Rozdział XI

12.9K 591 27
                                    

Piosenka kończy się, a Dan całuje mnie w dłoń i odchodzi. Wiodąc za nim wzrokiem zauważam, że podchodzi do swojej wściekłej dziewczyny, która niemiłosiernie na mnie patrzy. Posyłam jej szyderczy uśmiech i wracam do rodziców. Patrzą na mnie, jakby zobaczyli ducha. Unoszę pytająco lewą brew.
- Coś nie tak? Jestem brudna? - zwracam się do nich.
- Nie, nie jesteś - odpowiada tata.
- W takim razie dlaczego się tak patrzycie? - nie daję za wygraną.
- Oj nic, czepiasz się tylko. Mogłabyś się chociaż raz uspokoić - mówi lekko poirytowana mama. Otwieram szeroko oczy ze zdumienia. O co im chodzi? Co ja takiego zrobiłam? Przecież widzę, że coś jest nie tak. Przewracam oczami i szukam Zoey. Zauważam ją w tłumie tańczącą z jakimś facetem. Kręcę rozbawiona głową i ruszam tym razem w poszukiwaniu Louis'a i Marie. Oni również tańczą przytuleni do siebie. Wzdycham cicho. Zostałam sama. Postanawiam wyjść na zewnątrz, żeby się trochę przewietrzyć.

Siadam na ławce przed restauracją. Jest już ciemno, a wokół świecą się lampy, co wygląda bardzo romantycznie. Nagle czuję, że ktoś się przysiada. Obracam głowę w bok i zauważam Chace'a.
- Co tu robisz sama, Sarah? - pyta.
- Odpoczywam, nabieram świeżego powietrza - mówię. Lubię go, ale często działa mi na nerwy. Szczególnie od kiedy powiedział mi, że mu się podobam. Staram się go więc unikać, co nie idzie mi łatwo, bo praktycznie cały czas chodzi za mną w szkole. Kiedy jeszcze kręciłam z Matt'em, on bronił mnie przed nim, co, szczerze mówiąc, dawało Crowley'owi niezły ubaw.
- Tylko dlaczego sama? - docieka. Zamykam oczy, żeby opanować narastające zdenerwowanie.
- Po prostu tak wyszło - odpowiadam.
- To teraz już nie jesteś sama - słychać w jego głosie, że się z tego cieszy.
- Wolałabym jednak pobyć trochę w samotności - sugeruję, żeby sobie poszedł. Jednak on chyba nie zrozumiał, o co mi chodzi.
- Lepiej nie, jest noc, może Ci się coś stać.
- Co niby miałoby mi się stać? Proszę Cię, Chace.
- Ja tylko się o Ciebie martwię i...
- To się nie martw - przerywam mu. - Jestem już dużą dziewczynką i umiem sobie poradzić sama.
- Sarah, podobasz mi się! Nie mogę przestać o Tobie myśleć, dlaczego nie potrafisz tego zrozumieć? - przybliża się do mnie.
- A dlaczego Ty nie potrafisz zrozumieć, że ja o Tobie nie myślę? Nie podobasz mi się, nie chcę z Tobą być! - jestem wściekła.
- Jak Cię pocałuję to na pewno zmienisz zdanie - łapie mnie w talii i przyciąga do siebie.
- Co Ty robisz do cholery?! - krzyczę. Nie no, teraz to się boję. Poważnie się boję. On jest gotowy na siłę wepchnąć mi język do gardła, co mnie obrzydza.
- Daj się pocałować - uśmiecha się i przybliża swoją twarz. Przestraszona w ostatniej chwili policzkuję go. Chace odsuwa się ode mnie i dłonią dotyka piekącego policzka, a ja wykorzystuję to i szybko wstaję z ławki.
- Wal się, imbecylu - rzucam na odchodne i wracam do środka, zostawiając go samego. Prawdopodobnie poskarży się swojej mamusi, przez co będę miała przechlapane u niej i u jego tatusia - dyrektora, ale mam to gdzieś. Może przynajmniej się odczepi.

W restauracji ponownie szukam Dana. Spoglądam w stronę stołów i widzę go. Siedzi z Monique i o czymś dyskutują. Znaczy... ona wyrzuca z siebie milion słów na minutę, a on tego słucha. Współczuję mu. W pewnym momencie dziewczyna zauważa mnie i przyciąga do siebie chłopaka, żeby podarować mu soczysty pocałunek. Czuję mocne ukłucie w sercu. Monique odrywa się od Dana i uśmiecha się szyderczo w moją stronę, co zauważa Bolton i odwraca się. Oczy niemal nie wyskakują mu z orbit, kiedy zdaje sobie sprawę, dlaczego jego dziewczyna tak nagle go pocałowała. Chłopak wstaje i chce iść w moją stronę, ale Monique chwyta go za ramię i ponownie usadawia obok siebie. Odwracam się na pięcie i idę usiąść przy swoim stole.

Wstaję z łóżka o 11. To i tak wcześnie, zważając na to, że ostatni goście wyszli o 5 nad ranem. Dan opuścił przyjęcie o około 3. Nie tańczył ze mną więcej. Cały czas był ze swoją dziewczyną. Cóż, może po prostu powinnam sobie go darować. Może on nie jest dla mnie. Moje myśli przerywa burczenie w brzuchu. Głodna wychodzę z pokoju i idę do kuchni. Słysząc rozmowę rodziców, zatrzymuję się na schodach.
- Słuchaj, Melanie, nie możemy pozwolić na to, żeby między nimi rozwijało się uczucie, rozumiesz? - mówi tata. Tylko o kim?
- Wiem, kochanie. Nie chcę, żeby moja córka cierpiała - odpowiada mama. Jestem zdziwiona. O co do cholery chodzi?
- Również tego nie chcę. Nie będę zwalniał Boltona z warsztatu, bo jest dobrym mechanikiem. Poza tym musimy rozdzielać sprawy prywatne od zawodowych, ale Sarah nie może tak często do mnie przychodzić. To może zabrnąć za daleko. Widziałaś, jak oni na siebie patrzą? Mam nadzieję, że to już nie zaszło za daleko - rozprawia tata, a po moim policzku spływa łza. Oni nie chcą dopuścić do mojego związku z Danem, jeśli jest to w ogóle możliwe. Zatykam swoje usta dłonią, żeby nie wydobyć z siebie odgłosu szlochu. Jak oni mogą? Nie mają takiego prawa. Nie mogą. Po prostu nie mogą.
- Rób, jak uważasz. Masz moje poparcie, bo jestem tego samego zdania. To nie jest chłopak dla niej, absolutnie nie.
- Na pewno nie! Ma wyrok w zawiasach, jest lekkoduchem i śmiem rzec, że nawet kobieciarzem. Sarah nie byłaby z nim szczęśliwa. Nie szanowałby jej, zdradzałby, a ona by cierpiała. Jeszcze ta różnica wieku. Co prawda mnie i Ciebie dzieli tyle samo lat, ale wtedy to były inne czasy. Poza tym nie byliśmy tacy, jak oni teraz. Moja córka nie będzie z Boltonem. Nie dopuszczę do tego - kończy tata. Wracam po cichutku na górę i zalana łzami szlocham w poduszkę.

Cześć kochani! Dziękuję wam za wszystko, za to, że czytacie opowiadanie. Cieszę się, że jest dla was interesujące. Komentarze i gwiazdki mile widziane, jak zwykle! Do następnego!

Córka Mojego Szefa Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz