Nadszedł dzień wyjazdu do domu, co oznaczało ponowne roczne rozstanie z Zoey. Dziewczyna czeka właśnie ze mną na odprawę.
- Te dwa tygodnie minęły zdecydowanie za szybko - marudzi.
- Wiem, niestety wiem - odpowiadam.
- No i ostatecznie nie spałaś z Danem.
- O rany, Zoey! Związek nie opiera się głównie na seksie!
- Dobra, już dobra - podnosi ręce w geście obronnym.
- Jeśli przyjdzie na to czas, to zrobimy to.
- Okej, zrozumiałam. Swoją drogą, ciekawe, jak teraz będziecie się spotykać - zamyśla się.
- Jak to? - unoszę zdziwiona brew.
- Chodzi mi o Twojego ojca - wypowiada, na co wzdycham ciężko.
Faktycznie, sama się zastanawiam, jak teraz będzie wyglądał nasz związek. Wiadomo, kiedyś będę musiała powiedzieć tacie o nas, ale teraz... Teraz jest to raczej niemożliwe. Nie chcę, żeby przeze mnie Dan stracił pracę. Później coś razem wymyślimy.
Dan, żeby nie wzbudzać podejrzeń, wyjechał dwa dni temu i od wczoraj już pracuje. Chociaż nadal boję się tego, co rodzicom powie pani Thompson.
- Halo, Sarah! - z moich przemyśleń wyrywa mnie głos Zoey.
- Przepraszam, zamyśliłam się.
- Dało się zauważyć. Musisz już iść na odprawę - moja przyjaciółka smutnieje.
- Będę tęsknić - przytulam ją mocno.
- Mam nadzieję, że uda nam się wcześniej zobaczyć, niż dopiero za rok.
- Postaramy się o to. Do zobaczenia - chwytam swoją walizkę i kieruje się do odprawy.
Po spokojnym locie jestem już w Stanford. Wychodzę przed budynek lotniska i zauważam Louisa z Marie. Domyślam się więc, że rodzice są w pracy. Z uśmiechem na twarzy podchodzę do mojego brata i przytulam go na raz z jego dziewczyną.
- Miło was widzieć - mówię, kiedy w końcu się od nich odrywam.
- Ciebie już mniej - odpowiada Lou. Mrużę oczy i wpatruję się w niego.
- Dobra, dobra. Tęsknił za Tobą - śmieje się Marie.
- Wcale nie - zaprzecza chłopak.
- Właśnie, że tak.
- Okej, spokój - teraz ja śmieję się z nich obojga. - Weź, braciszku, moją walizkę - wskazuję na stojący obok mnie bagaż i wysyłam Louis'owi buziaka w powietrzu. Chłopak przewraca oczami i wykonuje moje polecenie.
- Pewnie jesteś zmęczona - bardziej stwierdza niż pyta Marie.
- Właściwie to niezbyt. Rodzice kiedy będą w domu?
- Mama kończy o 19, a tata wyjechał na jakieś spotkanie, nie wnikałem. Podobno ma wrócić około północy - odpowiada Louis. Na moich ustach pojawia się chytry uśmieszek.
- To podrzucicie mnie do warsztatu, zrobię staruszkowi niespodziankę i ogarnę mu trochę w biurze - staram się zachowywać normalnie, ale w środku aż skaczę z radości. Spotkam się z Danem.
Wysiadam z samochodu pod warsztatem i w wyśmienitym humorze idę do środka.
- Dzień dobry - witam się z pracownikami. Panowie Greg i Mark uśmiechają się do mnie, a Dan podnosi głowę znad maski samochodu i wpatruje się we mnie.
- Witamy młodą szefową. Jak było na wakacjach? - pyta pan Mark.
- Na wakacjach było - spoglądam na Boltona - świetnie. Wręcz idealnie. Jakby co, jestem w gabinecie taty - informuję i znikam za drzwiami. Opieram się o ścianę, żeby chwilę odetchnąć. Dało się wyczuć te pociągające napięcie, kiedy czułam wzrok Dana na sobie. Moje serce bije jak oszalałe. Żeby się trochę opanować, zabieram się za uporządkowywanie dokumentów.
Wciągnięta w wir pracy, słyszę ciche pukanie do drzwi.
- Zapraszam - podnoszę głos, nie odrywając wzroku od dokumentów.
- Pani prezes, nie przeszkadzam? - odzywa się Dan. Podnoszę głowę i uśmiecham się do niego. Nie widziałam go tylko dwa dni, a stęskniłam się, jakbyśmy nie widzieli się przynajmniej rok. Podnoszę się z fotela i doskakuję do chłopaka, napadając też ustami na jego wargi. Chłopak oddaje pocałunek i popycha mnie lekko na biurko, zrzucając z niego wszystkie posegregowane wcześniej papiery, a następnie sadza mnie na meblu, nie przestając mnie całować. Władczo i namiętnie wdziera swój język do mojego gardła, a ja czuję falę rozkoszy rozlewającą się w moim podbrzuszu. Wplatam ręce w jego włosy i pociągam je lekko. Dan błądzi rękami po moim ciele, aż dociera do końca mojej koszulki i unosi ją, kiedy słyszymy pukanie do drzwi. Bolton natychmiast ode mnie odskakuje, a ja poprawiam T-shirt i schodzę z biurka.
- Proszę - mówię zmieszana, poprawiając włosy i siadając z powrotem w fotelu. Do środka wchodzi pan Greg. Widząc nasz stan ogólny, lekko się uśmiecha. Niech to szlag, jeszcze ojcu powie!
- Ja tylko na chwilę. Szef dzisiaj będzie?
- Podobno nie - spuszczam wzrok ze wstydu.
- Dobrze, dziękuję. Wracam do pracy - mówi i już go nie ma. Spoglądam na mojego chłopaka. Oddycha ciężko, a ja wybucham śmiechem, co po chwili robi też Dan.
- Na pewno się nie domyślił - wypowiada z ironią chłopak, wskazując na porozrzucane dokumenty. Chowam twarz w dłonie, dusząc się ze śmiechu. Po chwili opanowuję się i zbieram papiery.
- Tyle się napracowałam - marudzę. Bolton podchodzi do mnie i przytula od tyłu, ale wyrywam mu się.
- Skaaaarbie - mówi błagalnym tonem.
- Nie, nie. Nie skończę tego do rana.
- Chociaż jeden pocałunek - składa ręce w prośbie.
- Już to widzę, jak na jednym się kończy - stwierdzam sarkastycznie.
- Korzystajmy, póki szefa nie ma - prosi, łapiąc mnie za nadgarstek i przyciąga do siebie. Ponownie chcę się wyrwać, ale tym razem mocno mnie przy sobie trzyma. Patrzy w moje oczy, wręcz wwierca się w nie, co wywołuje u mnie chęć bliskości. Zarzucam ręce na jego ramiona i wtulam się w niego, wdychając kojący zapach jego perfum, warsztatu i jego samego.
- Tęskniłam za Tobą - szepczę.
- Ja za Tobą... - próbuje powiedzieć, lecz przerywa mu pojawienie się taty. Odskakujemy od siebie jeszcze szybciej niż wcześniej.
- Co tu się dzieje? - pyta zdezorientowany mężczyzna.
- Ja... nic. Wychodziłem właśnie - peszy się Dan i szybko znika.
- Sarah?
- Ja tu popracuję - uśmiecham się i zasiadam do dokumentów.
Wyczuwam kłopoty.
Hejka! Po długiej nieobecności macie rozdział. Mam nadzieję, że się spodoba. Gwiazdkujcie, komentujcie. Buziaki!
CZYTASZ
Córka Mojego Szefa
Romance"Nagle czuję, jak On swoim ciałem przygważdża mnie do ściany, a moje ręce przytrzymuje nad głową. Zbliża swoją twarz do mojej. Czuję Jego oddech na mojej szyi. - Dan... co Ty wyprawiasz? - szepczę, dysząc ze zdenerwowania, jak również z podekscytowa...