Family, sweet family...

72 5 0
                                    

NILAY

- Vin! Otwórz drzwi! - ryknęła Avione spod prysznica. Moja siostra rzadko się kąpała  - nie z powody jakiejś alergii na higienę, tylko z powodu moich siostrzeńców; Luke'a, Josephine i Veona. Luke ma pięć lat a bliźniaki trzy. Czwarte jest w drodze. Rozkoszne dzieci.
- Nilay! Otwórz! - ryknął mój ulubiony i na szczęście nieodwołalnie jedyny szwagier z płaczącą Josie na ręku i Veonem uczepionym jego nogi.
Luke spokojnie oglądał ze mną "Śmierć na 1000 sposobów".
Niepokojące?
W mojej rodzinie?
Ależ skąd.
Pozostali, czyli  starszy Gaspard ze swoją dziewczyną Iris okupowali właśnie kino na jakiejś komedii romantycznej, a młodszego, Cadena wywiało najpewniej do biblioteki.
- Nie mogę - odkrzyknęłam. Byłam w szlafroku narzuconym na bieliznę.
Dzwonienie do drzwi nie ustawało.
Obok pokoju przebiegła Avione w dżinsowej sukience, powiewając na wietrze mokrymi włosami.
- Nilay, do ciebie!
Luke spojrzał na mnie dziwnie.
- To chyba niemozliwe - zaseplenił.
- Dzięki Luke.
Pobiegłam do drzwi a szlafrok zaplątał się o klocki dzieci i zsunął mi się z ramion.
- Jezu, Nilay... - Avione stała obok Orhana. - Ubierz się...
- Spokojnie siostrzyczko, on i tak tego nie zobaczy.
- Niestety - Orhan posłał jej łobuzerski uśmiech.
- A więc to ty jesteś tym niewidomym... - zakryłam jej usta dłonią, żeby nie dokończyła i oczywiście zarumieniłam się jak kretynka.
- Dokładnie. Chodź - podałam mu rękę i przeprowadziłam przez morze zabawek.
- Orhan, zostajesz na kolacji, mam nadzieję? - Avione najchętniej nakarmiłaby cały świat.
- Oczywiście Avi - wypowiedział jej imię w bardzo uroczy sposób. A potem szepnął do mnie: naprawdę nie masz nic na sobie?
- Płonne twe nadzieje. Mam majtki i stanik.
Zrobił smutną minę a ja dałam mu kuksańca tak, że prawie zabił się o traktorek Luke'a.
- Gdzie idziemy?
- Do mojego pokoju. Muszę się ubrać, bo pozostali domownicy niestety są zupełnie zdrowi.
- Nawet nie wyobrażasz sobie jakie to szczęście - szepnął a ja poczułam się bardzo głupio.
- Przepraszam.
- To ja przepraszam. Mam zły dzień - uśmiechnął się nieszczerze.
Zrobiło mi się odrobinę przykro, ale nie skomentowałam.
- Skąd ty w zasadzie znasz Chase'a? - postanowiłam zmienić temat, żeby nic... nie zauważył.
- Wychowałem się tu, do bodajże szóstego roku życia. U moich dziadków, którzy mieszkają obok Chase'a. A potem bardzo często ich odwiedzałem.
- Nigdy o tobie nie mówił...
- Cóż, kiedy dorośliśmy na tyle, żeby poznawać się ze swoimi kolegami, trochę się pożarliśmy.
- O co?
- O jakąś pierdołę - znów posłał mi wymuszony uśmiech.
Był zupełnie inny niż wczoraj, ale starałam się tym nie przejmować.
Weszliśmy do mojego pokoju Był bardzo mały, pod oknem stało dość duże łóżko, po prawej biurko a po lewej regał z ubraniami.
Usadziłam go na łóżku i zaczęłam szukać jakichś rzeczy.
- A ty? Jak poznałaś się z Chase'm?
- Dokuczał mi w przedszkolu, podstawówce i w kolejnych szkołach, aż wyrosłam na tyle, żeby mu się odszczekać.
- Jak ci dokuczał?
- Najpierw kradł lalki, potem kredki a potem chłopaków.
W końcu się roześmiał, a ja razem z nim.
- Ta sprawa z koncertem... Jest aktualna?
- Zapraszam cię dziś do mojego baru - skłonił się lekko.
- Jeśli przekonasz Avione, jestem cała twoja.
- Potrafiłem oczarować ciebie, oczaruje i ją.
- Jesteś zdecydowanie zbyt pewny siebie! Zwabiasz mnie na pogawędkę do swojego domu, wzruszasz do łez i bezwstydnie korzystasz z momentu kiedy jestem osłabiona, całując!
- Tylko mi nie mów, że ci się nie podobało.
- Co ty w ogóle bredzisz? Chłopie, my się nie znamy a ty...
Przerwał mi całując mnie prost w usta.
To nie było muśnięcie, jak wczoraj, tylko pełnowymiarowy pocałunek.
Miał ciepłe wargi.
Słodkie jak miód.
Oddałam mu pocałunek a on objął mnie, bardzo mocno przyciągając do siebie.
Czułam motylki w brzuchu, po raz pierwszy od czasów Deana.
Było tak cudownie więc moja rodzinka musiała to zepsuć.
Josie wpadła do pokoju zapłakana.
Natychmiast odsunęłam się od Orhana i spytałam małej:
- Co się dzieje, Josie?
- Gubas i tat sie kucom - załkała.
Cholera.
Tylko nie on.
Zasrany deweloper.
- Josie... Ja...
- Josie chcesz posłuchać bajki? - spytał Orhan, kucając przed nią. Musiał wyczuć w jej głosie, że jest trochę chora i się boi.
- Cem.
- To chodź - wziął ją na kolana i wygodnie oparli się na poduszkach.
Pokazał mi ręką, że mogę iść.
Pognałam w dół jak głupia, przeskakując lalki i pluszaki.
Avione przestraszona stała z płaczącym Veonem i Luke'm a Vincent kłócił się wściekle z deweloperem.
Gdy nasi rodzice jeszcze żyli, zgłosił się po raz pierwszy. Twierdził, że nasz dm stoi  w idealnej lokalizacji na supermarket i, że moi rodzice byliby kretynami, gdyby go nie sprzedali.
Jak łatwo się domyślić, nie zrobili tego, choć proponowano im mnóstwo pieniędzy.
A potem zginęli w wypadku.
Deweloper dał nam spokój na kilka lat, ale teraz znów nas nęka.
Grożąc prawnym zajęciem domu przez kredyt, który staramy się w miarę możliwości spłacać.
Rodzice zaciągnęli kredyt na naukę Gasparda i Avione w prywatnej szkole, żeby mogli się rozwijać. Spłacili go, ale potem nasz dom prawie doszczętnie strawił pożar. Musieli zaciągnąc drugi.
Oba w firmie Oespace'a.
I oba zostały uznane za niespłacone, kiedy rodzice odmówili sprzedaży.
Vincent kłócił się ostro z Oespace'm.
- Luke, weź brata do mojego pokoju.
Avi spojrzała na mnie.
- Orhan tam jest.
Skinęła głową.
- Witam pana, panie Oespace - wyszłam przed dom. Vincent zamilkł i stanął obok.
- Panna Nilay... Jakże miło widzieć chociaż jedna rozsądną osobe w tej rodzinie.
- TY... - zaczął Vin, ale mu przerwałam.
- Słodkie słówka zawsze mają gorzki podtekst. O co chodzi panu tym razem?
- Zwlekacie ze spłaceniem rat.
- O ile się nie mylę, ostateczny termin mija pojutrze - oświadczyła Avi hardo. Już zdążyła otrząsnąć się z szoku jaki wywołała kłótnia Vina i grubasa.
- Oespace, jesteś pewny, że nie chodzi o sprzedaż działki? - Vincent objął Avione.
- Cóż, nie tym razem, panie Rotter. Już niedługo będę w posiadaniu dokumentów, które całkowicie potwierdzą, że budynek i działka są moją własnością

Kolory niebytuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz