Gangster

59 4 0
                                    


NILAY

I have dream...*

Była to ostatnia piosenka tej szalonej nocy i to w dodatku zaimprowizowana razem z fanami.
Ja i Terry dzielnie staliśmy z boku, podczas gdy reszta szalała na scenie.
I choćbym nie wiem jak dobre wytłumaczenie z powodu mojej nieobecności w szkole wcisnęła Ellie, Chase'owi czy innym znajomym z klasy, to prawda i tak wyszłaby na jaw.
Stało się zgodnie ze słowami Orhana i cały świat zapamiętał mnie jako dziewczynę, która miała wypadek z Terry'm Bradshotem i została wniesiona na scenę przez króla wszystkich nastoletnich serc, Olivera Mickelsona.
Oj, Uma zdecydowanie nie da mi żyć.
Dzięki, MTV!
Wyślę wam, z tej okazji w dupę jeża, kartkę na Boże Narodzenie!
Była piąta, kiedy w końcu zapanowała względna cisza, fani zabrali się do domu, część gości też. Poza domownikami zostali tylko Oliver, Carmen, Giselle i ja.
- Aha, czyli tak wyobrażałeś sobie tę swoją 'małą imprezkę'? - Giselle dała Terry'emu prztyczka w nos.
Był pod wpływem, więc nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia. Ośmielił się nawet złapać ją i posadzić sobie na kolanach.
Ale zanim ona czy Orhan zdążyli zareagować z oczywistym i zrozumiałym oburzeniem, wrzasnął tak jakby obdzierano go ze skóry.
- MOJA NOGA!
- Co za kretyn - Orhan roześmiał się a Gi do niego dołączyła. Oliver tylko przewrócił oczami i nagle zrobił przerażoną minę, dając nam jakieś znaki.
- Orhanie Yussufie Triade! Jak nazwałeś swojego przyjaciela? - od drzwi dobiegł nas głęboki, kobiecy głos.
Orhan paskudnie przeklął, ale tak cicho, że ledwo było go słychać.
I chyba dobrze, bo znów by go strofowano.
Odwróciłam się i zobaczyłam piękną, brązowowłosą kobietę o śniadej twarzy. Siedziała na elektrycznym wózku inwalidzkim a na kolanach miała markową torebkę.
- Hej, mamusiu!
- Dzień dobry pani Triade! - zaśpiewali pozostali.
- Nie podlizujcie się już - podjechała bliżej i skrzywiła się.
- Zimno tu jak w kostnicy... Czemu nie dałeś Giselle swetra, Orhan? A ty Oliver? Terry?
Nie minęło 10 sekund a już wszystkie trzy byłyśmy okryte.
- Ty musisz być Nilay Fortenner... Masz oczy swojego dziadka - podjechała bliżej i uśmiechnęła się promiennie.
- Tak... Miło mi panią poznać - wyciągnęłam rękę w geście przywitania.
- Nie... - zaczęła cicho Giselle, ale pani Triade pokręciła głową i z uśmiechem, lekko uścisnęła moją dłoń.
Jej była dziwna w dotyku, taka... Nieprawdziwa.
- Mnie również - znów obdarzyła mnie uśmiechem. - Zostałam nawet oddelegowana do odstawienia cię pod dom. Gi, Orhan... Wasz kierowca przyjedzie za godzinę. Do zobaczenia! - mrugnęła do Carmen, pozwoliła aby Oliver pocałował ją w policzek i w powietrzu przesłała buziaka Terry'emu.
- Pa - pomachałam wszystkim gipsem i ruszyłam za wózkiem. Kiedy przeszłam obok Olivera z zamiarem oddania mu jego bluzy, objął mnie jednym ramieniem i szepnął:
- Zachowaj ją do następnego spotkania.
Czyli nigdy, pomyślałam. Ale nie było to jakieś drastycznie smutne.
Oliver to gwiazda.
Więcej nie trzeba tłumaczyć.
Kierowca wnosił panią Triade do limuzyny, a ja chciałam pomóc mu zapakować wózek, ale mnie powstrzymał.
- Pani Triade ma w domu w San Diego inny wózek.
No tak...
Pewnie też czasem tam pomieszkiwała. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że i dom Orhana w San Diego i rezydencja w Los Angeles, a nawet restauracja jego dziadków pełna jest udogodnień dla osób niepełnosprawnych.
Wózki, balustrady, nawet winda. Cała rodzina musi ją bardzo mocno kochać.
Wsiadłam i ruszyliśmy tak szybko jak pozwalały na to ograniczenia prędkości.
- Jak twoja ręka? - spytała, częstując mnie jeszcze ciepłym ciastem.
- Praktycznie nie boli.
- A głowa?
- Żadnych nieprawidłowości. Przepraszam za kłopot...
Przewróciła oczami.
- Nie masz za co. To Orhan i Terry mają kłopoty. Przeprosili cię?
- Tak.
Rozpogodziła się.
- Przynajmniej tyle dobrego.
- Czy... Naprawdę jest pani na nich zła?
- Oczywiście.
- Ale to nie ich wina...
- Zabieranie dziewczyny na przejażdżkę wieczorem, z takim kierowcą jak Terry to doskonały przepis na katastrofę.
Oj...
Musi go dobrze znać.
Terry jest super, ale...
Brak odpowiedzialności to jego największa wada.
- Gdybym mogła, przerzuciłabym ich obu przez kolano.
- No tak... Ale dzieci bić nie wolno.
Parsknęła śmiechem.
- Chodziło mi raczej o moją rękę, ale twoje wytłumaczenie też jest dobre.
Odruchowo spojrzałam na nią.
Patrzyła na tę dłoń, którą chwilę wcześniej ściskałam. Wyglądała całkowicie normalnie ale pamiętałam ten dziwny dotyk...
Uważnie mi się przyglądając, pani Triade podwinęła rękaw kaszmirowego sweterka a moim oczom ukazała się proteza ręki.
Była przyczepiona mniej więcej na wysokości łokcia.
Wtedy uświadomiłam sobie, że znowu palnęłam niewybaczalną gafę względem któregoś z przedstwicieli rodziny Triade.
Przecież podałam jej rękę... Jak mogłam nie zauważyć jej kalectwa?
Dziwna w dotyku...
Uch...
Spuściła rękawy z powrotem a ja  nie mogłam oderwać wzroku od protezy.
Mogłam to zauważyć.
Palce były sztywne i brakowało paznokci.
Jestem tak bardzo głupia...
I to właśnie jej powiedziałam.
- Tak bardzo panią przepraszam... Postawiłam panią w cholernie... - zająknęłam się - to znaczy w bardzo niezręcznej sytuacji... Naprawdę bardzo panią przepraszam... - nie wiedziałam jak wytłumaczyć swojego wrodzonego pecha, więc skupiłam się na przepraszaniu.
- Nilay - położyła mi na ramieniu swoją lewą rękę. - Nie zrobiłaś nic złego. Nie mogłaś wiedzieć.
- Mogłam się domyślić...
- Nie, Nilay. I proszę, nie dręcz się już tym tak bardzo.
Skinęłam głową, chociaż wciąż nie byłam przekonana.
Nagle coś przyszło mi do głowy.
- To stało się wtedy, kiedy Orhan stracił wzrok, prawda?
- Tak. Dziesięć lat temu. Odprowadzałam go na lekcję gitary.
Lekcja gitary... Ta zbieżność zakrawa na ironię losu. Amali kontynuowała:
- Poczekaliśmy aż zmienią się światła i zaczęliśmy przechodzić przez pasy, kiedy nadjeżdżająca ciężarówka uderzyła nas naczepą. Upadłam a wtedy przejechała mi po ręce. Orhan uderzył się w głowę... - po policzku spłynęła jej łza.
- O Boże...
- Najbardziej mi żal tego, że ostatnią rzeczą, którą zobaczył, była moja ręka miażdżona przez koła.
Przytuliłam ją mocno i tak trwałyśmy aż do samego San Diego, gdzie przywitała się radośnie z dziadziem i dzielnie ubrała w znośne słowa całą moją przygodę.
Kiedy już siedziała w limuzynie, dziadzio zaprosił ją na herbatę, a ona od razu się zgodziła.
Avione natychmiast po wyściskaniu mnie, kazała mi iść się położyć.
I ochrzaniła mnie za to, że nie zdążyła nagrać koncertu u Terry'ego.
Udobruchał ją dopiero Luke, który oświadczył, że jutro leci powtórka.
Już miałam wejść do pokoju, kiedy usłyszałam jak Gaspard rozmawia przez telefon.
- ... Nie... Ani jedna... Ma już pracę a ja dam sobie świetnie radę sam... Ile?... Trzy tysiące... Muszę to spłacić... Tak... Zagoi się... Yhm... Cześć.
O czym on bredzi?
Mogłam śmiało stwierdzić, że nigdy nawet nie widział takich pieniędzy na żywo.
Musiałam to wyjaśnić.
- Gaspard... - zamilkłam, bo wryło mnie w ziemię. Trzymał w ręce gazę czerwoną od krwi, a na jego ramieniu widniała paskudna rana.
Na mój widok westchnął zrezygnowany.
- Słyszałaś?
- I widzę. Daj - wzięłam mu z kolan apteczkę i zaczęłam go opatrywać. - Co się dzieje?
Przygryzł wargę.
- Gaspard.
- Dług rośnie i chociaż wszyscy wypruwamy sobie żyły, nie damy rady go spłacić bez... Dodatkowej pracy.
- To znaczy? - bałam się poznać odpowiedź, ale musiałam. Chciałam mu jakoś pomóc.
Spojrzał na mnie z zaciętością, identycznymi oczami jak moje.
- Zacząłem dla niego pracować.
- Dla kogo? - musiałam się upewnić.
Schował twarz w dłoniach a potem spojrzał na mnie.
- Dla Oespace'a.

* tłum. 'Marzenie mam...' - piosenka szwedzkiego zespołu ABBA

Kolory niebytuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz