2. "Ceremonia przydziału"

449 23 5
                                    

Stałam pośrodku Wielkiej Sali razem z pozostałymi pierwszorocznymi. Tuż obok mnie stał Eryk. Rozejrzałam się po pomieszczaniu, które już po kilku sekundach wydało mi się nudne. Dekoracje z herbami założycieli Hogwartu wydały mi się stare i zaniedbane. Nikt nic tu nie zmieniał od wieków, a ja jako osoba, która była prawie pewna, ze nigdy tu nie trafi, zdążyłam przeczytać o zamku wiele ksiąg. Już pierwszego dnia znałam go na wylot. W czasie, gdy Tiara Przydziału śpiewała swoją pieśń, zupełnie nie słuchałam. Było w niej coś o czwórce założycieli, chyba. Ja patrzyłam na stolik, przy którym sądziłam, że za chwilę usiądę. No bo niby gdzie miałaby trafić dziedziczka Slytherina? Widziałam Oscara i jego kumpli patrzących w moją stronę. Myślałam o tym, czy w zielonym szaliku będzie mi do twarzy. Z zamyślenia wytrącił mnie głos dyrektor McGonagall wypowiadający słowa „Eryk Gryffin". Popatrzyłam na mojego znajomego z łódki. Nie wiem czemu, ale jego los nie był mi tak obojętny jak pozostałych. Gdzieś w głębi serca czułam, że mam z nim więcej wspólnego niż mi się wydaje. Pani dyrektor powoli wkładała Tiarę na jego głowę. Nie zdążyła nawet porządnie tego zrobić, a magiczne nakrycie głowy czym prędzej krzyknęło „Griffindor". Chyba nikt wcześniej nie był przydzielony do tego domu tak szybko. W sumie nic dziwnego, że padło na niego. Eryk po prostu emanował odwagą i szczerością. Nie za bardzo mogłam powiedzieć tu o męstwie, bo miał on tak samo jak i ja jedenaście lat. Po tym jak Gryffin usiadł do stołu gryfonów, znów straciłam zainteresowanie ceremonią. Przynajmniej aż do momentu, kiedy zostało wyczytane moje imię. Nazwisko, które widniało na liście nie było moim własnym. Używałam go jedynie po to, żeby uniknąć kojarzenia mojej osoby z moim ojcem. Tak czy siak na słowa „Tamara Jones" podeszłam na środek sali. Nie wiedzieć czemu, ale czułam wtedy ogromne zdenerwowanie. Byłam pewna, że trafię do domu węża. Mimo to, przez moją głowę przebiegła myśl „Od tej chwili będzie zależeć całe moje dalsze życie". Powoli usiadłam na trójnożnym stołku i pozwoliłam założyć sobie Tiarę. Ta cały czas coś gadała jakby sama do siebie:

„Niezwykle tęgi umysł... tak...i ci przodkowie... tak... Jeszcze odwaga... tak...Oraz ogromna potrzeba wprowadzenia zmian... poza tym całkowity brak pewności siebie...nie mówiąc już o potencjale..."

Siedziałam na tym stołku chyba z dwadzieścia minut. Kolejny nowy rekord? Ostatecznie Tiara z wielką satysfakcją krzyknęła słowo „Gryffindor". Normalnie zamarłam z wrażenia. Było dokładnie odwrotnie niż się tego spodziewałam. Dziedziczka Slytherina w Griffindorze?! Czy oni nie byli przypadkiem wrogami? Półprzytomna powoli udałam się w kierunku stołu gryfonów. Towarzyszyły temu gromkie brawa jak w przypadku każdego innego ucznia. Usiadłam zaraz obok Eryka, który chyba najbardziej cieszył się z decyzji Tiary. Ja siedziałam bezmyślnie przez cały ten czas wpatrując się w siedzących po drugiej stronie sali ślizgonów. Patrząc na nich przepełniało mnie nieznane mi uczucie. Czy to była zawiść? Nie... to uczucie było przyjemne. Jakby ktoś zdjął ogromny ciężar z moich pleców. Ja... chyba czułam ulgę.

Z szoku wybudził mnie dopiero zapach jedzenia, które pojawiło się tuż po przemowie pani dyrektor, której nawet nie słyszałam. Na długim stole było mnóstwo pysznych potraw: od pieczonej gęsi po czekoladę. Musiałam szybko coś zjeść inaczej nic by już dla mnie nie zostało. Każdy napychał sobie buzie.

- Widzę, że już się otrząsnęłaś. - zaśmiał się do mnie Eryk, który był usmarowany czekoladą na policzkach. - Aż tak bardzo nie spodziewałaś się, że przydzielą Cię do Gryffindoru?

- A żebyś wiedział. - zaśmiałam się widząc jak komicznie on wygląda. - Moja rodzina niemal od zawsze lądowała w Slytherinie.

- Nazywasz się Jones, tak? Czyli jesteś siostrą Oscara Jones'a? -zapytała nagle siedząca nieopodal starsza dziewczyna. - Tak poza tym, jestem Rita Moon.

- Miło mi cię poznać. - uśmiechnęłam się do niej. - Oscar to mój przyrodni brat. Jones'owie zajęli się mną po śmierci mojego ojca.

- Czyli jesteś sierotą? - mówiła z troską Rita. - Musi być Ci ciężko.

- Nie do końca. - przerwałam jej nim zaczęła przemowę o tym jak mi współczuje. - Jest wiele plusów tego, że mój ojciec nie żyje.Nie jestem nawet w stanie ich zliczyć. Wien tylko tyle, że gdyby żył, to pewnie zabiłby mnie za trafienie tutaj. - zaśmiałam się niezręcznie.

Przez resztę wieczoru rozmawiałam z Ritą i Erykiem. Dziewczyna była na trzecim roku, tak samo jak mój brat. Miała krótko obcięte proste, jasne blond włosy, krótkie rzęsy i błękitne oczy. Łatwo byłoby ją pomylić z chłopakiem, gdyby nie czerwona kokarda na jej włosach, które w świetle sprawiały nawet wrażenie białych. Jej matka była czarownicą a ojciec mugolem. Natomiast oboje rodzice Eryka byli mugolami. Kolejny powód za który ojciec mógłby mnie zabić, gdyby żył.


Czarna pani | Miecz GodrykaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz