9. "Nauczyciel"

195 16 1
                                    


Nie jestem pewna co działo się ze mną przez kilka godzin. Wydaje mi się, że znowu miałam jeden z tych moich dziwnych snów. Jednak tym razem zapamiętałam z niego jedynie urywki, które trudno było posklejać w całość. Jestem pewna, że w tym śnie był Faweks tylko, że był pisklęciem. Pamiętam także twarz chłopca... zdaje mi się, że z nim rozmawiałam... ale ważniejsze było to, że przypominał mi pana Pottera. Po za tymi obrazami w głowie pozostały mi słowa „ Czy zastanawiałeś się... w Gryffindorze... bo o to poprosiłeś". Ile bym oddała, żeby znać całą treść tamtego snu. Jako jedyny wydawał się naprawdę mnie czegoś nauczyć.

Gdy się obudziłam byłam w skrzydle szpitalnym. Słyszałam jak krzątała się po nim stara pani Pomfrey - szkolna pielęgniarka szkolna. Leżałam na twardym łóżku w ciszy nie chcąc zwracać na siebie uwagi kobiety. Zorientowałam się, że penie musiałam zemdleć na tamtej wyspie i pewnie pan Potter mnie tu przyniósł. W końcu jednak zostałam zauważona przez pielęgniarkę i wygoniona z powrotem na lekcje.

Było już około południa, więc następnymi a zarazem pierwszymi zajęciami jakie mnie czekały tamtego dnia była obrona przed czarną magią. Zajęcie te prowadzone były przez naprawdę mało charakterystycznego człowieka - Thomasa Magdeburga. Miał zawsze na sobie popielaty garnitur, który doskonale pasował do jego nudnej osobowości i przeciętnej aparycji. Jego włosy były brązowe a oczy... szczerze nie mam pojęcia.

Weszłam do klasy, gdzie już byli prawie wszyscy pozostali i zajęłam swoje miejsce zaraz obok Eryka. Byłam jednak zbyt zawstydzona tym co działo się rano, więc nawet nie patrzyłam w jego stronę. Mimo to czułam, że on chciał mi coś powiedzieć. Czekał aż w końcu na niego popatrzę, lecz w końcu zorientował się, że nie mam takiego zamiaru, zaczął mówić do moich pleców:

- Mary, nic ci nie jest? Martwiłem się kiedy tak nagle zemdlałaś.

- Chyba widać... - odpowiedziałam cicho nawet się nie odwracając.

- Nie musisz martwic się o swój sekret, nic nikomu nie powiem - kontynuował mimo braku mojego zainteresowania. - I chyba wymyśliłem odpowiedź na pytanie, które ci dzisiaj zadałem.

- Co takiego? - zapytałam i odwróciłam się do kolegi. Naprawdę mnie zaintrygował.

- Opowiedziałbym ci to teraz, ale to chyba jednak nie odpowiednie miejsce. - Uśmiechnął się do mnie. - Ale cieszę cie, że w końcu raczyłaś na mnie spojrzeć panienko...

- Nawet nie waż się tak do mnie mówić - skarciłam go.

- A co mi zrobisz? - uśmiechnął się złośliwie.

W tym momencie otworzyły się drzwi, ale do klasy weszła inna osoba niż mogliśmy się spodziewać. Zamiast naszego nauczyciela ujrzeliśmy samego Harr'ego Pottera, który wszedł do klasy jak gdyby nigdy nic i zajął miejsce za katedrą. Najwyraźniej słysząc końcówkę mojej rozmowy z Gryffinem zwrócił się d mojego przyjaciela:

- Jakkolwiek panna yy... Jones chciałaby się odpłacić, musi liczyć się z karami za złamanie szkolnego regulaminu. Uwierzcie mi, wiem co mówię.

Nikt nie odpowiedział czarodziejowi. Zamiast tego słychać było szepty na temat tego niezwykłego gościa. Każdy z nas zastanawiał się co takie sławny czarodziej tutaj robi i co ważniejsze, gdzie podziewa się profesor Magdeburg.

- Po waszych minach widzę, że zastanawiacie się co stało się z waszym nauczycielem obrony przed czarną magią. - Pan Potter uśmiechnął się do nas i bezradnie podrapał po głowie. - Niestety profesor Magdeburg zachorował i przez dłuższy czas nie będzie mógł prowadzić zajęć. Dlatego profesor McGonagall poprosiła mnie bym tymczasowo zajął jego miejsce. Coś mi mówi, że niedługo tego pożałuję - w tym momencie spojrzał w moją stronę - ale mam nadzieje, że uda nam się to jakoś przetrwać.

W klasie nadal panowała grobowa cisza aż do momentu w którym Potter kazał nam otworzyć podręczniki i rozpoczął lekcję. Jestem prawie pewna, że nikt z niej niczego nie zapamiętał. Byliśmy zbyt pochłonięci tym, że będzie nas uczyła osoba, która pokonała Voldemorta. Na dodatek ja czułem się jeszcze gorzej. Po pierwsze miałam przed sobą osobę, która zabiła mojego ojca. Po drugie on wiedział kim jestem. A po trzecie... no po trzecie... mam to na końcu języka... po trzecie przypominał mi tego chłopca z mojego snu. Moje skupienie było zerowe.

Gdy tylko skończyła się lekcja, Eryk chciał dokończyć rozmowę sprzed kilkudziesięciu minut, ale nie wiedział gdzie. Nie chciał by ktokolwiek o tym usłyszał. Za to ja znałam miejsce, gdzie mogliśmy być całkiem sami...

Czarna pani | Miecz GodrykaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz