Dziewczyna jak marzenie

79 4 0
                                    

Nilay

Kiedy Orhan opowiadał o restauracji, oczami wyobraźni widziałam coś na zasadzie klubu dla młodych ludzi. Po opowieści dziadzia, zmieniłam zdanie i wyobraziłam sobie raczej typowy lokal w którym dostaje się gorące posiłki, na stołach leżą ceraty w kratę a kelnerzy są w wieku krótko przed emeryturą (co oczywiście nie jest niczym złym, po prostu za nic nie kojarzy się z nastolatkiem grającym na gitarze).
Rzeczywistość okazała się inna.
Restauracja państwa Triade mieściła się na parterze uroczej kamienicy z czerwonej cegły. Na parapetach roiło się od doniczek z pelargoniami i bratkami a na przeszklonych drzwiach widniał napis witamy w ośmiu językach.
- Angielski, włoski, francuski, turecki, jidysz, hiszpański, mandaryński i portugalski - oświadczył Orhan. Podszedł bliżej i dotknął drzwi, długimi, szczupłymi palcami. - No i alfabet Braille'a.
- Bardzo sympatyczne.
Dobiegło nas parsknięcie śmiechem.
- Chodziło bardziej o otwartość na wszystkie nacje świata, ba, menu też jest w tych wszystkich językach! Ale jeśli jest to przy okazji sympatyczne, to bardzo dziękuję, panienko - w drzwiach stał mężczyzna mniej więcej w wieku mojego dziadzia. Miał sumiaste wąsy, wydatny brzuch i wyglądał na bardzo miłego człowieka.
Zarumieniłam się, bo moje słowa wydały mi się nagle bardzo głupie.
Orhan cały się rozpromienił, chwycił mnie za rękę i pociągnął do środka, idąc z taką pewnością jakby był całkowicie zdrowy.
- Witaj, dede. To moja przyjaciółka...
- Nilay Fortenner - wtrącił pan Triade. Chyba wszyscy dziadkowie tak mają, że wszystko wiedzą i zawsze się wtrącają. - Jesteś bardzo podobna do Sary, panienko. Ale masz też w sobie coś z Davida. Ten wesoły błysk w oczach.
Zamarłam a on chyba to zauważył, bo objął mnie ramieniem, przygarnął do siebie i szepnął:
- Nawet nie wiesz jak bardzo mi przykro. Byli mi bardzo drodzy.
Pokiwałam głową a on otworzył drzwi i nas w nich przepuścił.
Orhan trzymał mnie za ramię żeby się nie potknąć. Albo, żebym to ja się nie potknęła. Nie używał laski, ale mnie to nie zdziwiło - faceci lubią pokazywać jak bardzo są samodzielni bo to równa się z poczuciem męskości. Przerabiałam to milion razy przez Gasparda i Cadena.
Czułam na karku jego ciepły oddech i dałabym sobie rękę uciąć, że nie ma pojęcia o czym rozmawialiśmy ale nie chce być wścibski.
Kontuar był tradycyjny ale półki wiszące za nim podświetlono kolorowymi lampami lawowymi.
Stoliki miały owalne, przeszklone blaty z ciemnego drewna ze szklanymi wazonami z delikatnymi różyczkami.
Ściany pokryte ozdobną cegłą obwieszone były biało-czarnymi zdjęciami muzyków wszelakiego rodzaju z autografami: wypatrzyłam irlandzki zespół pieśni i tańca ludowego i Monicę dos Santos, słynną meksykańską śpiewaczkę, która jest teraz jedną z największych gwiazd w Hollywood.
Na końcu restauracji mieściła się scena z dwoma dużymi i na moje oko profesjonalnymi głośnikami.
- Zaraz zaczynamy, stolik w pierwszym rzędzie pod ścianą już na ciebie czeka, panienko - pan Triade wskazał mi miejsce i odciągnął Orhana na bok.
Kanapa ustawiona wokół stolika była tak wygodna, że chciałam podwinąć pod siebie nogi i ułożyć się, ale rąbnęłam nimi w stolik, który prawie się przewrócił, gdyby nie Caden i Gaspard.
- Wreszcie zaparkowaliśmy - jęknął starszy z taką ulgą, jakby właśnie wspiął się na K2.
- Jakaś laska zajęła nam miejsce i musieliśmy okrążyć ulicę chyba trzy razy - dodał Caden przewracając oczami.
- Nie jakaś laska, tylko dużo więcej niż niezła laska - Gaspard poruszył brwiami.
- Iris spuściła cię ze smyczy na godzinę - zaznaczył Caden a Gaspard posłał mu wściekłe spojrzenie.
Po skończonym posiłku dziadzio zabrał dzieciaki i Alfonsa na spacer a chłopcy postanowili wybrać się z nami, posłuchać Orhana. Caden wydawał się szczerze zainteresowany techniką gry mojego niewidomego kolegi od strony naukowej. Gaspard z kolei... Sama nie wiem po co tak właściwie tu przylazł.
- Co wam podać? - pan Triade podszedł do nas podając menu. Caden nawet do niego nie zajrzał i oświadczył:
- Z pewnego źródła słyszałem bardzo dużo dobrego o baklavie.
- W ogóle nie domyślam się z jakiego - parsknął śmiechem i zapisał to w notatniku.
- Coca-colę proszę - oświadczył Gaspard z uśmiechem.
- A ja... - przejrzałam szybko menu. Wszystko było w zaskakująco przystępnej cenie i wyglądało szalenie smakowicie, aż nie mogłam się zdecydować.
- Polecam tosty z szynką, serem i pieczarkami - Orhan dosiadł się do nas, trzymając w rękach gitarę akustyczną.
- Rocznie, około 2000 ludzi umiera przez zatrucie grzybami.
- Ale nie pieczarkami, dziecino - nazwał mnie tak, jak mój dziadek co rozbawiło moich braci. Joseph Fortenner każdemu wymyślał jakieś przezwisko i używał go zamiast imienia. Ja byłam 'dzieciną', Caden - 'młodym obywatelem', Iris - 'księżniczką', Gaspard - 'gangsterem', Avione - 'nianią - Franią', Vincent - 'Buddą', Orhan - 'chłopcem' a dzieci na swoje szczęście jeszcze nie dorosły do nadania przezwisk. Z każdym z nich wiążę się bowiem ciekawa historia...
- Nie wyglądasz na grzybiarza, chłopcze.
- Wiesz, dziecino,poproszę babcię, żeby dziesięć razy sprawdziła te grzyby bo z twoim szczęściem... - zawiesił głos i znów wywołał śmiech moich braci.
- Zdaję się na ciebie - oświadczyłam sucho, na co tym razem on parsknął tym swoim cudownym śmiechem.
- Nie pożałujesz. Dla mnie to co zwykle, dede.
- Oczywiście - pan Telimeh już odchodził ale Gaspard wstał i zatrzymał go gestem dłoni.
- Ile płacę?
- Przyjaciele rodziny nie płacą.
- Ale... - widziałam, że czuje sie niezręcznie.
- Nie ma o czym mówić.
- Ale...
- Poczuję się urażony, jeśli zapłacisz.
- No dobrze...
Pan Telimeh poklepał go po ramieniu.
- Tylko ty wystąpisz? - spytał Caden. Orhan pokręcił głową.
- Pierwszy jest boysband z collage'u, The Chamber of Lovers* a potem my...
- Masz zespół? - spytałam zdziwiona. - Nie wspominałeś.
- Bo nie mam. Występuję z... - nie dokończył, bo w tej samej chwili na scenę weszli członkowie zespołu powitani ogromnymi brawami. Nawet nie zauważyłam kiedy sala się zapełniła.
Pan Triade przyniósł nam zamówione rzeczy i przy okazji przyprowadził najpiękniejszą dziewczynę jaką w życiu widziałam. Miała długie blond włosy i przepiękne niebieskie oczy, które okalały gęste rzęsy. Twarz zdobił perfekcyjny makijaż, który w połączeniu z nienaganną figurą, nadawał jej wygląd modelki. Piękna sukienka w jasnym odcieniu błękitu, była idealnie dopasowana do jej oczu i kształtu ciała.
Wow.
Naprawdę, nigdy dotąd nie widziałam kogoś tak nieziemsko pięknego.
Caden mruknął:
- To ta od parkowania.
- Cześć, jestem Giselle - wyciągnęła delikatną dłoń.
Orhan wyszczerzył się na jej widok, a ja poczułam małe ukłucie zazdrości.
No bo w końcu...
Całowaliśmy się...
I było tak...
Cudownie!
- Gaspard Fortenner, to mój brat Caden i siostra Nilay.
- Miło mi was poznać - uśmiechnęła się i spojrzała na mnie, natychmiast się krzywiąc.
- Ojejku... A tobie co się stało?
Prawie zapomniałam o mojej obitej twarzy. Cóż, pan Triade nie był wścibski (Orhan zapewne odziedziczył to po nim) i nie pytał ale no... To musiało się rzucać w oczy.
- Nic takiego, drobny wypadek - odpowiedział Orhan, w tym samym momencie kiedy ja powiedziałam:
- Po prostu jestem ofiarą losu.
Giselle roześmiała się jak modelki z reklam a Orhan kopnął mnie pod stołem. Nie rozumiałam o co mu chodzi - przecież nie będę wypierać się rzeczywistości, to byłoby bez sensu.
Frontman boysbandu, po skończonym utworze, wziął mikrofon i powiedział:
- Moi amanci muszą odpocząć, bo jesteście najbardziej energetyczną publiką przed jaką kiedykolwiek graliśmy!
Rozległy się wiwaty a Giselle szepnęła coś mojemu przyjacielowi.
- To nie znaczy, że zwalniamy,o nie! Zapraszam was na występ najpiękniejszych i najzdolniejszych ludzi na tej półkuli!
Zanim dokończył ja już wiedziałam, że to Giselle wystąpi razem z Orhanem.
- Dobrze znana wszystkim wiernym fanom hollywoodzkiej wytwórni Young Records, Orhan Triade i nasza urocza Giselle Oespace!
Serce mi zamarło, kiedy prowadziła go na przygotowane krzesła. Spojrzałam na braci, którzy jednak zbagatelizowali możliwe powiązania dziewczyny z naszą zmorą w postaci dewelopera, krótkim:
- Zbieżność nazwisk.
- Nie jest nawet podobna.
Faktycznie.
Nie była.
Orhan grał, niestety nie tak pięknie jak wczoraj Bohemian Rapsody. Tym razem było to klasyczne 'Only you', Elvisa Presleya.
Giselle śpiewała bardzo ładnie, tak delikatnie ale jednocześnie trochę jak w operze. Głos Orhana zmienił się na głębszy, i wszystko dobrze współgrało, tyle, że do mnie w ogóle nie trafiło.
Kiedy zeszli ze sceny i trzymając się za ręce usiedli, Caden spytał:
- Jak długo jesteście razem?
Nie puszczali się, a Giselle nie przestawała się uśmiechać.
Za to Orhan jakby przygasł i (jeśli można tak to nazwać) spojrzał na mnie.
No nie.
Jak mogłam być taka głupia i wcześniej nie zauważyć, albo nie spytać go o tak ważną rzecz?
W głębi serca miałam nadzieję, że to jednak nieprawda, ale zniszczyła ją Giselle:
- Dziś jest nasza druga miesięcznica.

* Komnata Kochanków/Amantów

Kolory niebytuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz