19. "Albus i Minewra"

120 10 0
                                    

Następnego ranka obudziłam się z ogromnym zapałem. Musiałam przecież spotkać się z dyrektor McGonagall i wytłumaczyć jej jak znalazłam się w posiadaniu czarnej różdżki. Tym razem miałam zamiar dotrzeć na miejsce bez żadnych problemów.

Poprosiłam Lydię, jedną z uczennic, które przybyły tu ze mną z Beaubatons, aby pomogła mi się ubrać. Na ślepo nie wyobrażałam sobie tego robić samodzielnie. Dziewczyna zgodziła się z ogromną niechęcią. Zapinała guziki w moim mundurku niemal w całkowitej ciszy. Było mi bardzo przykro z tego powodu, więc po prostu musiałam się odezwać:

- Myślisz, że jestem złą osobą?

- Co? – zdziwiła się. – A skąd nagle takie pytanie?

- Mam już dość tego, że wszyscy patrzą na mnie jak na jakiegoś przestępcę – oświadczyłam. – Ile razy mam tłumaczyć, że nie jestem moim ojcem.

- Takie sytuacje jak wczoraj raczej nie budują wizerunku – zaśmiała się Lydia. – Nie myślę, że jesteś zła. Po prostu miałaś pecha.

- Prezent od feniksa, który dostałam w nocy też może wywołać niezłą aferę – przyznałam. – Muszę chyba oddać to dyrektorce Hogwartu.

- Zaprowadzić cię? – zapytała.

- Bardzo dziękuję, ale poradzę sobie. – Uśmiechnęłam się przyjaźnie. - Faweks, idziemy! – zwróciłam się do feniksa będąc przekonaną, że jest w pobliżu. Nie pomyliłam się. Już po chwili poczułam jego małe szpony na mojej głowie.

- Co on tam trzyma w dziobie? – zapytała zaskoczona Lydia. – Czy to jest ta różdżka?

- Jeśli chodzi ci o Czarną Różdżkę, to tak. Nie mam pojęcia gdzie on to znalazł.

- Słyszałam, że Albus Dumbledore wziął ja ze sobą do grobu i tam też wróciła, gdy pokonano twojego tatę – mówiła jednym tchem.

- Więc dlatego mi ją przyniósł... - pomyślałam głośno.

- Co masz na myśli?

- Mnie i Dumbledora coś łączy – wytłumaczyłam spokojnie, powoli kierując się już w stronę pokoju wspólnego. – Nie wiem co to dokładnie za więź. Za to mam absolutną pewność, że nawet jeśli płynie we mnie krew Voldemorta, mam w sobie więcej z czarodzieja, którego on najbardziej się obawiał.

Zostawiając Lydię, szybko przemknęłam przez wspólny pokój Puchonów. Opuściłam dormitorium i kierowałam się w stronę gabinetu dyrektora. Wybrałam najszybszą z możliwych dróg, nie mogłam pozwolić, by coś albo ktoś mnie zatrzymał. Choć nie miałam już nic do ukrycia, nie chciałam, żeby historia potoczyła się takim torem, jak to miało miejsce z Al'em.

W kilka dłuższych chwil znalazłam się przed kamienną rzeźbą stanowiącą przejście do dyrektorskiego gabinetu. Byłam tam poprzedniego wieczoru, ale tym razem czułam strach. „Co jeśli pomyślą, że ukradłam tę różdżkę?" – myślałam dotykając dłońmi kamiennego ptaka. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że nie wiem jakie jest hasło wpuszczające do środka. Kompletnie wyleciało mi z głowy.

- Albusie, pomożesz mi? – szeptałam skupiając się na wszystkich wspomnieniach czarodzieja, jakie posiadałam. – Nie chcę być uznana za złodziejkę. Muszę wytłumaczyć wszystko profesor McGonagall.

Wtedy jak na zawołanie miałam wizję. Choć nie mogłam zobaczyć czubka własnego nosa, oczami duszy doskonale widziałam jakiś dom. Był on chyba na ulicy Pirvet Drive. Widziałam także burego kota, który zmienił się później w starszą kobietę – profesor McGonagall. Rozmawiała ona o czymś z Dubledorem, lecz z całej tej rozmowy usłyszałam jedynie zdanie: „Masz może ochotę na cytrynowego dropsa?".

Czarna pani | Miecz GodrykaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz