NILAY
Ellie kończyła dziś szesnaście lat a ja pomagałam jej witać gości i podawać do stołu. Niby zwykła przyjacielska przysługa, ale wymagała od niej sporo zaufania w moje dość nikłe szczęście życiowe.
Na razie nie spowodowałam żadnej katastrofy, tylko trzy razy potknęłam się o próg, raz przywaliłam głową w drzwi i przytrzasnęłam sobie palce klapką na myszy.
Bilans ogólnie na plus.
Starsza siostra Ellie, Daisy i jej chłopak Mike, pomogli mi opatrzyć palce, po tym jak przypadkowo wparowałam do pokoju kiedy się całowali. Nie wyrzucali mi tego, ale i tak czułam się bardzo głupio.
- Chase się spóźni... - oświadczyła grobowym tonem Ellie. Zaraz jednak rozjaśniła się i dodała: - Ale powiedział, że przywiezie mi super prezent i wpadnie z Reeze'm.
Dziewczyny zapiszczały z zachwytu.
- Reeze Gordon? - spytałam. Przystojny był, skurczysyn jeden.
- Tak - Uma spojrzała na mnie z politowaniem. Hmm... Chyba chciała dać mi do zrozumienia, że to ciut za wysokie progi...
- A gdzie Łatek? - rzuciła Ellie zaniepokojona. Stary, wyleniały pers był jej największym skarbem.
- Poszukam go - oświadczyłam dzielnie a Ellie odetchnęła z ulgą. Wyszłam z jadalni i ruszyłam w stronę kuchni, bez przekonania mrucząc "kici kici" - ten kot od samego początku mojej przyjaźni z Ellie, ewidentnie mnie nie cierpiał. Usłyszałam podejrzany szelest w korytarzu. Pognałam tam w tempie geparda i wdzięcznie wyłożyłam się na progu a moja twarz uderzyła o dywan. W tym samym momencie drzwi się otworzyły i stanęli w nich Chase z Reeze'm.
- Wow... Wszystko okey, Nilay? - spytał Chase, pomagając mi wstać.
- Wow - powtórzył za nim Reeze lustrując moją twarz. Chrząknęłam i otarłam krew lecącą z nosa.
-Okey - odparłam, starając się uśmiechnąć.
- Reeze, to jest Nilay, najlepsza kumpela Ellie i moja - Chaze uśmiechnął się szeroko. Nie mogłam uwierzyć, że ma już 17 lat, podczas gdy ja wciąż pamiętałam go jako niesfornego maluszka z brązową grzywką i dużymi oczami w kolorze czekolady, który zawsze wiedział wszystko lepiej ode mnie. Ale ten czas szybko leci...
- Nilay, to Reeze, mój kumpel.
Reeze wyciągnął rękę. Uścisnęłam ją. Była taka... dziwna w dotyku.
- Emm... Wchodźcie, Ellie pewnie już się niecierpliwi - otworzyłam szerzej drzwi. Kiedy mieli już przechodzić przez próg, Łatek, jakby kpiąc sobie ze mnie, przemknął między nogami Chase'a.
- ŁATEK! - ryknęłam, i pognałam za nim.
Reeze i Chase przez chwilę stali w drzwiach.
- Urocza - uśmiechnął się Reeze.
- Nawet nie wiesz jak bardzo - Chase poklepał go po ramieniu a ja myślałam, że zwymiotuję płuca. To znaczy z wysiłku. Reeze był fajny, nie powodował odruchu wymiotnego.
Ellie i jej rodzina dzieliła podwórko z dwoma domami. Ten bliżej drogi należał do jej babci, a ten dalej był opuszczony. I właśnie tam, przez klapę w drzwiach, wlazł Łatek.
Przeklinając, sprawdziłam czy drzwi na pewno są zamknięte (były) i już miałam upokorzyć się i ruszyć tą samą drogą co kot, kiedy zobaczyłam jakiś ruch przy oknie domu. Zdziwiona przeszłam kilka kroków i za szybą ogromnego okna w kuchni, zobaczyłam najprzystojniejszego chłopaka na świecie.
Był wysoki, miał przydługie ciemne włosy i ciemnoróżowe, pełne usta. Wysokie kości policzkowe sprawiały, że wyglądał bardzo arystokratycznie, chociaż przeczyła temu postrzępiona koszula w kratę narzucona na zwykły podkoszulek. Siedział przy stole i najspokojniej w świecie głaskał Łatka, przez co kąciki jego ust uniosły się ku górze, odsłaniając dołeczki w policzkach.
Zawsze chciałam takie mieć.
- Hej! - zawołałam, a on poruszył się, nasłuchując. Spojrzał prosto na mnie. Miał hipnotyzujące szare oczy.
Przeszłam do drzwi i zapukałam.
Słyszałam jak podchodzi i mocuje się z zamkiem.
W końcu otworzył drzwi.
- Cześć - powiedział po prostu, zachrypniętym, głębokim jak Mark Ruffalo, głosem.
- Hej - uśmiechnęłam się najsympatyczniej jak potrafiłam. - Jestem Nilay, mieszkam w sąsiedniej dzielnicy.
Nie wiem po co to powiedziałam, on nie wyglądał na zainteresowanego rozmową ani jakimkolwiek kontaktem ze mną. Miałam ochotę dać sobie w twarz.
- Mam na imię Orhan - mocno uścisnął mi dłoń. - Masz bardzo ładne imię.
Zarumieniłam się jak głupia.
- Dziękuję. Wybierał mój tata, zawsze miał dobry gust, wystarczyło spojrzeć na moją mamę. Ech... No...
- Pewnie przyszłaś po kota?
- Dokładnie. To kot Ellie Sharme, mieszka tu naprzeciw - wskazałam dom, jakby stało ich tam kilka. - Ma dziś urodziny i pechowo by było, gdyby jej pupil się zgubił.
- O tak, zapewne. Przekaż jej najlepsze życzenia.
- Nie ma sprawy.
- Wejdziesz? Kot jest w środku.
- Jasne - ruszyłam za nim rozglądając się ciekawie po domu. Był bardzo funkcjonalnie i orientalnie urządzony. Podobał mi się. I to bardzo.
- Skąd się przeprowadziłeś?
- Z Los Angeles. Tata jest menedżerem kilku typów z Hollywood i często musiał tam bywać. Teraz też, ale dorosłem na tyle, żeby dawać sobie radę kilka dni bez niego.
Weszliśmy do kuchni, gdzie Łatek tym razem wylegiwał się na pięknej gitarze.
- Grasz? Zawsze chciałam się nauczyć. Wiesz, być jak Keef i w ogóle - dotknęłam jej z czcią.
- Gram i śpiewam, nagrywam filmy i występuję na żywo w knajpie, tu, w San Diego.
- Ale super! Mogę przyjść cię kiedyś posłuchać? Albo lepiej, zagraj i zaśpiewaj mi coś teraz! Proszę!
Orhan parsknął śmiechem i wziął gitarę do rąk. Zaczął błądzić rękami po stole w poszukiwaniu piórka. - Masz je zaraz przy ręce. O tu - wskazałam i włożyłam mu je do ręki. - Nie zauważyłeś?
Spojrzał na mnie z przekorą w oczach, ale minę miał poważną.
- W zasadzie nigdy nie zauważam.
- Chyba nie rozumiem... Nie możesz być aż taką ofiara losu, żeby nigdy czegoś nie spostrzegać - tak mam tylko ja, chciałam dodać, przecierając znów nos, bo krew nagle zaczęła lecieć powtórnie.
- To nie to, Nilay - miękko wypowiedział moje imię co znów sprawiło, że się zarumieniłam.
- Nie jesteś ofiarą losu? Więc co, powtarzające się przeoczenia? - uśmiechnęłam się. Odwzajemnił uśmiech, milcząc przez kilka sekund, a potem odpowiedział, najspokojniej w świecie:
- Jestem niewidomy.
CZYTASZ
Kolory niebytu
Short StoryOrhan jest niewidomym muzykiem, zadziwiającym otoczenie otwartością serca i umysłu. Nilay jest całkowicie zdrową fajtłapą, która nie potrafi poradzić sobie z najprostszymi zadaniami i wciąż popełnia gafę za gafą. Pewnego dnia ona strzela największą...