ORHAN
- I wtedy książę wyrwał serce złej wiedźmy i posiekał je na kawałki tasakiem swojego przyjaciela, pasterza owiec... - dzieci słuchały mnie wstrzymując oddechy. - A potem wziął sobie za żonę Roszpunkę i żyli długo i szczęśliwie. Koniec.
Dzieci zaczęły niezdarnie klaskać. W tej samej chwili zaskrzypiały drzwi.
- Kolacja - oświadczyła Avione a dzieci natychmiast wybiegły, krzycząc i piszcząc najgłośniej jak tylko potrafiły.
Avi wzięła mnie pod rękę i ruszyliśmy po schodach.
- Nie wiem jak ci się udało sprawić, że bajka podobała się całej trójce - oświadczyła.
- To było proste: fragment drastycznej walki dla Luke'a, coś o zwierzętach dla Veona i kawałek o pięknej książęcej parze dla Josie.
- Że też ja na to nie wpadłam...
Oboje zaczęliśmy się śmiać.
Fajna była.
I pewno śliczna.
Jak wszystkie w tej rodzinie.
Ciekawe jaka jest ich mama...
Moja ma brązowe włosy i oczy jak dwa błyszczące nefryty. Długie aż do nieba nogi i delikatną cerę z naprawdę małą ilością zmarszczek.
Muzyka to całe jej życie.
Ale wypadek sprawił, że już nigdy nie zasiądzie do fortepianu.
Potknąłem się na progu kuchni.
Skąd wiedziałem, że kuchni?
Proste.
Pachniało wprost jak nie z tej ziemi.
Było bardzo głośno, ale bynajmniej mnie to nie drażniło.
Uwielbiałem słuchać bo to było moje - paradoksalnie - okno na świat.
- Gaspard! Zdejmij proszę Veona z firanki! - krzyknęła Avione, ale w jej głosie nie było irytacji.
Otarło się o mnie coś wielkiego i puszystego. Było to takie niespodziewane, że aż wzdrygnąłem się ze strachu.
Avi to zauważyła.
- To Alfonsò, nasz pies.
- Pomieszanie 1/4 bernardyna i Misia Yogi - dodał zachrypnięty jak Nilay, tyle, że męski głos. - Jestem Gaspard.
Uścisnęliśmy sobie ręce.
Był silny.
- Orhan Triade.
- Przystojniak z ciebie - podeszła do nas jakaś dziewczyna i (z tego co wywnioskowałem) oberwała za te słowa dzikimi łaskotkami. - Puść Gaspard, ty przecież też jesteś okey.
Chyba się pocałowali, bo któreś z dzieci zabrzmiało jakby miało zwymiotować.
Avi posadziła mnie przy stole.
- Orhan, to jest Iris, dziewczyna Gasparda.
Poczułem na policzku delikatny pocałunek.
- Mój mąż, Vincent.
Ktoś uścisnął mi dłoń.
- Caden, mój najmłodszy brat.
- Z technicznego punktu widzenia, ja mógłbym nazwać cię kochaną najstarszą siostrą.
- Zamknij się - krzyknęli dorośli i Luke, sepleniąc zabawnie.
Panowała wśród nich naprawdę świetna rodzinna atmosfera.
Nagle coś huknęło a wszyscy zamilkli i zaczęli nasłuchiwać, tak jak i ja.
- Dziecino... Wiesz, że nigdy nie widziałem większej fajtłapy?
- Wiem dziadziu, powtarzasz mi to nieustannie od dnia moich narodzin - Nilay mówiła bardzo zrezygnowanym głosem.
- Od dnia kiedy nauczyłaś się chodzić - poprawił ją jej dziadek. To chyba było jakimś pocieszeniem, bo Nilay parsknęła śmiechem.
- Orhan, przedstawiam ci ostatniego i najważniejszego członka... - zaczął Caden, ale dziadek znów się wtrącił:
- Przepraszam, ale dlaczego ten młody obywatel nazwał mnie członkiem?
- Caden, dlaczego nazwałeś dziadka członkiem? - spytał groźnie Gaspard.
- Chciałem po prostu nazwać go członkiem naszej rodziny... - wyjąkał speszony chłopak.
- Chyba ci się w tyłku poprzewracało! Tego chłopca możesz kiedyś nazwać członkiem naszej rodziny - mężczyzna dotknął mojego ramienia. - Ale nie mnie!
- Nie rozumiem - Nilay usiadła na krześle obok mnie.
- To proste, dziecino. Ja jestem członkiem naszej rodziny i nie trzeba mnie nim nazywać, a ten chłopiec - tym razem klepnął mnie w ramię - gdyby na przykład poprosił cię o rękę, mógłby zostać nazwany - zaakcentował to słowo - członkiem naszej rodziny.
No nie powiem...
Była w tym jakaś pokrętna logika.
Kiedy Caden mruczał jakieś przeprosiny, przypomniałem sobie o dobrych manierach - wstałem i wyciągnąłem rękę:
- Nazywam się Orhan Triade.
- Joseph Fortenner. Miło mi cię poznać, chłopcze. Jesteś bardzo podobny do ojca - delikatnie popchnął mnie na krzesło i sam usiadł.
- Zna go pan?
- Znam Yussufa, odkąd twoja babcia wyszła z nim z izby porodowej. Strasznie rozwrzeszczany był z niego bachor.
- To po babci - orzekłem, a pan Fortenner ryknął śmiechem.
- O tak, z Rudik jest niezła cholera - to po nim Nilay odziedziczyła upodobanie do tego słowa.
Musi dobrze ich znać, pomyślałem.
Nawet mój dziadek nie zwraca się do babci po imieniu.
Chyba pomyślał o tym samym, bo rzekł:
- Dawno, dawno temu...
- Kiedy żyły dinozaury... - wtrąciła Avione.
- Do domu w San Diego, tuż obok parku i za nieczynną restauracją, wprowadziła się rodzina Triade. Uwierz, jak na wczesne lata czterdzieste, było to wielkie wydarzenie, w końcu Turcja, skąd przybyli, leży praktycznie na końcu świata! Mostafa i Edibe, czyli twoi pradziadkowie mieli dwójkę uroczych dzieci: Telimeha i Duri. Telimeh to mój najlepszy przyjaciel od momentu kiedy jego rodzina uruchomiła restaurację, a mnie moja kochana mama wysłała na przeszpiegi pod pozorem kupienia baklavy, która swoją drogą okazała się najpyszniejsza na świecie. Siedzieliśmy razem w ławce i odwiedzaliśmy się wzajemnie - najdziwniejsza przyjaźń świata - chrześcijanin z islamskiego państwa i żyd którego ojciec nawrócił się na wyznanie mojżeszowe. W każdym razie, niewiele brakowało a ożeniłbym się z Duri! Ale to Sara oczarowała mnie swoimi pięknymi oczętami i musiała zostać moją żoną, nie było innej opcji. Dorośliśmy ale wciąż spotykaliśmy się w niedzielne popołudnia nad talerzem baklavy i przy partii szachów. Do momentu gdy twój durny dziadek postanowił nawrócić mnie na chrześcijaństwo. Mnie!
Z emocji trzasnął ręką w stół.
Poczułem y się trochę niezręcznie.
- Po tonie pana głosu, wnioskuję, że mu się nie udało...
Westchnął ciężko.
- Sęk w tym, że udało. Tyle, że nie ma o tym bladego pojęcia.
- Jak to?
- Nie rozmawiają ze sobą już dwadzieścia lat - odrzekł Gaspard.
- Dwadzieścia lat, dwa miesiące i trzy dni - poprawił dziadek nonszalancko.
- Och... - wyjąkała Nilay. Chyba też nie znała tej historii.
- Nie żal panu? - spytałem, bo wydało mi się naprawdę głupie to nieodzywanie się do siebie, szczególnie w ich wieku.
- Tylko baklavy i szachów - głos lekko mu się załamał. Odchrząknął i dodał:
- Ale przynajmniej nie muszę słuchać słodkiego głosu Rudik. Doskonale wiesz, chłopcze, że to żadna przyjemność.
Nie znam osoby znającej moją babcię, która nie przyznałaby mu racji.
CZYTASZ
Kolory niebytu
Short StoryOrhan jest niewidomym muzykiem, zadziwiającym otoczenie otwartością serca i umysłu. Nilay jest całkowicie zdrową fajtłapą, która nie potrafi poradzić sobie z najprostszymi zadaniami i wciąż popełnia gafę za gafą. Pewnego dnia ona strzela największą...