18. "Czysta krew zmieszana ze szlamem"

119 8 0
                                    


Gdy chłopcy opuścili już pomieszczenie, pani Pomfery zdjęła i opatrunek i choć oczy miałam zamknięte doskonale wiedziałam, że uważnie mi się przyglądała. Przy okazji cos tam sobie mamrotała pod nosem, ale byłam zbyt zdenerwowana, by cokolwiek zrozumieć. W końcu jednak odezwała się wprost do mnie i kazała otworzyć oczy.

Nie było to łatwe. Każdy nawet najmniejszy ruch powieki powodował niewyobrażalny ból, jednak musiałam go pokonać. „Czarna Pani nie może poddać się z powodu czegoś tak błahego jak ból, powinna nad nim panować" – coś takiego pewnie usłyszałabym od Jones'ów. Te słowa nie były może zgodne z moimi ideałami, ale nie pozwalały mi się poddać. Przygryzając swoje wargi w końcu otworzyłam oczy. Początkowo światło było drażniące, przed oczami miałam tylko biel. Po kilku minutach ustąpiła ona miejsca innym kolorom, które zlewały się w niewyraźne plamy.

- Widzisz cokolwiek? – zapytała uzdrowicielka.

- Wszystko jest bardzo rozmazane – przyznałam ze zmartwieniem.

- Czyli nie jest najgorzej, daj mi obejrzeć twoje oczy. – Plama przede mną chyba była jej twarzą. – Cóż... wyglądają na zdrowe. Problemy ze wzrokiem spowodowane są teraz jedynie pozostałościami magii z rdzenia twojej różdżki.

- Czyli będę widzieć?

- Tak, sądzę, że w przeciągu tygodnia albo dwóch, powinno wszystko wrócić do normy. Mam nadzieję tylko, że przez tego feniksa nie zajmie to dłużej?

- Feniksa? Coś się z nim stało? – dopytywałam się.

- Jego łzy uleczyły twoje fizyczne rany – tłumaczyła kobieta. – Jednak to z jego piór był rdzeń twojej różdżki. Nie wiem, czy nie wpłynie to na czas twojego powrotu do zdrowia.

- Rozumiem. Emm... a czy muszę tu zostać? – mówiłam niepewnie.

- Niestety muszę znowu założyć opatrunek. Będzie ci trudno poruszać się po zamku.

- Tyle razy już się tu zgubiłam, że znam już zamek na pamięć. Zupełnie jakbym spędziła w nim ze sto lat – zaśmiałam się. – Nie potrzebuję już nawet patrzeć, gdzie idę.

- Jeśli tak bardzo chcesz, to idź sobie, ale nie będę składać twojego nosa, jeśli wejdziesz w jakąś ścianę!

Gdy znów miałam opatrunek na oczach, wyszłam ze skrzydła szpitalnego. Skręciłam w stronę Wielkiej Sali z nadzieją, że właśnie zbliżała się pora posiłku. Kierowałam się wyłącznie swoją pamięcią. Co zaskakujące szło mi o wiele lepiej niż gdybym miała patrzeć gdzie idę. Skąd to wiem? Minęłam po drodze Sir Nickolasa, który potwierdził mi, że zmierzam we właściwą stronę.

Zdaje mi się, że byłam już prawie u celu, gdy nagle poślizgnęłam się. Na posadzce rozlana była jakaś ciecz. Była gęsta, ale dopiero jej zapach wprawił mnie w zakłopotanie. To była krew. Leżałam w kałuży krwi. Niezgrabnie czołgałam się po podłodze, próbując znaleźć coś, co pomogłoby mi wstać. Moje dłonie znalazły niestety jedynie inną leżącą osobę. Jej twarz była drobna. To musiała być jakaś dziewczynka z pierwszego lub drugiego roku. Nie mając pojęcia co z nią jest, ani co się stało, zaczęłam krzyczeć. Błagałam o pomoc.

Nie mam pojęcia ile czasu minęło nim ktoś przybiegł, nie wiem też kto to był. Jedyne co pamiętam, że nie minęło dużo czasu nim pojawiła się druga osoba i trzecia, i prawie cała szkoła. Wszyscy widzieli mnie w kałuży krwi oraz ranną uczennicę. Nie obyło się od oskarżających mnie szeptów i prawdopodobnie także spojrzeń.

- Dominique! – usłyszałam przerażony krzyk Victorie przedzierającej się przez tłum. Przebiegła ona tuż obok mnie i objęła małą dziewczynkę. – Dominique, proszę!

- Czyli to twoja siostra... - szepnęłam cicho.

- A ty co tutaj robiłaś tak późno?! – Victorie była naprawdę zdenerwowana.

- Szłam do Wielkiej Sali, poślizgnęłam się i... znalazłam ją – tłumaczyłam się czując na sobie wrogie spojrzenia.

- Nie kłam, to na pewno ty to zrobiłaś, Riddle! – krzyknął jakiś chłopak, miał wschodni akcent.

- Od razu było wiadomo, że zabierając Ciebie, wywołamy tu jakąś katastrofę - zgodziła się z nim Julie.

- Przestańcie! – Eryk stawił się w mojej obronie. Czułam, że stał dokładnie przede mną. – Ona dopiero co opuściła skrzydło szpitalne! Poza tym nic nie widzi. Widzicie ten napis na ścianie? Od razu widać, że nawet jakby była jak jej ojciec, to nie jest jej sprawka.

- To ostatnie mogłeś sobie darować – przyznałam. – A co tam jest napisane?

- Ten kto zrobił to Domique, napisał: „CZYSTA KREW MUSI ZOSTAĆ ZMIESZANA ZA SZLAMEM" – Oskar czytał wyraźnie, by wszyscy usłyszeli.

- To robota Szkarłatnej Damy! – przyznał wreszcie jakiś z uczniów Hogwartu.

- Kimkolwiek ona jest musi mieć nierówno pod sufitem, skoro robi takie rzeczy jednej z Weasley'ów, gdy mój braciszek jest nietknięty...

Niemalże w tym samym czasie, kiedy skończyłam mówić, pojawili się dyrektorowie szkół. Kazali oni się rozejść do dormitoriów. Dominique została zabrana do skrzydła szpitalnego, a jej siostra i ja miałyśmy iśc do gabinetu dyrektor McGonnagall.

Kobieta pytała się najpierw Victorie, czy jej siostra nie mówiła jej, że ktoś się nad nią znęca, albo czy miała jakiś wrogów. Odpowiedzią oczywiście było „nie". Później ja zostałam wypytana o to, co tam robiłam o tak późnej godzinie. Opowiedziałam jak to opuściłam skrzydło szpitalne i miałam nadzieję coś zjeść. Później ja zapytałam się o całą tą Szkarłatną Damę, lecz nie otrzymałam żadnej odpowiedzi.

Po wszystkim zostałam odprowadzona do dormitorium Puchonów, gdzie zmyłam z siebie krew i położyłam się spać. Tamtej nocy moje sny wyglądały zupełnie tak, jakbym korzystała z myśl-odsiewni. Tysiące różnych wydarzeń, tysiące potężnych zaklęć wypowiadanych przez Albusa Dumbledora. Jego potężny głos rozbrzmiewał mi w uszach, czary zapisywały się w mojej pamięci, ale nie aż tak jak widok różdżki, za pomocą których były rzucone. Czarna Różdżka była niezwykła pod każdym aspektem.

Z myślą właśnie o niej obudziłam się, gdy Faweks wylądował na moich nogach.

- Coś się stało? – szeptałam, by nikogo nie obudzić.

W odpowiedzi ptak włożył coś w moją dłoń. Zbadałam dotykiem co to takiego. Piętnaście cali... zdobione... To była Czarna Różdżka! To przypadek, że chwilę wcześniej o niej śniłam?

- Faweks, skąd tyś to wziął? – skrzyczałam go szeptem. – Masz to oddać właścicielowi, zrozumiano?

Feniks zaskrzeczał, jakby zrozumiał, po czym ponownie podał mi różdżkę.

- Ty to jednak jesteś uparty... - przyznałam, po czym wróciłam do spania.

Postanowiłam oddać różdżkę pani dyrektor z samego rana i tym razem serio, a nie tak jak to było z Al'em. Wiedziałam, że różdżka przydałaby mi się, żeby dalej brać udział w Turnieju, ale nie jestem złodziejką. Zdobędę różdżkę w sposób uczciwy i uczciwie wygram. W międzyczasie znajdę też Szkarłatną Damę. Kto zadziera z przyjaciółmi Czarnej Pani, musi na własnej skórze doświadczyć, że za złe uczynki trzeba płacić. Nie tylko swoje.

Czarna pani | Miecz GodrykaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz