NILAY
Kiedy otworzyłam oczy, zobaczyłam biały sufit i wróciły wszystkie wspomnienia...
5 lat wcześniej...
- Nilay, chodź już! Zaraz się spóźnimy! - tata poprawiał krawat przed lustrem robiąc głupie miny czym rozbawiał Cadena stojącego obok.
- Już idę! - wrzasnęłam, przeskakując po kilka stopni. Na ostatnim z nich potknęłam się i wyłożyłam prosto pod nogi mamy.
- Boli cię coś, kochanie?
- Nie mamo - otrzepałam się i pognałam w stronę kuchni, prawie tratując dziadka.
- W kogo ona się wdała? - spytał, kręcąc głową z dezaprobatą. Ale zdradziły go oczy, pełne wesołych błysków.
- Oj tatku, tatku... To jasne jak słońce, że w Davida - oboje zaczęli się śmiać.
Zadzwonił telefon.
- Ja odbiorę! - Gaspard wybiegł z łazienki wyciskając paskudnego pryszcza na nosie.
- Hej, Iris - przywitał się uwodzicielskim tonem a Avione i Vincent, oglądający film na kanapie zaczęli się z niego nabijać słowami:
- Hej, piękna! Jestem Gaspard...
- Wyciskacz syfów...
- Zawładnę twoim sercem...
- I twoją duszą...
- Jak już mama mi pozwoli...
- I jak wyprowadzę psa...
- I pozmywam naczynia...
- Ale potem, jestem...
- CAŁY TWÓJ! - ryknęli oboje. Gdyby Gaspard mógł zabijać wzrokiem, dawno byliby martwi.
- NILAY!
- Już idę, tato! - odkrzyknęłam, przewracając doniczkę z paprotką. Rzuciłam się, żeby ją pozbierać, ale powstrzymał mnie dziadek.
- Lećcie już, bo się spóźnicie.
Skinęłam głową, poprawiając białą jak śnieg bluzkę.
Chciałam spełnić swoje marzenie.
Wszystko, chociaż raz, musiało się udać, w końcu tak mocno w to wierzyłam.
Tata siedział już w samochodzie gdy mama wydawała ostatnie (jak się okazało nie tylko tego dnia) instrukcje:
- Gaspard ma wyjść z psem, tatku, idź z Cadenem do biblioteki, chciał wypożyczyć żywoty prezydentów. A was dwoje - wskazała na Vina i Avi - mogłoby pozmywać.
Wszyscy (oprócz Cadena) jęknęli głośno z rezygnacji.
- Pa!
- Pa, mamo! Powodzenia, Nilay!
- Nie naróbcie mi wstydu - mruknął Joseph i zamknął za nami drzwi.
Usiadłam z przodu bo chciałam się rozśpiewać przed przesłuchaniem.
- Wielki dzień - zaczął wesoło tata.
- Mhm - mruknęłam. Byłam lekko zdenerwowana.
- Gitara... No nieźle...
- David... Daj spokój. Nie stresuj jej jeszcze bardziej - mama pacnęła go w ramię.
Włączyłam lokalną stację.
Leciało 'Stairway to heaven'.
Schody do nieba.
Tata i mama zaczęli podśpiewywać a ja wkrótce do nich dołączyłam.
Już prawie zapomniałam o nerwach, śmiałam się z fałszywych tonów taty i dzikiej choreografii mamy.
To moje ostatnie wspomnienie.
A potem był tylko huk gniecionej blachy.
Ciemność.
Niebyt.
I biały sufit szpitalnej sali.
Biała pościel szpitalnego łóżka.
Biała, już zakrwawiona, bluzka leżąca w kącie.
I biała jak papier twarz dziadzia, gdy przekazywał mi potworne nowiny.A teraz znów, wszędzie była biel.
CZYTASZ
Kolory niebytu
Historia CortaOrhan jest niewidomym muzykiem, zadziwiającym otoczenie otwartością serca i umysłu. Nilay jest całkowicie zdrową fajtłapą, która nie potrafi poradzić sobie z najprostszymi zadaniami i wciąż popełnia gafę za gafą. Pewnego dnia ona strzela największą...