8 tysięcy

40 4 0
                                    

ORHAN

- Nie ma ubezpieczenia zdrowotnego - ojciec, wezwany przez pielęgniarkę wydeptywał dziurę w podłodze korytarza.
Przez durny samochód, którego kierowca nie wiedział do czego służą hamulce i zepchnął nas do rowu (mogło skończyć się tragicznie gdyby nie zamknięty chwilę wcześniej dach kabrioleta), Terry siedział na wózku ze złamanymi nogami, ja wierciłem się w kołnierzu ortopedycznym, a Nilay wybudzała się po operacji składania złamanej otwarcie ręki mając dodatkowo na koncie wstrząs mózgu.
Byłem pewny jednej rzeczy:
Chyba lepiej jeśli przez najbliższy rok nie pojawię się na posesji Fortennerów.
- Ja zapłacę - powiedział Terry cicho. Lekarz zapakował całą dolną część jego ciała w gips.
Ja jako urodzony szczęściarz naciągnąłem tylko mięśnie szyi.
- Albo ja, mam w końcu oszczędności... - zacząłem, ale ojciec mi przerwał:
- To nie było do was, bałwany. Rozmawiam przez telefon.
Ups.
- Jasne, tak zrobię. Widzimy się jutro. Pa, kochanie!
Czyli rozmawiał z mamą.
Nie wiedziałem co kazała mu zrobić, ale coś czułem, że miało to dużo wspólnego ze szlabanem dla mnie.
Miałem dziwną przypadłość, mianowicie rzadko bywałem odpowiedzialny.
Wypadek nie był z mojej winy, ale w pewnym sensie Nilay znajdowała się pod moją opieką.
Gdybym jechał tylko z Terry'm albo innym kumplem, nie byłoby problemu (moja mama pokonała usilną chęć trzymania mnie pod kloszem, której nabawiła się po wypadku, poza tym była zdania, że chłopcy szybciej się wylizują).
Ale Nilay to dziewczyna.
I tu był pies pogrzebany, bo Amali Triade to nieuleczalna marzycielka, według której każdy mężczyzna powinien być księciem chroniącym księżniczki, czyli kobiety ze swego otoczenia.
Za wzór stawiała mi mojego ojca i Colina Firtha, swojego ulubionego aktora.
- Zadzwonię do Josepha, poczekamy aż przyjedzie i odstawię was do domu- ojciec mówił o posiadłości na wzgórzu, w której mieszkałem razem z Terry'm. Jak zwykle używał neutralnego tonu, nie okazywał podenerwowania. Zawsze twardo stąpał po ziemi i za to go podziwiałem.
Ale to co powiedział, zdecydowanie mi się nie spodobało.
Cóż...
Byłem świadomy tego, że Joseph Fortenner mnie wykastruje..
- Wiesz, tato... Może lepiej go nie denerwować? To w końcu starszy człowiek...
- Może i racja. To do jej siostry.
- Jest w zaawansowanej ciąży - kiedy byłem u nich na kolacji, miałem okazję doświadczyć niesamowitego. To było fantastyczne uczucie.
Nowe życie na wyciągnięcie ręki.
Mała, bo wiadomo już, że będzie to dziewczynka, bardzo kopała a każdy kop sprawiał, że nie mogłem przestać się uśmiechać.
- Bracia?
- Jeden niepełnoletni, drugi nieogarnięty.
- Szwagier?
- Pracuje.
- Co ty kombinujesz, Orhan?
- Może pojechać z nami do Terry'ego, a jutro jakoś to załatwimy. Zadzwonię do Avi, jej siostry, że Nilay zostaje u nas na noc.
Terry zaczął się śmiać.
- Yussuf, on wygląda jak szczeniak, który właśnie zrobił kupę na dywan. Ja bym się zgodził.
Nie do końca spodobało mi się to porównanie, ale nic nie powiedziałem, bo ojciec się zgodził.
Czyli pan Fortenner wykona wyrok dopiero jutro.
- Idę zapłacić, a wy zabierzcie Nilay i wsiądźcie do samochodu.
Otworzyłem usta, żeby potaknąć, ale ojciec mi przerwał:
- Tylko błagam, poczekajcie aż pomoże wam z tym pielęgniarz.
Hmm....
Jeden na wózku, jedna osłabiona i jeden niewidomy...
Chyba rzeczywiście z tym pielęgniarzem to nie taki głupi pomysł.

                              *

Nilay całą drogę wydawała się lekko oszołomiona, ale śmiała się z żartów ojca jakby nic się nie stało.
Razem z Terry'm przepraszaliśmy ją milion razy - ona wybaczyła nam za pierwszym, co do nas jednak nie dotarło.
Była druga w nocy, kiedy w końcu wylądowaliśmy w domu.
- Do mojego pokoju w te pędy, proszę - Terry odzyskał dobry humor i ze śmiechem przyjął lekkie uderzenie w gips (lekkie bo nie krzyczał z bólu, ale mimo wszystko pożądnie huknęło).
- Tak jest, mój panie. Nilay...
- Śpi u mnie - oświadczyłem i poprowadziłem ją doskonale znaną mi drogą, nie czekając na reakcję taty.
Nilay przebrała się w jedną z bluzek Gi, których miałem pełno w garderobie i po trzech upadkach w końcu wdrapała się na łóżko.
- Nie do końca tak sobie to wyobrażałem.
- Ja też.
Zaczęliśmy się śmiać. Trwało to dłuższą chwilę aż w końcu opanowałem się i oświadczyłem:
- Jutro jest impreza Terry'ego z okazji wyemitowania setnego odcinka jego show.
- I co?
- Będzie kilku moich znajomych i zapowiada się świetna zabawa. Dlatego chciałbym, żebyś była.
Chwilę analizowała moje zaproszenie aż zadała pytanie, które mnie zmroziło.
- A... Giselle będzie?
Nie było tu Chase'a, więc nie wiedziałem jaka odpowiedź byłaby dobra.
Ale musiałem coś powiedzieć:
- No tak...
- To dobrze - oparła głową na mojej klacie - chciałabym ją bliżej poznać.
- Czyli zgadzasz się?
- Tak. Dobranoc, Orhan.
- Dobranoc, Nilay - pocałowałem ją w czoło i wkrótce zasnąłem, czując na brzuchu jej zagipsowaną rękę.

                                *  

Basy dudniły na całe L.A.
Co chwilę ktoś podchodził do mnie i do Terry'ego, żeby się przywitać i chwilkę porozmawiać.
Na początku chcieliśmy witać gości na dworze, ale tam było jeszcze głośniej niż w domu.
Bo pod tarasem zgromadziły się tłumy ludzi, których przyciągnął zapach sław.
Jako, że kochamy swoich fanów - po tym jak ochrona ustawiła barierki, żeby nas nie stratowali a my szybko wypiliśmy po lampce szampana - wyszliśmy całą ekipą na taras.
To znaczy Terry wjechał.
A Nilay została wniesiona przez Olivera Mickelsona, frontmana najsławniejszego zespołu w USA i bożyszcza wszystkich nastolatek. Szybko nawiązywała przyjaźnie.
- Cześć ludzie! Cieszę się, że jesteście tu żeby razem ze mną i moimi przyjaciółmi świętować sukces mojego programu!
Odpowiedziały mu głośne wiwaty.
- Dziękuję wam za to, że chce wam się oglądać mój program i, że zawsze mnie wspieracie!
Tym razem krzyki i piski były jeszcze głośniejsze.
- Dziękuję też w imieniu swoim, tego doskonale znanego wam przystojniaka - Gi wypchnęła mnie do przodu, a Terry złapał mnie za rękę - i mojej słodkiej, jeszcze wam nieznanej przyjaciółki, za wszystkie prezenty, kwiaty i karty z życzeniami szybkiego powrotu do zdrowia. Naprawdę wielkie dzięki! Wiem, że robicie to bezinteresownie, ale ja, z wdzięczności, mam dla was prezent...
Gi dotknęła mojego ramienia, co niechybnie oznaczało, że pozostali też podeszli na skraj tarasu.
- Tylko tutaj. Tylko teraz. Tylko dla was. Wystąpią moi przyjaciele!
Ogłuszający ryk tłumu prawie zwalił mnie z nóg.
Naprawdę byliśmy aż taką atrakcją?
To miłe.
- Orhan Triade, najlepszy gitarzysta tego stulecia!
Reakcja tłumu sprawiła, że mocniej zabiło mi serce.
Kochałem takie chwilę.
Kiedy brak wzroku nie odbierał mi możliwości odczuwania radości i innych dobrych emocji.
Kiedy czułem jak to jest czerpać z życia garściami.
- Wasz ulubiony i niepowtarzalny Oliver Mickelson! Giselle Oespace, która zadebiutowała na nowej płycie swojego chłopaka, Orhana! Florence i Jordan Dewber - czyli F.I.G i JO, najlepsi raperzy swojego pokolenia! Carmen ze swoim anielskim głosem! Mac...
Wymieniał i wymieniał aż doszedł do Nilay.
- Nilay Fortenner, moja dobra przyjaciółka, która na razie waha się nad tym w jakiej dziedzinie rozpocząć karierę i jak na razie, będzie się często pojawiać w moim towarzystwie. Jest tu nowa, więc powitajcie ją bardzo gorąco!
Nie dość, że jestem ślepy, to jeszcze przez nich ogłuchnę.
Ale oczywiście, też dołączyłem do owacji.
- Zaczynamy imprezę!
Zeszliśmy z tarasu na którym została Carmen rozpoczynająca pierwszą piosenkę.
- Kilkoro twoich przyjaciół?! - Nilay dała mi kuksańca.
- Skąd mogłem wiedzieć, że Terry zaprosi swoich fanów?
- Och Triade... Nie rób ze mnie idiotki.
- No dobra, mogłem to przewidzieć. Ale jest fajnie. Ci ludzie są naprawdę mega! I wcale nie jest ich tak...
- Nie jest ich dużo? Tsa. Bite 8 tysięcy osób i ekipa MTV - mruknęła Gi, która właśnie podeszła.
Kiedy przygotowywaliśmy dom na imprezę, dziewczyny dużo ze sobą rozmawiały.
- No widzisz, Nily? Zrobiłem z ciebie celebrytkę - wyszczerzyłem się.
W ofpowiedzi, obie dały mi kuksańca.
Chyba za dobrze się dogadują...

Kolory niebytuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz