Ellie ratuje wszechświat

37 5 1
                                    


NILAY

Orhan w trakcie jakiejś imprezy (wolałam nie wnikać z kim, chociaż musiał być tam Chase, sądząc po odgłosach), uraczył mnie swym rewelacyjnym wykonaniem 'Old McDonald' na każdym kuchennym sprzęcie jaki mógł znaleźć w pobliżu. Krowa odegrana była na skrzypiącej szafce a owca na kranie - musiał być naprawdę pijany, skoro stracił resztki godności i słuchu muzycznego.
W każdym razie od tej pory nie miałam z nim kontaktu. Za to z jego mamą - i owszem.
Pani Triade pojawiła się na herbatce z podarkami dla każdego. Kiedy dziadzio kategorycznie oświadczył, że to zupełnie niepotrzebne, pani Triade przypomniała mu, jak dawno nie spotykali się na cieście et cetera.
Kurde.
Dziadzio naprawdę dobrze znał się z rodziną Triade.
Pamiętała o wszystkich; od Veona po Vincenta i to było bardzo miłe. Zostawiłam ich samych, bo po spojrzeniach dziadzia w końcu zorientowałam się, że tego by sobie tak naprawdę życzył.
(Przewidująca ja - zaraz po moim wyjściu zamknął drzwi swojego pokoju na klucz).
Pozostali domownicy zajęli się jakimiś pracami w kuchni czy pokojach, oprócz Gasparda, który wyszedł do Oespace'a. Wciąż nikt ppza mną nie wiedział gdzie tak właściwie znika wieczorami. Nie zamierzałam im tego zdradzić, nie zamierzałam ich martwić. Właściwie dlatego, że podziwiałam Gasparda za to, że mimo swojego porywczego charakteru, potrafi wytrzymać żeby nam pomóc. Gdyby nie te durne kredyty, żylibyśmy jak wszyscy inni.
To chyba była jakaś zmiana ciśnienia, bo nagle wszystko zaczęło się plątać...
Avione usiadła na fotelu cicho łkając i trzymając się za brzuch.
- Avi, co się dzieje? Coś z dzieckiem?
Spojrzała na mnie, trochę mgliście.
- Obawiam się, że zaraz odejdą mi wody.
- Jasna cholera.
W tym momencie zabrzmiał dzwonek do drzwi, usłyszałam płacz Veona i Josie, a Alfonsò zaczął wyć.
Otworzyłam drzwi.
- Cześć, Nily - Iris cmoknęła mnie w policzek. - Jest Gaspard? Umówiliśmy się na dzisiaj.
No tak, o tym ten geniusz oczywiście zapomniał.
- Siadaj, proszę. I poczekaj chwilę.
- Nilay! Zrobiłaś już kolację?! - krzyknął dziadek.
Cholera.
- Prawie! Co sie dzieje? - spytałam dzieciaki.
- Bo Luke wylywa zęby! - rozpaczał Veon.
Faktycznie.
Luke, nauczony przez Cadena, mocował sznurek na zębie.
- Na pewno ci się rusza?
- No - kiwnął głową.
- Spokojnie, nic mu się nie stanie...
- Ej, Nilay! Chyba pękła jakaś rura! - wrzasnął Caden.
Cholera, cudownie.
- A ona sie dlapie - Veon wskazał na Josie, samemu się drapiąc. Nie mogłam uwierzyć ale to była prawdziwa kumulacja. Tak, jakby ktoś pozbierał cały mój tygodniowy przydział pecha i rozłożył go na cały dom i jego mieszkańców.
- Ospa. Świetnie. Nie drapcie się, a ty, Luke, przypilnuj ich.
- NILAY! - ryknął Caden. - Zalewa nam łazienkę!
Pobiegłam tam i poślizgnęłam się, prawie upadając.
Łazienka pływała.
- Może spróbuj to jakoś zatkać.
- Ciekawe jak - prychnął.
Tylko wzruszyłam ramionami, no bo co ja mogę?
- Avi, dobrze się czujesz? - spytała Iris, a ja przypomniałam sobie o mojej biednej siostrze.
- Już? - spytałam, ale Avione pokręciła głową.
Tyle dobrego.
- Wiesz, Nily? Myślę, że Gaspard kogoś ma, ostatnio znika wieczorami...
Alfonsò poślizgnął się na wodzie i zaczął wyć jeszcze bardziej.
- Oni sie drapią a nie mogą! - wrzasnął Luke, plując krwią.
Wyglądał jakby zamiast jednego, wyrwał sobie wszystkie zęby.
Na szczęście Avi była w pokoju obok i tego nie słyszała.
Drzwi wejściowe otworzyły się i stanął w nich Chase z twarzą zakrwawioną nawet bardziej od małego.
No jeszcze jego tu brakowało.
- Nilay muszę ci coś powiedzieć.
- Cholera jasna! - wrzasnęłam, wskazując im wszystkim salon.
Czemu wszystko musiało spaść na głowę takiej niedojdy jak ja?!
O dziwo nawet Chase posłuchał rozkazu.
Tyle, że ja nie wiedziałam co dalej.
Dziadzio się wścieknie, jak się zorientuje co się dzieje.
Albo dostanie zawału.
Nie wiem, która opcja jest gorsza.
Gasparda nie będę odrywać od pracy, to samo Vincenta. A Connor, Orhan czy Dean na niewiele się tu zdadzą. Potrzebna mi...
Drzwi po raz kolejny się otworzyły i ukazało się w nich moje wybawienie.
Wytłumaczenie Ellie wszystkiego, włącznie z powodem nieobecności Gasparda bo tylko ona potrafiła to wszystko ogarnąć, trwało minutę.
Uśmiechnęła się i zaczęła wszystko porządkować.
Nie mogłabym wymarzyć sobie lepszej przyjaciółki.
Weszłyśmy do salonu, gdzie na kanapie siedzieli wszyscy skazańcy (poza dziećmi, które przezornie chowały się za kanapą przed Avione).
- Iris, przygotuj proszę kolację - zwróciła się do niej słodko, a potem zajrzała do telefonu - Gaspard wróci za dwie godziny, musiał tylko coś załatwić.
(Kątem oka zauważyłam jak wysyła do mojego brata kolejnego szybkiego sms-a i kładzie na parapecie jakąś bombonierkę. Ellie Sharme w swojej torebce ma wszystko).
- Chase, przyjechałeś autem?
- Tak.
- Nilay opatrz go i wsiądźcie do auta. Caden, zapakuj Josie i Veona, Luke ty zostaniesz z ciocią Iris, dobrze, słońce?
Pokiwał głową.
- Jego też opatrz - zwróciła się do mnie i wyciągnęła telefon:
- Halo? Cześć Dean. Jest tam z tobą Connor?... Jesteście u niego? Super... U Nilay. Chodźcie i weźcie ze sobą narzędzia... Pocą to się nogi nocą... Poulder nie zawracaj mi dupy, tylko chodź... Alfonsò... Tak... Pa.
- Caden, kochany, wyprowadzisz potem Alfonsò? Przepraszam, że cię wykorzystuje...
Właśnie trzymał ubrane bliźniaki na rękach.
- Spoko, Ellie - nigdy nie był zbyt wylewny. A ostatnio jeszcze mniej. Poza tym często znikał Martwiło mnie to, bo zawsze byliśmy blisko.
Opatrywałam chłopców, podczas gdy Ellie przeprowadzała wywiad zdrowotny z Avione. Jej rodzice to świetni lekarze a ona zamierza pójść w ich ślady.
Wsiedliśmy do samochodu - dzieciaki siedziały w przyniesionych przez Cadena fotelikach całkiem z tyłu a Avione z Ellie na środku.
Chase miał drobne trudności z wycofaniem auta przez opatrunek na twarzy. Nie miałam bladego pojęcia, kto mógł go tak urządzić.
Jak spokojnie poinformowała nas Ellie, Avione dostała silnych skurczy.
Cóż.
Chase wystraszył się tak, że prawie zjechaliśmy z drogi do rowu, a jak na ten tydzień miałam stanowczo dość wypadków samochodowych.
Kiedy w końcu zaparkowaliśmy na Eighth Avenue, wszyscy odetchnęliśmy z ulgą.
Ellie szybko sprowadziła pielęgniarza, który pchał wózek z Avione.
- Mój tata przyjmie dzieciaki na pierwszym piętrze w sali czwartej! Zadzwonię po Vincenta!
- Nie wiem jak ci dziękować!
Odwróciła się i posłała nam delikatny uśmiech.
- Wiesz, Nilay.
Chase trzymał na rękach dzieciaki i głośno zastanawiał się, czy już miał ospę.
Chase.
Rzeczywiście wiedziałam.
- Chciałeś mi coś powiedzieć - zauważyłam, kiedy szliśmy korytarzem.
- Chodzi o Gasparda. Orhan i Connor nie chcieli cię martwić, ale... Kiedy Orhan wrócił do San Diego, przyszedł do mnie, wiesz, na męską posiadówę. Wracał z Connorem i wtedy napadli ich jacyś goście spod ciemnej gwiazdy. Gaspard ich obronił, ale... Z tego co mówili, wyglądało na to, że z nimi pracuje. A dzisiaj pomógł mi, kiedy jakiś koleś prawie przedziurawił mi opony w wozie i czaszkę na dodatek.
Zapadła cisza.
- Nie wyglądasz na zdziwioną - zauważył.
- Niech to pozostanie tajemnicą dobrze? Reszta będzie się martwiła. A on i tak nie odpuści.
- Więc wiesz tylko ty.
- I wy. Gaspard zaczął pracować dla Oespace'a.
- Tego gościa od kredytu.
- Tak.
Nie sądziłem, że jest aż tak podejrzanym typem.
- Wujciu a co to Oespace? - Josephine przestała się drapać.
- To taka gruba, łysa, wredna pał... To znaczy małpa - zmienił odpowiedź widząc mój karcący wzrok.
Odstawiliśmy dzieci na badanie, a tata Ellie poprosił nas, żebyśmy zaczekali na korytarzu.
- Gaspard długo nie wytrzyma. Jest zbyt narowisty.
- To nie koń tylko mój brat - prychnęłam, ale nie zaprzeczyłam bo miał rację.
- Wiesz, Nilay...
- Hm?
- Dobra, to głupie pytanie, zapomnij - zarumienił się wściekle.
- Może mi najpierw powiesz o czym mam zapomnieć? - dałam mu kuksańca w bok ale uchylił się, więc zaryłam łokciem w ścianę.
Nie roześmiał się, tylko zebrał w sobie i wyjąkał:
- Czy myślisz, że Ellie zfodzi się zostać moją dziewczyną?
Miałam ochotę go pocałować - dzięki niemu nie musiałam się trudzić i udawać, że potrafię być swatką.
Zamiast tego pokiwałam głową i zostawiłam go wyszczerzonego jak głupi do sera, bo właśnie zadzwonił mój telefon.
Orhan.
- Hej, Orhan.
- Cześć. Dzwonię w cholernie pilnej sprawie - chyba zbyt dużo ze mną przebywał skoro przejął moje słownictwo.
- Wal. Dzisiaj już nic mnie nie zdziwi.
- Pomożesz mi złapać mordercę?

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Nov 29, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Kolory niebytuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz