4. "Różdżki"

299 20 1
                                    

Byłam właśnie w pokoju profesora Slughorna, mało tego, właśnie wyjawiłam mu swoje prawdziwe nazwisko. Mężczyzna patrzył na mnie ze zdenerwowaniem. W jego oczach widziałam, że nie miał pojęcia jak zareagować na moje słowa. Wyciągnął z kieszeni fraku chustkę o obtarł nią pot z czoła po czym wreszcie raczył przemówić:

- Ty... ty... - nauczyciel wciąż będąc w szoku nie umiał się wysłowić. – Ty jesteś córką Toma?!

- Tak, jestem. – mówiłam z pełną powagą. – Wie o tym tylko pan, moi opiekunowie i jeszcze kilka innych osób.

- Twoi opiekunowie wiedzą? – Slughorn był zszokowany.

- Jasne, że tak. – stwierdziłam ponuro. – W końcu ojciec sam oddał mnie im pod opiekę.

- Nie mów mi, że oni...

- Tak. I nie są jedyni. – stwierdziłam fakty. – Jest wielu ludzi popierających ideały Voldemorta. Chcą bym im przewodziła. Pan jest dla mnie ostatnią deską ratunku.

- Trzeba czym prędzej poinformować o tym dyrektor McGonagal i ministerstwo! – zaproponował mężczyzna.

- Nie! Tylko nie to! – krzyknęłam rozpaczliwie rzucając się na profesora. – Jak ktoś się dowie o tym kim jestem, nigdy nie zaznam spokoju. Błagam niech pan nikomu o tym nie mówi. Przynajmniej do momentu aż nie będę gotowa.

*****

Byłam na szczycie wieży astronomicznej. Zaraz przy mnie stał jakiś chłopak. Miał ciemne włosy i wyglądał jakby był na szóstym roku. Kazałam mu się ukryć, gdy tylko usłyszeliśmy, że ktoś się zbliża. Ku bez większych pretensji, nieznajomy wykonał moje polecenie. Nie widziałam jego twarzy, była zamazana. Po kilku chwilach do wieży wszedł inny szóstoklasista. Jego twarzy także nie potrafiłam dostrzec, ale rzuciły mi się w oczy jego bardzo jasne włosy. Chłopak skierował różdżkę w moim kierunku, groził mi śmiercią i rozbroił mnie z różdżki, której nigdy wcześniej nie widziałam. Nie dałam się zastraszyć, z jakiegoś powodu wiedziałam, że nie jest w stanie tego zrobić. Wtedy na wieżę weszło jeszcze kila innych osób. I u nich Mie mogłam zobaczyć twarzy. Nieznajomi wyraźnie byli nastawieni do mnie wrogo. Wkrótce po tym jak weszli, pewien mężczyzna rzucił na mnie zaklęcie. Zaklęcie uśmiercające. Zaczęłam bezwładnie spadać z budynku. Powoli traciłam obraz przed oczami. Zaczęła ogarniać mnie pustka. Zapamiętałam tylko, że tamten mężczyzna ubierał się na czarno i jego włosy były także tego koloru.

Obudziłam się z wrzaskiem o dziwo nie budząc moich współlokatorek. Odetchnęłam z ulgą, to był tylko sen. Miewałam już kiedyś tak realistyczne sny, ale nigdy nie zdarzyło mi się zostać zabitą w którymkolwiek z nich. Ten jeden raz byłam naprawdę przerażona. Nie byłam już wstanie ponownie zasnąć, więc zaczęłam już się szykować do kolejnego dnia zajęć. Zdążyłam odrobić zaległe zadane prace przed pójściem na śniadanie.

Pierwszymi zajęciami tego dnia była historia Magii. Siedziałam oczywiście zaraz obok Eryka, który jako jedyny był zainteresowany lekcją. Niemalże widziałam płomienie w jego oczach, podczas, gdy nauczyciel przynudzał. Osobiście nie musiałam za bardzo uważać, ponieważ jak praktycznie każdy ze szkoły miałam już gotowe notatki. Wszystkie były kopią jednego egzemplarza. Nikt niestety nie pamięta, kto jest ich autorem. Jedynie mój przyjaciel z nich nie korzysta, choć wie doskonale o ich istnieniu. Ten chłopak musi kochać historię.

Po skończonych zajęciach wraz z Griffinem mieliśmy udać się do Hogsmeade. Tam byliśmy umówieni z Ritą. Już prawie byliśmy przy wyjściu ze szkoły, gdy przypadkowo wpadliśmy na Oscara. DOSŁOWNIE. W pośpiechu po prostu wbiegliśmy w rudzielca i upadliśmy jak kostki domina. Kiedy już wstaliśmy i otrzepaliśmy swoje ubrania, zmroził nas pełen nienawiści wzrok mojego brata. Skierowany był oczywiście na Eryka. Ślizgon trzymał w ręku także różdżkę mojego przyjaciela. Była długa i pełna różnorakich zadrapań.

- Nie dość, że Szlama, to jeszcze różdżkę ma używaną... - zaśmiał się szydząco Oscar.

- Mógłbyś mi ją oddać? – prosił stanowczo Gryfon. – Ta różdżka jest dla mnie bardzo ważna.

- A co mi zrobisz, jeśli jej nie oddam? – drażnił się rudowłosy.

- Oscar, oddaj mu to. – byłam zmuszona się wtrącić.

- Ale...

- Pamiętaj o przysiędze. – dodałam szybko nim zdążył odmówić.

- A ty pamiętaj kim jesteś. – mówił zbulwersowany. – Nie zadawaj się z takimi jak on.

Po tych słowach oddał różdżkę Gryffina. Chłopak bardzo się ucieszył, ze ją odzyskał, mimo że nie miał jej tylko przez kilka minut. Zdziwiło mnie to, jak bardzo jest do niej przywiązany. Nie mogłam o nią nie zapytać:

- Eryk... - przeciągnęłam specjalnie ostatnią sylabę jego imienia. – Dlaczego ta różdżka jest dla Ciebie ta ważna? Wygląda na dość starą i zniszczoną.

- Jest dla mnie tak ważna, ponieważ wiąże się z nią pewna niezwykła historia. – mówił zadziwiająco ciekawym tonem, nie dało się go nie słuchać. – Wszystko zaczęło się na rodzinnej imprezie w mojej rodowej rezydencji. Podczas, gdy dorośli byli zajęci plotkowaniem na różnorakie tematy, wraz z kuzynostwem spędzałem czas na strychu. Bawiliśmy się w rycerzy drewnianymi mieczami. Oczywiście to ja byłem najlepszy... Przechodząc do sedna, w pewnym momencie mój kuzyn potknął się, o jakąś starą skrzynię. Wyglądała na dużo starszą nić dom, więc otworzyliśmy ją . Mieliśmy nadzieję, że znaleźliśmy skarb.

- I co to ma wspólnego z tą różdżką? – zapytałam w końcu.

- Ona była w tej skrzyni. – wyjaśnił chłopak. – Wraz z nią było wiele innych rzeczy takie jak książki czy pusta pochwa na miecz. Wszystko z godłem Gryffindoru.

- Czyli właściciel tej skrzyni uczęszczał do Hogwartu i w dodatku był Gryfonem jak my... - zamyśliłam się.

- Nie spocznę dopóki nie dowiem się, do kogo ona należała. – oświadczył uroczyście. – To przecież różdżka, dzięki której tu jestem.

Nie zauważyliśmy nawet, kiedy doszliśmy do Hogsmeade. Miasteczko było bardzo urokliwe, szczególnie teraz, gdy było zasypane śniegiem. Nie mogłam nacieszyć oczu tym wspaniałym widokiem. Rozglądałam się wokół z zachwytem. I jak już na mnie przystało, znowu na kogoś wpadłam. Nie spojrzałam na początku na tą osobę. Wiedziałam, że to dorosły i bałam się kary, szczególnie, że byłaby to moja pierwsza.

Po chwili dostrzegłam, ze moja różdżka leży na śniegu. Chciałam schylić się, żeby ją podnieść, ale nieznajomy, na którego wpadłam zrobił to szybciej. Teraz już musiałam na niego spojrzeć.

Stało przede mną trzech mężczyzn, z których rozpoznawałam tylko profesora Longbottoma. Jednak szybko Eryk zdołał mi powiedzieć, że mężczyzna, który trzymał moją różdżkę to słynny Harry Potter. Stąd tez szybko domyśliłam się kim był trzeci, rudowłosy mężczyzna, Ronald Wesley. Stałam tak przed tą trójką trzęsąc się trochę z zimna. Pan Potter spojrzał z widocznym niepokojem na moją różdżkę a później ze zdziwieniem spojrzał na mnie. Mruknął coś pod nosem, po czym oddał mi różdżkę i kazał uważać. Następnie wszyscy troje ruszyli przed siebie.

Eryk i ja zrobiliśmy to samo i już bez żadnych problemów dotarliśmy na miejsce spotkania – Gospody Pod Świńskim Łbem.


Czarna pani | Miecz GodrykaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz