Friendzone

51 5 0
                                    

ORHAN

Chase odebrał po drugim sygnale.
- Co jest, Bocelli? - spytał i ziewnął przeciągle.
- Chyba jestem trochę głupi.
- To ustaliliśmy jakieś 12 lat temu. Masz do powiedzenia coś ciekawego czy mogę dalej oglądać Breaking Bad?
- Całowałem się z Nilay.
- Też mi niespodzianka. Wczoraj wszyscy doskonale widzieli, że na siebie lecicie... Aaaa... Spoko, stary, potrzebujesz pozwolenia... Macie moje błogosławieństwo.
- Ale ja już mam dziewczynę.
- Co? Kogo?
- Giselle Oespace.
Zapadła cisza, która aż kłuła w uszy.
- Halo? Jesteś tam?
I wtedy Chase wybuchł.
- Czy ty w ogóle masz świadomość co ty zrobiłeś?! Jak mogłeś?! Masz dziewczynę! Kiedy zamierzałeś jej powiedzieć?! Dałeś jej nadzieję! Cholerną nadzieję! Jak się z kimś całujesz to logiczne, że... Jesteś ostatnim frajerem! Nilay... Już jadę.
- Chase, ale... Nie można się w kimś zakochać po jednym dniu! Poza tym ja...
- Och, naprawdę? Tak się składa, że można! Jak do tego doszło?
- No poszliśmy do restauracji dziadków...
- Kurde, po co ja brałem auto? To przecież na końcu ulicy... Nieważne. Mów dalej.
- No i przyszła Giselle, bo mieliśmy zagrać składankę hitów Presleya. Zdążyliśmy odklepać 'Only you' i wrócić do stolika na chwilę przerwy. I wtedy Caden spytał ile jesteśmy razem. A Giselle odpowiedziała, że dwa miesiące...
- Ile?! - ryknął Chase a w tle zabrzmiał klakson samochodu. - Ciebie już do reszty powaliło! - przez chwilę milczał, a potem zmienił temat: - Jak wygląda ta cała Giselle?
- Jesteś już blisko?
- Wchodzę.
- Chodź na zaplecze.
Po chwili usłyszałem jego kroki (charakterystyczne, długie i mocne). Jeśli miałem jakieś wątpliwości co do jego tożsamości, to znikły, kiedy poczułem uderzenie w twarz.
Krew nie zalała ścian, podłogi, ani nawet centymetra mojej twarzy, ale poczułem ból w okolicy prawego oka.
- Należało ci się - warknął i podał mi saszetkę z lodem.
Cały Chase.
- To jak wygląda twoja dziewczyna?
- Tak się składa, że nie potrafię jej opisać.
W odpowiedzi kopnął mnie w kostkę.
Podszedłem do ściany i zacząłem szukać małego okienka przez które babcia podglądała dziadka.
- Siedzi przy stoliku z Cadenem i Gaspardem.
Odsunąłem się i przepuściłem go. 
Przetrwałem pełne zniecierpliwienia 30 sekund aż usłyszałem siarczyste:
- Fuck! Matko jedyna... Fuck! Brakuje mi na ciebie określeń, Triade! Nie usprawiedliwia cię nawet to, że nic nie widzisz!
- O czym ty bredzisz?
- Biedna Nilay...
- Chase! - ryknąłem. - Mów!
- No dobra. Więc zacznijmy od tego, że Nilay jest naprawdę ładna, tak?
- Hmm... Pewnie tak... - oświadczyłem niepewnie.
- Ale ta twoja Giselle jest typem super laski, która powoduje kompleksy u wszystkich innych wokół. Czyli bilans jest taki, że mając za dziewczynę modelkę...
- Giselle nie jest modelką - poprawiłem automatycznie.
Nie zwrócił na mnie uwagi.
- Całujesz moją najlepszą przyjaciółkę, która wiecznie ma pecha, z której ta wkurzająca Uma zawsze robi sobie żarty, która jeśli się zakochuje, to bez wzajemności i która żyje z piętnem ogromnej tragedii.
Kiedy skończył, zrobiło mi się strasznie głupio.
- Nie pomyślałem, że to ją zaboli...
Nie jestem najlepszy w rozumieniu dziewczyn.
Ale nie chciałem jej skrzywdzić.
Nie jestem potworem.
- Cóż. Na pewno zabolało - zaczął przechadzać się wzdłuż ściany.
- Wspomniałeś coś o tragedii - przypomniałem sobie.
- Tak... Smutna sprawa. Jej rodzice, David i Rachel, zginęli kilka lat temu. Ciężko to przeżyła, miała w końcu tylko 11 lat.
Podejrzewałem, że jej rodzice nie żyją, od wizyty w jej domu - nikt o nich nie wspominał ani nie zachowywał się jakby brakowało któregoś z domowników.
A potem mój dziadek rozmawiał z nią tak delikatnie, jak dotąd z nikim.
Zrobiło mi się strasznie żal Fortennerów, a w szczególności Nilay.
Sporo przeżyła a ja nie poprawiłem jej humoru moim zachowaniem...
- Pojadę do niej.
- Nie ma jej tu?! - Chase na nowo się wzburzył.
- Nie. Wyszła krótko po tym jak się dowiedziała.
Zaklął tak siarczyście, że gdyby słyszała to moja babcia, to mimo całej, ogromnej miłości do niego, wywaliłaby go na zbity pysk.
- Jadę - rzucił tylko.
- Ja z tobą, muszę jej wszystko wytłumaczyć.
- Nie.
- Co? Chase przestań się bawić w psychologa!
- Ja z nią porozmawiam, a ty przyjedziesz z Gaspardem, jeśli jeszcze będziesz chciał.
- Oczywiście, że będę, za kogo ty mnie masz?
- Za totalnego kretyna. Cześć.
Chcąc nie chcąc, wróciłem do stolika i gitary (przy pomocy dziadka) ale jakoś nie miałem serca do gry, grałem na odczepnego co pewnie zauważyła Giselle. Ale o nic nie pytała.
W końcu, po dobrych dwóch godzinach, Fortennerowie zaczęli się zbierać, a ja sprytnie do nich dołączyłem, umawiając się z Giselle na wtorkowy wieczór (czyli za dwa dni).
- Orhan?
- Hmm?
Gaspard prowadził, Caden spał, a ja bawiłem się w didżeja, dziwnym trafem wciąż trafiając na piosenki Queen'u albo Elvisa.
- Czemu właściwie Nilay wyszła?
- Chyba źle się poczuła - skłamałem, bo nie chciałem, żeby i on dał mi w mordę po wysłuchaniu  całej historii.
Wciąż pamiętałem jego mocny uścisk.
- Aha... Fajną masz dziewczynę - oświadczył nagle z taką sympatią w głosie, jakiej jeszcze u niegi nie słyszałem.
- Dzięki - odparłem ostrożnie, bo czułem, że coś się za tym kryje.
- Poznałem ją i nie muszę się martwić, że zbałamucisz moją siostrę albo ją skrzywdzisz.
- Hmm... No nie.
- Musiałbym ci wtedy coś zrobić, a tak, mogę cię nawet polubić.
- To miłe.
- Wiem.
Ja z kolei nie byłen pewien czy polubiłem go - tekst o 'zrobieniu mi czegoś' powiedział na odczepnego. Nie zauważyłem, żeby z Nilay łączyły go jakieś głębsze uczucia niż zwykła obojętność.
- Już jesteśmy. Caden! Pomóż Orhanowi!
Chłopak wymruczał coś pod nosem i pomógł mi wyjść z samochodu a potem znaleźć drogę do drzwi.
W tym samym momencie gdy mieliśmy wejść, Nilay odprowadzała do drzwi Chase'a.
- Och - wyjąkała na mój widok.
- Nilay... Możemy porozmawiać?
Caden prychnął coś i wszedł do środka depcząc mnie po stopach. Poczułem jak silne dłonie Chase'a chwytają mnie za ramię i sadzają na werandzie.
- Będę jutro, przed wpółdo.
- Możemy wpaść po Ellie?
- Jasne. Pa, Nily - chyba ją przytulił. - Cześć, Orhan.
- Cześć - odpowiedzieliśmy oboje.
Chase odszedł a ona siedziała cicho.
- Przepraszam, że nie powiedziałem ci o Giselle. Powinienem był zrobić to zanim cię pocałowałem i zanim ty...
- To ja przepraszam. Znamy się dopiero drugi dzień a ja zachowałam się jak głupia nastolatka z filmów. To było dziecinne.
- No coś ty! Nilay...
- Po prostu miałam nadzieję, że spodobałam ci się chociaż trochę i... Och... Nie mogę sobie wyobrazić miny Umy, kiedy się dowie, że nie chciał mnie nawet niewidomy... Jejku, przepraszam Orhan. To było wredne, tak jakbyś był jakąś ostatecznością czy coś...
- Spoko, nie przeszkadza mi żartowanie z mojego defektu. To uczy dystansu. Oczywiście, że mi się podobasz, Nilay Fortenner. Jesteś absolutnie urzekająco czarująca.
Słyszałem jak cicho parska śmiechem.
- Więc przyjaciele? - spytała niepewnie.
- Nie mógłbym wymarzyć sobie lepszej przyjaciółki.
- Vice versa.
Wstała i ja również.
- Dobranoc, Orhan. To był piękny występ.
- Dobranoc, Nilay. Dziękuję i jeszcze raz przepraszam - szepnąłem, unosząc ją i przytulając mocno.
Zachichotała lekko.
No nieźle.
Pierwszy raz wpadłem w friendzone z własnej woli.

Kolory niebytuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz