumiesz, że MNIE się nie budzi ? Jak dobrze, że się wyprowadzam. Bóg mi jednak coś wynagrodził. - pierwsze zdanie skierowałam do Paula, a kolejne do Kamila.

- Rozumiem, że CIEBIE się nie budzi, ale w tym wypadku wszystkie Kodeksy, Regulaminy i tak dalej mi na to zezwalają. - powiedział z bananem na warzy. - A co ci Bóg wynagrodził ? - zapytał.

- Dwóch cymbałów, których mi tu zesłał w postaci ciebie i Patryka. - powiedziałam.

- Już mnie nie kochasz ? - zapytał i teatralnie złapał się za serce.

- Nie ! - krzyknęłam.

- Łamiesz mi serce. - teraz z kolei wycierał niewidzialną łzę. Dopiero teraz zauważyłam, że Paul cały czas się nam przygląda i prawie płacze mam nadzieję, że ze śmiechu.

- Jezu, nie wiem jak wy się rozstaniecie. - powiedział Paul.

- Ja też nie wiem proszę Pana. - przytaknęłam.

- Powiedz czy ja jestem taki stary ? - zapytał, co totalnie zbił mnie z tropu.

- Ma Pan 24 lata, czyli tyle samo co mój brat. W mojej ocenie jest Pan młody, ale zaś ten oto tutaj starzec, chyba nie długo będzie wąchał kwiatki od dołu. - powiedziałam z perfidnym uśmiechem, patrząc na Kamila.

- Ty mała zołzo ! - krzyknął i chciał na mnie napaść, ale Paul go powstrzymał. 

- Więc, dlaczego mówisz do mnie ''Pan Paul'', czuję się jakbym nie miał 24 lat, tylko co najmniej 42. - powiedział z wyrzutem.

- Nie wiem, jakoś tak. - odpowiedziałam. - A tak w ogóle, nie żeby coś, ale co TY tu robisz ? - zaakcentowałam ''ty'', a na jego twarzy od razu pojawił się uśmiech, ale ja dalej nie rozumiałam co on tu robi.

- Idziemy na zakupy, bo w LA jest troszeczkę inny klimat.Potrzebujesz więcej letnich ubrań. Aha i możesz wziąć też Jowitę. - powiedział, a mój brat popatrzył na niego jak ja idiotę. Ja natomiast bardzo się ucieszyłam, więc zaraz Paul był uwięziony w moim uścisku.

- Co ? - zapytał po chwili, zdziwiony reakcją mojego brata.

- Chyba zróżnicowanie klimatów ci zaszkodziło. Czy ty wiesz co to znaczy iść z tą oto dziewczyną na zakupy. Już nie wspomną, że Jowita też idzie. Przecież one obie to istny tajfun. - powiedział.

- No niestety, taka moja praca. -mruknął.

- Wynocha teraz, bo muszę się przebrać ! - krzyknęłam do nich, a oni po chwili wyszli z pokoju.

Jak wyszli, od razu skierowałam się do łazienki. Ogarnęłam się i w między czasie zdążyłam zadzwonić do Jowity. Umówiłyśmy się, że za pół godziny po nią będziemy. Zeszłam na dół, zjadłam śniadanie i zawiadomiłam Paula, że jestem gotowa.

- No to życzę powodzenia, obyś wrócił żywy. - powiedział Kamil i poklepał po plecach Paula.

- Jakoś to przeżyję. - mruknął.

I want You | D.S ✒Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz