3. "Pewnej nocy w zamku"

366 25 13
                                    

Mijały tygodnie, a nawet miesiące. Moja nauka w Hogwarcie szła chyba nie najgorzej, ale w każdym razie nie zadowalająco. Zaklęcia absolutnie mi nie wychodziły. Znałam słowa, wiedziałam w jaki sposób je wypowiedzieć a nawet jaki ruch różdżka wykonać. Mimo to za każdym razem nic się nie działo. Dlatego też nie przepadałam za tymi zajęciami. Za to moim ulubionym przedmiotem okazały się eliksiry, których nauczał opiekun ślizgonów Horacy Slughorn. Przynajmniej tu nauka szła mi doskonale. Było tak dobrze, że zostałam członkinią klubu ślimaka. Chociaż to, że moi przybrani rodzice są bogaci, też miało jakieś znaczenie.

Pewnego wieczoru, wybierałam się właśnie na spotkanie do Slughorna. Szłam szybko korytarzami zamku. Byłam już prawie spóźniona. Mogłabym pobiec, ale miałam na sobie pantofle na lekkim obcasie. Bieg w czymś takim stanowczo zakończyłby się katastrofą. Ja ledwo w tym szłam. Poza tym byłam zdenerwowana tym całym spotkaniem. Nogi miałam jak z waty i myślałam, że zaraz się o nie potknę. Zamiast tego... wpadłam w kogoś. Spojrzałam w górę, na twarz tej osoby. Gdybym już nie była taka blada zbladłabym na widok... nauczyciela. Czemu na brodę Merlina ze wszystkich ludzi musiałam wpaść akurat na nauczyciela? Co prawda był to jeden z młodszych nauczycieli w szkole, więc miałam nadzieję, że będzie dla mnie łagodny. Był to nauczyciel zielarstwa, więc lekcje z nim będę mieć dopiero na przyszłym roku. Nazywał się Neville Longbottom. Słyszałam już o nim przed przyjazdem do szkoły, ale ze względu na moich opiekunów, były to głównie złe rzeczy. Profesor był cały ubrudzony ziemią a po zderzeniu, ja także.

- Prze.. przepraszam. - wyjąkałam. Nigdy wcześniej nie przepraszałam nikogo.

- Nic się nie stało. - nauczyciel mówił spokojnym głosem. - Za takie coś nie odejmę ci punktów. Sam często na kogoś wpadałem, kiedy byłem w twoim wieku.

- Ale ja nie tylko za to chcę pana przeprosić. - mówiłam cała czerwona na twarzy. - Choć to nie moja wina... chcę pana przeprosić za wszystko.

Po tym jak to powiedziałam szybko ruszyłam przed siebie. Pędziłam ile sil w nogach. Zostawiłam profesora zastanawiającego się „Co się właśnie stało?" Nie chciałam zobaczyć jego reakcji. Czułam się głupio. Przepraszałam go za to, co robił mój ojciec, a przecież nikt nie pojęcia o tym jak naprawdę się nazywam. Jaka ja jestem głupia.

Gdy już byłam pewna, ze nikt mnie nie widzi, przystanęłam na chwilę. Nogi strasznie mnie bolały od tych butów, że musiałam je zdjąć. Będąc już boso rozejrzałam się po korytarzu. Nie rozpoznawałam tej części zamku. Zgubiłam się. Nie wiedziałam jak trafić stąd na spotkanie. Byłam załamana. „Teraz to naprawdę się spóźnię..." pomyślałam. Usiadłam na środku korytarza, zastanawiając się w którą stronę się udać. Przez zdejmowanie butów, nie wiedziałam nawet skąd przyszłam.

Nagle zgasły wszystkie światła. Byłam w zupełniej ciemności. Najgorsze jest to, że nie mogłam sobie oświetlić drogi. Wtedy naprawdę żałowałam tego, że jestem beznadziejna w zaklęciach. Gdy już byłam bliska płaczu, pojawiło się w oddali światełko. Zupełnie jakby palił się tam ogień. Światło zbliżało się do mnie. Leciało prosto w moim kierunku. Im bliżej było tym bardziej przypominało mi szkarłatnego ptaka. Widziałam go w tych ciemnościach mimo że jako tako się nie świecił. Ptak wylądował na czubku mojej głowy. Z trudem udało mi się go wyplątać z włosów. Gdy trzymałam go na rękach zdawał się we mnie wtulać. Zupełnie tego nie rozumiałam. Feniksy bardzo trudno oswoić a ten jeden wydawał się być do mnie przywiązany jak mało kto. Od pierwszego dnia szkoły widziałam go już z dwadzieścia razy.

- Feniksie, wiesz może jak się stąd dostać na spotkanie klubu ślimaka? - zapytałam instynktownie.

Oczywiście nic minie odpowiedział. Zamiast tego wyskoczył z moich objęć i pofrunął przed siebie. Niewiele myśląc pobiegłam za nim. Prowadził mnie przez ciemne korytarze. Po jakimś czasie ptak zatrzymał się i z powrotem trafił w moje ramiona. W końcu dotarłam. Tyle, że nie w to miejsce, do którego chciałam. Byłam w wieży astronomicznej.

- Nie chciałam iść do wieży. - mówiłam z wyrzutem do feniksa nawet nie wiedząc czy rozumie co do niego mówię. - Zaprowadź mnie do profesora Slughorna.

Ptak ponownie poleciał. Tym razem zaprowadził mnie w odpowiednie miejsce. Tyle, że nim tam dotarłam, spotkanie zdążyło się skończyć. Zobaczyłam mojego brata wychodzącego z pokoju profesora. Nim to się jednak stało, feniks po prostu zniknął.

- Tamaro, gdzieś ty się podziewała? - mówił niezbyt uprzejmym tonem. - Spotkanie właśnie się skończyło. Poza tym jak ty wyglądasz?! Weź się dziewczyno szanuj.

- Przepraszam, zgubiłam się. - mówiłam ledwo dysząc. Bieganie za ptakiem po zamku to naprawdę wymagająca czynność. - Profesor jest u siebie?

- Tak, ale na twoim miejscu nie pokazywałbym się mu w tym stanie.

Nie biorąc do siebie tego co ględził Oscar, weszłam do pokoju profesora. Ten uśmiechnął się na mój widok i uprzejmie wysłuchał historii o tym jak się zgubiłam. Profesor co jakiś czas się uśmiechał i patrzył na mnie jak na jakiegoś klauna.

- Wiesz panno Jones, że twój przewodnik po zamku był ulubieńcem samego Albusa Dumbledora? - zaśmiał się, gdy skończyłam mówić.- Nazywa się Fawkes i z jakiegoś powodu ciągle Cię obserwuje.

- Pytanie tylko dlaczego... - mruknęłam bez przekonania. Jednocześnie wyjmowałam z mojej zrujnowanej fryzury ptasie pióra.- Jednak nie o tym chciałam porozmawiać, profesorze.

- A o czym to chciałaś pogadać moja droga? - mówił nalewając do filiżanek zielonej herbaty.

- Chodzi o to... byłam ostatnio w dziale ksiąg zakazanych. - Mówiłam powoli starając się zabrzmieć jak najmroczniej. - W jednej ze ksiąg natknęłam się na słowo, które nie do końca rozumiem. To słowo to...

- Przestań! - profesor przerwał mi z miną jakby stał przed nim sam Czarny Pan. - Przestań tak mówić, młoda damo!

- Czyli zabrzmiałam dość przekonująco? - zaśmiałam się na powrót swoim uroczym głosikiem. - Pana mina była bezcenna!

- Skąd taki pomysł, by ze mnie zakpić?! - pytał oburzony Slughorn.

- Nie chciałam z pana zakpić. - wymigiwałam się. - Po prostu chciałam zobaczyć pańską minę, gdy zacznę z profesorem rozmawiać tak jak robił to kiedyś Tom Riddle.

- Ale skąd znałaś treść tej rozmowy sprzed wielu lat? -nauczyciel aż wzdrygnął na dźwięk tego imienia. - Przecież nie było szansy, by ktoś ci o tym powiedział.

- Ma pan rację nikt mi o tym nie powiedział. - mówiłam ze spuszczoną głową. - Wspomnienie tej rozmowy zostało mi wszczepiono niedługo po narodzeniu.

- Kto Ci to zrobił moja droga?! - Slughorn nie ukrywał zaskoczenia.- Kto był aż takim potworem?

- Mój ojciec. - powiedziałam podnosząc wzrok. Skruszona patrzyłam na nauczyciela. Miałam nadzieję, że mnie zrozumie. Po prostu musiałam to z siebie wyrzucić a on wydał się najodpowiedniejszą osobą. - Tom Marvolo Riddle.




*****

Hejka!

Zakończyłam w dobrym momencie? Bo nie jestem pewna.

A tak poza tym mam do was naprawdę ważne pytanie, od którego zależy dalszy ciąg opowiadania (np. kolor włosów profesora Neville'a).
Mam opierać się bardziej na filmach czy książkach?

Piszcze w komentarzach.

Liczę na was!

Czarna pani | Miecz GodrykaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz