09. Chłopak?

268 30 3
                                    

  Poniedziałek - najbardziej znienawidzony dzień tygodnia, który świadczy też o tym, iż do weekendu pozostało 5 dni. 5 długich dni. 

  O godzinie 07:35 wstawiłam się pod salą, w której to miała odbyć się lekcja chemii. Usiadłam na ławce czekając na Brad'a, który zjawił się jakieś dziesięć minut później.

- Co tam? - zagaiłam, gdy blondyn usiadł tuż obok mnie. 

- Nic. - uśmiechnął się. - Wiesz, że dziś jest sprawdzian z chemii? - zapytał patrząc na mnie.

- Że co? - zapytałam z niedowierzaniem.

- Czyli nie wiesz. - powiedział odwracając wzrok od mojej osoby.

  Z nikłą nadzieją wyciągnęłam zeszyt od chemii próbując chociaż w małym stopniu zapamiętać ostatnie tematy jednak przerwał mi to dzwonek na lekcje. Kiedy ten czas tak szybko minął?! Kto daje sprawdzian na pierwszej godzinie lekcyjnej?! Z westchnieniem wstałam i udałam się z Brad'em do sali. Pora zacząć tą mękę. 

  Udałam się do przedostatniej ławki przy oknach z Bradem, w której usiadłam. Za nami jak zawsze usiadł Nathan szczerząc się jak głupi do sera. Postanowiłam to zignorować i czekać na Panią od chemii, która pojawiła się w sali, ale nie sama. Towarzyszył jej chłopak, który w sobotę wydał nam bilet na diabelski młyn.

- To jest nowy uczeń, który od dziś będzie chodzić do Waszej klasy. Proszę, przedstaw się. - rzekła znudzonym głosem Pani Farewell, gdy stała na środku wraz z nowym uczniem po czym wolnym krokiem ruszyła w stronę biurka, za którym zasiadła. - Jeżeli będziecie cicho odpuszczę Wam ten sprawdzian. - dodała po chwili ciszy patrząc na nas mrużąc przy tym oczy. W duchu dziękowałam Bogu za Seana. Nie chciałam dostać kolejnej jedynki z chemii. Rodzice tego by mi nie podarowali.

- Nazywam się Sean Palmer i od dziś będę z Wami chodzić do klasy. Myślę, że tyle powinno Wam wystarczyć. - zakończył wzruszając ramionami.

- Dobrze. Usiądź obok Hoover'a. - powiedziała Farewell wskazując na Fabiana, który siedział przed nami. Po chwili Palmer siedział przed nami. Odwrócił się do nas przodem z uśmiechem.

- To wy - powiedział wskazując na mnie i Nate. - kupowaliście bilet w sobotę, prawda?

- Tak. - powiedziałam wzdychając ciężko na przypomnienie sobie tej sytuacji. Pewnie, gdyby wzrok tam tej kobiety mógłby zabijać to już dawno leżała bym martwa wraz z Nathanem.

- Od kiedy jesteście razem? - z ust szatyna wyleciało pytanie, którego szczerze mówiąc najbardziej się obawiałam.

- Od dwóch miesięcy, tygodnia, trzech dni, osiemnastu godzin i dwudziestu trzech minut. - spojrzałam na bruneta za nami, który szczerzył się nadal zadowolony z tego wszystkiego. Zerknęłam na Brada, który posłał mi pytające spojrzenie nie rozumiejąc co tu się dzieje. Oh uwierz, ja też do końca nie wiem co jest grane. - pomyślałam posyłając blondynowi delikatny uśmiech. Jedno jest pewne. Mason na przerwie będzie bawić się w przesłuchanie. Będzie chciał wiedzieć każdy szczegół sobotniego wieczoru po tym jak opuściłam jego dom po maratonie naszego ulubionego serialu. Westchnęłam na samą myśl co będzie czekać mnie, biedną Victorię Carter za nie całe dwadzieścia pięć minut.

- Szczęścia. - rzekł Sean z lekkim uśmiechem. Ja mu to wytłumaczę grzecznie na przerwie, że mnie i Pana Idealnego nic, a nic nie łączy. Chociaż gdzieś tam w środku pragnę tego, ale to jest niedorzeczne. Boże Viki, o czym Ty myślisz? - usłyszałam głos mojej podświadomości. Jak zawsze ma rację. Dobra, stop!

  Spojrzałam się na Seana i uśmiechnęłam się lekko. Nim się obejrzałam usłyszałam upragniony dzwonek na przerwę. Jako pierwsza opuściłam klasę chemiczną. Przystanęłam na korytarzu, na którym po chwili roiło się od uczniów naszej szkoły. Gdy w końcu zauważyłam szatyna podeszłam do niego.

- Sean. - zagadałam dzięki czemu chłopak odwrócił się w moją stronę.

- Tak? - zapytał unosząc brew w górę.

- Jestem Victoria. - uśmiechnęłam się i wyciągnęłam w jego stronę rękę, którą uścisnął.

- Ja się nie muszę chyba przedstawiać. - również się uśmiechnął. O matko! Jaki on ma piękny uśmiech.

- Więc chcę sprostować jedną rzecz. - rzekłam, gdy razem ruszyliśmy w stronę sali matematycznej. - Ja i tam ten chłopak - powiedziałam wskazując na Nathana, który uśmiechnął się do mnie czego nie odwzajemniłam. - nie jesteśmy razem. - zakończyłam, a szatyn zmarszczył brwi w niezrozumieniu. - Nie potrafiłabym z kimś takim jak on być. - uśmiechnęłam się lekko.

- Victoria chodź tu na chwilę! - usłyszałam wołanie Bradleya. Czas zacząć to piekło.


Photographer Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz